Niech żyją serialowe dzieciaki!
Z okazji Dnia Dziecka wspomnijmy naszych ulubionych dziecięcych bohaterów z seriali.
Zapoznajcie się z zestawianiem, naszym zdaniem, najfajniejszych dzieciaków z polskich seriali.
"Wakacje z duchami" Stanisława Jędryki to przede wszystkim pełna tajemnic i przygód opowieść dla najmłodszych. Dziś zapewne niejeden fan tego serialu sam ma dzieci, które chętnie poznałyby przygody pełnych fantazji chłopców z leśniczówki.
Henryk Gołębiewski (Pikador), Roman Mosior (Perełka), Edward Dymek (Mandaryn) mieli już za sobą debiut w znakomitym filmie "Abel twój brat" Janusza Nasfetera. Sprawdzili się przed kamerą, a Stanisław Jędryka potrzebował właśnie takich trzech chłopców do swojego serialu. Wydawało się zatem, że nic prostszego, jak tylko zaprosić ich do udziału w "Wakacjach z duchami". Przeszkoda pojawiła się z najmniej spodziewanej strony.
Stanowcze veto postawił reżyser Janusz Nasfeter: "Ja ich odkryłem, to są moi aktorzy i nie oddam ich!" - powiedział.
- To, że ja rozmawiałem z Nasfetrem na ten temat, było sprawą mojej dobrej woli - mówi Stanisław Jędryka. - Mogłem powiedzieć, że nie obchodzi mnie jego pogląd na ten temat, złożyć propozycję rodzicom dzieci i nie oglądać się na niego. Chciałem jednak być lojalny. I nagle spotkałem się z takim dziwnym stanowiskiem, że on jest właścicielem tych chłopców. W końcu jednak dogadałem się z Januszem Nasfeterem.
Chcesz dowiedzieć się więcej, o losach chłopaków z "Wakacji z duchami"? Zapraszamy do przeczytania naszego tekstu o tajemnicach i kulisach powstania tego serialu!
Poldek i Duduś to jedne z najlepiej rozpoznawalnych chłopięcych twarzy w historii polskich produkcji serialowych.
Henryk Gołębiewski zagrał już wcześniej z Filipem Łobodzińskim. Nie musieli się więc "docierać" na planie "Podróży za jeden uśmiech". Jak to chłopcy w tym wieku, mieli podobne zainteresowania i temperamenty.
- W rzeczywistości Filip tak bardzo nie różnił się od Henia - mówi reżyser Stanisław Jędryka. - Nie miał nic z lalusia czy prymusa. To, że na ekranie mógł stworzyć taki wizerunek, jest zasługą scenariusza Adama Bahdaja i samego Filipa. Zresztą oni obaj, Heniu i Filip, mieli ogromny wpływ na to, że serial tak się spodobał.
Niektórzy krytycy, stojący zawsze na straży poprawności i moralności, zarzucali, że serial promuje cwaniactwo, którą to postawę reprezentuje Poldek Wanatowicz.
Czy też tak uważacie? Przeczytajcie także nasz tekst "Podróż przez 1000 uśmiechów", w którym znajdziecie o wiele więcej ciekawostek dotyczących Poldka i Dudusia.
"Stawiam na Tolka Banana" to kolejny serial Stanisława Jędryki, który wszedł do kanonu telewizyjnych produkcji, w których pierwsze skrzypce grają dzieci. Działało prawo serii. Ponieważ poprzednie adaptacje powieści Adama Bahdaja zostały bardzo gorąco przyjęte przez młodzieżową publiczność, scenariusz "Stawiam na Tolka Banana" zaakceptowano bez zastrzeżeń i ruszyła machina produkcyjna.
Henryk Gołębiewski ("Cegiełka") i Filip Łobodziński (Julek), jako już doświadczeni dziecięcy aktorzy, stanowili filary obsady "Stawiam na Tolka Banana". Odtwórców pozostałych ról trzeba było znaleźć.
- Ktoś mi powiedział, że pan Sieciński, wybitny scenograf teatralny, ma córkę w odpowiednim wieku do roli Karioki - wspomina reżyser.
- Poprosiłem o spotkanie. Spodobała mi się. Agata Siecińska dobrze wypadła na zdjęciach próbnych. Uznałem, że to dobra kandydatura. Miałem poważny problem ze znalezieniem odtwórcy roli "Cygana".
Oprócz tego, że miał to być chłopak o urodzie cygańskiej, musiał jeszcze umieć grać na skrzypcach.
Dlatego szukałem w szkołach muzycznych. Andrzeja Kowalewicza znalazłem w szkole na Żoliborzu. Idealnie pasował do postaci "Cygana" - mówi Stanisław Jędryka.
Ale Andrzej Kowalewicz nie był za bardzo zainteresowany grą w filmie. W końcu jednak ciekawość wzięła górę i chłopiec zgodził się wziąć udział w serialu. Później nie żałował, bo... dzięki roli w filmie jako jedyny chłopak w szkole mógł nosić długie włosy. A za honorarium kupił sobie kilkanaście płyt jazzowych.
Po prasowym ogłoszeniu na zdjęciach próbnych pojawił się Sergiusz Lach.
- Wśród kilkudziesięciu dziecięcych aktorów, którzy zagrali w moich filmach, to był jedyny przypadek, że po próbnych zdjęciach nie miałem najmniejszych wątpliwości - mówi reżyser. - Wiedziałem, że tylko on może być Filipkiem. Lepszego nie mogłem znaleźć.
Jacek Zejdler (Szymek vel Tolek Banan), kiedy znalazł się w obsadzie serialu, był już na pierwszym roku szkoły aktorskiej w Łodzi. Nie obchodził już wtedy, jak widać, dnia dziecka.
Produkcji serialu "Stawiam na Tolka Banana" towarzyszyły jednak wypadki, jakby żywcem wyjęte z filmów Stanisława Barei. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, to zapraszamy do lektury artykułu "Stare miał dżinsy, starą koszulę".
To nie przypadek, że Stanisław Jędryka na swój reżyserski debiut (w 1960 roku miał w dorobku tylko półgodzinny film "Stadion") wybrał "piłkarską opowieść" Adama Bahdaja. Jeszcze jako student Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi grał w piłkę razem z Kazimierzem Kutzem, Jerzym Gruzą, Witoldem Sobocińskim, Wiesławem Zdortem i Ryszardem Berem.
Do serialu "Do przerwy 0:1" Jędryka szukał wyrazistego, młodego chłopaka, który mógłby porwać publiczność. Okazało się, że znalazł go przez przypadek.
- Na Rynku Starego Miasta spotkałem grupkę dzieciaków - wspomina reżyser.
- Wśród nich był sympatyczny blondynek. Widać było, że to on jest przywódcą grupy. Szedłem za nimi kilkaset metrów i ich obserwowałem. Marian Tchórznicki, przyszły Paragon, mieszkał na Bednarskiej. Umówiłem się na spotkanie z nim i jego rodzicami.
Okazało się jednak, że Marian Tchórznicki kompletnie nie radzi sobie na zdjęciach próbnych.
- Tekst w jego wykonaniu wypadał drętwo, obecność kamery go paraliżowała - mówi reżyser.
- Przepadła gdzieś cała ta swoboda, którą zaobserwowałem u niego na ulicy. A przecież w filmie sytuacje były podobne!
Z jednej strony Marian Tchórznicki nie miał kontrkandydata do roli Paragona, z drugiej, Stanisław Jędryka zachował w pamięci sceny zaobserwowane na ulicy. Był przekonany, że właściwie obsadził główną rolę, choć wynik zdjęć próbnych temu przeczył. Reżyser postanowił podjąć ryzyko i obsadził Tchórznickiego w roli Paragona.
Pierwszy dzień zdjęciowy był fatalny. Na szczęście na drugi, w scenie z aktorem Józefem Nowakiem, chłopiec się otworzył i rozwiał wątpliwości co do swojej kandydatury.
Nie wszyscy widzowie zauważyli, że Paragon mówi głosem... kobiety. To zasługa znakomitego dubbingu w wykonaniu nieżyjącej już aktorki Krystyny Chimanienko.
- To ona sprawiła, że Paragon jest wiarygodny i prawdziwy, a pewne sceny nabrały zupełnie innego wymiaru - twierdzi reżyser.
A jak potoczyły się losy młodych aktorów z serialu "Do przerwy 0:1"? Co robią dziś?
- Niewiele wiem o dalszych losach chłopców z tego serialu - mówi reżyser.
- Mogę tylko powiedzieć, że mam luźne kontakty z Marianem Tchórznickim, który już więcej nie próbował swoich sił w filmie. Dziś to potężny mężczyzna, który ma poważne kłopoty ze zdrowiem i sporą nadwagą. Spotykam go czasami na ulicy, albo w jednym z moich ulubionych sklepów na Starym Mieście.
- Kiedyś natomiast jechałem tramwajem, gdzie zaczepił mnie jakiś dryblas: "Dzień dobry, panie reżyserze!". Nie poznałem go. To był Perełka, czyli Janusz Smoliński.
Jednego z kolegów Paragona zagrał Krzysztof Gosztyła, który dziś jest znakomitym aktorem filmowym, ale głównie teatralnym i radiowym.
Więcej informacji o Paragonie i jego kumplach znajdziecie w naszym tekście "Prawdziwa historia kultowego serialu". Zapraszamy do lektury!
Anna i Wojciech Sieniawscy zagrali parę serialowych bliźniaków w produkcji "Dziewczyna i chłopak". - Dla nas to była przygoda życia - mówią zgodnie 41-letnia Anna i o rok od niej starszy Wojciech. W serialu rodzeństwo z Krakowa koncertowo wcieliło się w parę głównych bohaterów: Tosię i Tomka.
Na plan filmowy dostali się dzięki inicjatywie ojca, który w "Expressie Wieczornym" przeczytał o zdjęciach próbnych do nowej fabuły na podstawie powieści Hanny Ożogowskiej.
- Cieszyło nas wszystko, mieliśmy frajdę z dotykania dekoracji i nawet kilkugodzinny dzień pracy na planie nam nie przeszkadzał. Wszystko nas ciekawiło i ekscytowało, dawało prawdziwą przyjemność. Nauka też nie stanowiła żadnego problemu. Po zdjęciach mieliśmy lekcje z polonistką i matematykiem, a byliśmy dobrymi uczniami - powiedział serialowy Tomek w rozmowie ze "Światem Seriali".
Za zarobione pieniądze rodzeństwo zafundowało rodzicom... Fiata 126p. Dniówka wynosiła bowiem aż sześćset złotych, w tamtych latach to były olbrzymie pieniądze.
A czy wy też chcielibyście dostawać prezenty od swoich dzieci? Niekoniecznie na dzień dziecka.
O tym jak potoczyły się dalsze losy Anny i Wojtka możecie przeczytać w tekście "Kupili rodzicom 'malucha'". Zapraszamy do lektury!
A jacy są wasi ulubieni nieletni bohaterowie seriali? Kogo najchętniej znów zobaczylibyście na ekranie? Dzielcie się też swoimi wspomnieniami na forum "Seriale naszej młodości"