Kto zabił Rosie Larssen? Na pewno nie Amerykanie
Nie jest nowością, że jeśli gdziekolwiek na świecie powstanie film czy serial, który odniesie jako taki sukces, Amerykanie się o tym dowiedzą, przechwycą i przerobią na swoją modłę. Ostatnio żyłą złota jeśli chodzi o remaki okazała się Skandynawia.
W wywiadzie dla Newsweeka, Kyle Reinhardt z Fundacji Scandinavia House w Nowym Jorku, powiedział, że potomkowie Wikingów od zawsze uwielbiali kryminały, jednak głównie w wersji drukowanej. Książki Henrika Mankella, Stiega Larssona czy Jo Nesbo, zanim odniosły światowy sukces, sprzedawały się tam w niewyobrażalnych nakładach. Mimo to, na szklanym ekranie królowały serie zachodnie.
"Nikt w Skandynawii nie oglądał rodzimych produkcji" twierdzi Reinhardt i dodaje "Dopiero kiedy zaczęto dostosowywać je do bardziej uniwersalnych standardów, widownia zaczęła się do nich przekonywać".
Kiedy tylko Skandynawowie zdiagnozowali problem, maszyna produkcyjna ruszyła pełną parą. Trylogia "Dziewczyna z tatuażem" zarobiła nie tylko na pensje kilkuset pracowników szwedzkich wytwórni filmowych, ale też na nową willę Davida Finchera, po tym jak Amerykanie kupili prawa do serii. Na Norwegach wzbogacić planuje się z kolei Mark Wahlberg, który zapowiedział, że "przetłumaczy" Amerykanom "Łowców głów" - film oparty na książce Jo Nesbo.
Jeśli chodzi o produkcje przeznaczone na mały ekran, pierwsi rzucili się na nie Anglicy. Serial o śledczym ze szwedzkiego miasteczka Ystad, Kurcie Wallanderze, można było w Polsce oglądać zarówno w wersji z Kristerem Henrikssonem, jak i Kennethem Branagh’em.
Który z nich lepiej oddał charakter neurotycznego komisarza pozostaje kwestią sporną. Z kolei "Most nad Sundem", który w zeszłym roku pokazało Ale kino, ma w tym roku swoją amerykańską premierę. Jankesi wytoczyli przeciwko Skandynawom ciężkie działa - w roli głównej zobaczymy Diane Kreuger.
Jak do tej pory większość z wymienionych produkcji pochodziła ze Szwecji lub Norwegii ale w państwie duńskim - jeśli chodzi o seriale - wcale źle się nie dzieje. "Forbrydelsen" - serial kryminalny o detektyw Sarze Lund z 2007 roku zyskał w Europie niemałą popularność. Potem standardowo pojawili się Amerykanie, kupili prawa do serii, zmienili imiona bohaterów na łatwiejsze do wymówienia i przenieśli akcję do Seattle. Na fanów padł blady strach, bo powszechnie wiadomo, że większość dobrych europejskich produkcji zaanektowanych przez Hollywood kończy marnie. Opatrznośc czuwała jednak nad "The Killing", czyli nową wersją "Forbrydelsen". Może nawet coś więcej niż opatrzność, bo efekty są naprawdę dobre.
"The Killing" to historia zabójstwa nastolatki - Rosie Larssen, która ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Śledztwo prowadzi detektyw Sara Linden, na spółkę ze swoim partnerem, Stephenem Holderem. Jak to w skandynawskich kryminałach bywa, dobrze poprowadzona historia rozwija się we własnym tempie, co nie znaczy że jest pozbawiona niespodziewanych zwrotów akcji. Ku powszechnemu zaskoczeniu amerykańscy producenci tym razem powstrzymali swoje ciągoty do zmieniania głównego podejrzanego trzy razy na odcinek i w efekcie nie zabili północnego ducha serialu. Również Seattle nadspodziewanie dobrze sprawdza się jako alternatywa dla Kopenhagi - zimne kolory, brudne chodniki, od czasu do czasu kawałek podmiejskiego lasu - ma się niemal wrażenie, że zostaliśmy w Europie.
Sukces seria zawdzięcza odtwórcom głównych ról - Mireille Enos i Joelowi Kinnamanowi. Enos wciela się w postać, której wcześniej ze świecą szukać w telewizyjnych kryminałach. Detektyw Sarah Linden, mimo, że na pierwszy rzut oka wygląda dość niepoważnie - z włosami zebranymi w kucyk i sweterku ze skandynawskim wzorkiem, podchodzi do pracy w policji ze śmiertelną powagą. Właściwie poza nią życie dla niej nie istnieje. Kiedy sprawa Rosie Larssen wypływa na światło dzienne, Linden rzuca wszystko, łącznie z przygotowaniami do ślubu czy wychowywaniem nastoletniego syna, i zaczyna poszukiwania mordercy. Postać skomplikowana, pełna sprzeczności, którą niełatwo polubić - całkiem duże wyzwanie aktorskie jak na "zwykły" serial kryminalny.
Z kolei grany przez Kinnemana, Stephen Holder, to zupełnie inny typ - wesołkowaty chłopak ze slumsów, były narkoman, który przeszedł na jasną stronę mocy. To on zapewnia w serialu odskocznię od rozlicznych neuroz Linden. Na pierwszy rzut oka niedopasowani, z czasem tworzą całkiem zgrany duet, a cięte riposty, którymi się na każdym kroku częstują przypominają potyczki słowne Mudlera i Scully z najlepszych lat "Archiwum X".
Oryginalna seria "Forbrydelsen" ma dwa sezony. Amerykanie prowadzeni za rączkę oryginalnego scenariusza nakręcili również dwa, trzymające bardzo wysoki poziom. Porwali się też na serię trzecią, której ostatnie odcinki telewizja AMC wyemituje na dniach. I tu także pozytywne zaskoczenie, bo mimo braku skandynawskiej podkładki serial wcale nie traci. Kolejne tajemnicze zabójstwa, więzień skazany na śmierć, zagubieni księża i nastoletni narkomani w tle w tym przypadku oznaczają kawał dobrej telewizji.
Od każdej reguły musi być wyjątek, a jeśli chodzi o amerykańskie remaki skandynawskich seriali "The Killing" na szczęście takim właśnie się okazało.