"Na wariackich papierach": Szaleństwo to metoda!
Twórcy serialu od początku zdawali sobie sprawę, że ich dzieło nie zyska miana epokowego. Chodziło im głównie o zagwarantowanie widzom świetnej zabawy.
Rok 1987 stał się symbolicznym końcem pewnej epoki w amerykańskim przemyśle telewizyjnym. To bowiem właśnie w tym sezonie po raz pierwszy jeden serial uzyskał zarówno nagrody, jak i nominacje w dwóch zdawałoby się wykluczających się nawzajem kategoriach - "dramat" i "komedia". Tym fenomenem było właśnie "Na wariackich papierach".
Choć Telewizja Polska, która wyemitowała serial po raz pierwszy w 1992 roku, oryginalny tytuł "Moonlighting" skojarzyła właśnie ze spontanicznym działaniem, pełną szaleństwa improwizacją, warto chyba się zastanowić,
co tak naprawdę chcieli nim przekazać amerykańscy twórcy.
Otóż określenie "moonlighting" jest znacznie bliższe takim polskim zwrotom, jak "chałtura" i "fucha".
I tak oto wszystko nabiera sensu - zarówno Maddie Hayes, w która wcieliła się Cybill Shepherd, jak i David Addison grany przez Bruce’a Willisa, początkowo swoje obowiązki w agencji detektywistycznej o nieco idiotycznej nazwie "Blue Moon Shampoo Company" (Fabryka szamponu "Blue moon") traktowali jak mało znaczące zajęcie.
Ona, bo dzięki agencji ciągle przynoszącej straty, nieco naciąga fiskusa, a on doskonale czuje się w roli detektywa-amatora bez żadnych zobowiązań. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy okazuje się, że Maddie została oszukana przez swoich księgowych i wszystkie pieniądze, które zarobiła na wybiegach, nagle wyparowały z jej konta. Po głębszym zastanowieniu dochodzi do wniosku, iż doskonałym rozwiązaniem będzie postawienie "Blue Moon Shampoo Company" na nogi. Takie rozwiązanie nie bardzo jest na rękę leniwemu Davidowi.
Ale... szybko okazuje się, że chętnie podejmuje rękawicę rzuconą przez wyniosłą blond piękność.
Od pierwszego odcinka już wiadomo, że siłą serialu absolutnie nie są zagadki kryminalne. Szczerze mówiąc, scenarzyści powinni jednak czasami troszkę pokomplikować intrygę. Nie bądźmy jednak drobiazgowi, i tak osiągnęli swój zamierzony cel - cała Ameryka przez długie cztery lata żyła jednym pytaniem: czy i kiedy wreszcie Maddie połączy z Davidem ognisty romans?
Tymczasem mijał odcinek za odcinkiem, rok za rokiem, a oni nadal prześcigali się w ciętych ripostach, kąśliwych uwagach i... powłóczystych, pełnych miłości spojrzeniach. Pewnie wielu widzów oglądających "Na wariackich papierach" było zdania, że chyba trudno o mniej dobraną parę niż ta, którą stworzyli Shepherd i Willis.
Ona - wyniosła, zimna blondynka traktująca życie niezwykle serio. Natomiast on - niepoprawny bałaganiarz i kłamca, który swoim ujmującym uśmiechem oraz chłopięcym wdziękiem potrafił rozbroić każdego.
Ale to właśnie ciągłe iskrzenie między bohaterami zadecydowało o ogromnym sukcesie serialu. Co ciekawe, gdy już w końcu scenarzyści zadecydowali, iż "związek" modelki i detektywa powinien zostać skonsumowany i pod koniec trzeciego sezonu wysłali swych bohaterów do łóżka, wyniki oglądalności natychmiast spadły. No cóż, zawsze najciekawsze jest gonienie króliczka...
Cybill Shepherd i Bruce Willis w "Na wariackich papierach" grali właściwie... siebie. Aktorka miała już wtedy za sobą pełną sukcesów karierę modelki i kilka filmowych triumfów (m.in "Ostatni seans" i "Taksówkarz"), a jej partner dopiero wkraczał do show-biznesu. Przed udziałem w serialu, zagrał kilka maleńkich epizodów, a starając się o rolę Davida Addisona, musiał pokonać trzy tysiące kandydatów uczestniczących w castingu.
Trudno się więc dziwić, że gdy Shepherd zorientowała się, iż młodszy kolega kradnie jej show, była wściekła. Zaowocowało to konfliktami zarówno z Willisem, jak i z reżyserem oraz producentami. A konsekwencją ciągłych jej fochów były poważne opóźnienia - serial w każdym z pięciu sezonów nie osiągnął standardowej liczby 22 odcinków. Aktorka żywiła urazę do swojego serialowego partnera jeszcze wiele lat po zakończeniu współpracy.
W wywiadach wypowiadała się o nim mało przychylnie.
- Gdy zaczynaliśmy, całował jak stary wielbłąd. Dopiero Demi nauczyła go, co i jak - opowiedziała jednemu z amerykańskich magazynów. Mimo wszystko, kilka lat temu Shepherd nieco zmieniła front i zaczęła utrzymywać, że jej wielkim marzeniem byłoby zagranie w kinowej wersji "Moonlighting".
Oczywiście u boku Bruce’a Willisa! Natomiast aktor od samego początku dobrze wypowiadał się o produkcji, która wprowadziła go do pierwszej ligi Hollywood.
- Bardzo ciepło wspominam czasy, gdy kręciliśmy "Na wariackich papierach". Dziś, gdy o tym myślę, mam wrażenie, że wtedy bez przerwy imprezowaliśmy - mówił. - Szkoda, że teraz już takich seriali nie robią - dodał ze smutkiem.
Większość widzów z wypiekami na twarzy śledziła erotyczne napięcie towarzyszące Maddie i Davidowi. Ale byli też tacy, którzy kibicowali drugiemu, wcale nie gorszemu duetowi, czyli recepcjonistce "Blue Moon Shampoo Company" Agnes DiPesto (Allyce Beasley) i księgowemu Herbertowi Violi (Curtis Armstrong).
Wątek tego drugiego początkowo pomyślany był tylko na kilka odcinków. Ale popularność, jaką zdobył, sprawiła, iż scenarzyści zdecydowali się pozostawić tę postać na stałe. I dobrze, bo relacje łączące rymującą recepcjonistkę z udającym odważnego księgowym były naprawdę zabawne.
hm
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***