„Jeden na jeden” z Goranem Visnjicem

"Przekraczając granice" opowiada o pracy Międzynarodowego Biura Kryminalnego (ICC), elitarnej jednostki policji, ścigającej przestępstwa na terenie całej Europy. Zadaniem europejskiego odpowiednika FBI jest doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości najgroźniejszych międzynarodowych kryminalistów. Sześć miesięcy po wydarzeniach z finału drugiego sezonu serialu, Michel Dorn (Donald Sutherland) reaktywuje komórkę ICC po zaginięciu jednego ze swoich prokuratorów. W trzecim sezonie do zespołu dołączą: ekspert od porwań Marco Constante (w tej roli znany z Ostrego dyżuru Goran Visnjic), wybitna detektyw o szwedzko-amerykańskich korzeniach, Carine Strand (znana z serialu Lost - zagubieni Elizabeth Mitchell), a także londyński policjant Luke Wilkinson (Stuart Martin).


W 10. odcinku nowego sezonu produkcji zobaczymy Jakuba Gierszała w roli Jovana Petrica - młodego mężczyzny do towarzystwa, uwikłanego w śmierć jednego ze swoich klientów. W kolejnym epizodzie serialu członkowie ICC przeniosą się do Polski, aby zbadać sprawę wybuchu bomby w szatni klubu piłkarskiego.

W 11. odcinku "Przekraczając granice" wystąpią:  Adam Fidusiewicz jako młody neonazista Artur Słomski; Krzysztof Janczar jako były trener piłkarski oraz Bartłomiej Kasprzykowski wcielający się w rolę fanatycznego kibica swojej drużyny.

Reklama

Premiera trzeciego sezonu serialu "Przekraczając granice" w poniedziałek 12 października o godz. 21.00 w AXN. Kolejne odcinki serialu w każdy poniedziałek o godz. 21.00 w AXN.

Słynny polski operator Sławomir Idziak powiedział kiedyś, że aktorstwo to sztuka ukrywania, a nie pokazywania.

- To prawda.

Pana rola w "Crossing Lines" to doskonały przykład. Marco dołącza do jednostki ICC, bo jest specjalistą od porwań, ale ma również swój własny plan, który musi utrzymać w tajemnicy przed innymi przez cały sezon.

- To ciekawe, że Pan o tym wspomniał, bo choćby dziś kręciliśmy scenę z Elizabeth [Mitchell] i mną, która ma z tym wiele wspólnego. Postać grana przez Elizabeth, czyli Carine, opowiada o siostrze Marco, która została porwana. Wie doskonale, że traktuje to wszystko bardzo osobiście. Kilka godzin przed rozpoczęciem zdjęć scenarzyści przesyłają nam kilka nowych kwestii do tej sceny. Chcieli, żeby Marco więcej opowiedział o swoich uczuciach. Zdecydowanie się sprzeciwiałem. Według mnie jest bardziej przekonujący, gdy tylko milczy, bierze łyk kawy i odchodzi. Coś takiego mówi o jego stanie psychicznym zdecydowanie więcej, niż gdyby rozwodził się nad tym. Wystarczająco dobry aktor jest w stanie bez słów pokazać, co przeżywa. Gdy mówisz za dużo, nie pozostawiasz miejsca na odkrywanie. Aktorstwo zdecydowanie polega na ukrywaniu, a nie pokazywaniu. Trzeba po prostu znaleźć złoty środek.

Wygląda na to, że ma Pan dużo swobody artystycznej na planie "Crossing Lines", skoro może Pan decydować o pominięciu lub pozostawieniu kwestii.

- Uważam, że tak powinno być w przypadku każdego dobrego serialu. Pracując nad produkcją telewizyjną trzeba zostawić ego za drzwiami i skupić się na osiągnięciu jak najlepszego efektu. To praca zespołowa, otwarta dyskusja, współpraca - jeden żyjący i oddychający organizm. Całe szczęście to nie dyktatura [śmieje się]. Jeżeli zaproponowałbym coś dobrego, dlaczego dobry scenarzysta miałby nie posłuchać?

 Czy ma Pan takie doświadczenia również w pracy nad produkcjami telewizyjnymi w Stanach? Np. przy "ER"?

- Najlepsze odcinki "ER" zostały napisane przez scenarzystów, z którymi miałem bardzo dobry kontakt i z którymi zawsze mogłem omówić poszczególne sceny. Bardzo często byłem niemal całkowicie zadowolony z materiału, ale czasem chodziło o jedno słowo, czy jedno zdanie. Nie musiałem wiedzieć dokładnie, co było z nim nie tak, albo jak to poprawić, ale zawsze mogłem poprosić scenarzystę o zaproponowanie czegoś innego. Tak samo jest tu - wszyscy słuchają, gdy chcę sam coś zrobić, bo wiedzą, że nie realizuję swoich własnych interesów. Po prostu chcę całość ulepszyć.

 "Crossing Lines" to wyjątkowa produkcja: akcja toczy się w Europie, serial kręcony jest przez europejską ekipę i europejskich aktorów, którzy nie są jeszcze związani z konkretnym państwem europejskim.  Wiele lat minęło od czasów oferowania widzom seriali z amerykańskim krajobrazem w tle, więc ten serial jest jak powiew świeżego powietrza.

 - Jeżeli mowa już o amerykańskiej telewizji: jest ona opłacana przez amerykańskie sieci telewizyjne i amerykańskie kanały w sieciach kablowych, dlatego w amerykańskich produkcjach oczekuje się nieskazitelnej angielszczyzny od aktorów. Dlatego właśnie w ich serialach telewizyjnych spotkamy raczej Amerykanów lub Brytyjczyków, niż artystów z innych części świata.

-  Jestem Chorwatem i Bóg jeden wie ile wysiłku kosztowało mnie opanowanie angielskiego w stopniu biegłym! Niektórym Europejczykom ciężko jest pozbyć się akcentu. Bardzo łatwo jest, np. Szwedom i Duńczykom. Francuzi mają z tym ogromne trudności. To między innymi dlatego aktorzy ze Szwecji tak dobrze sobie radzą w Ameryce.

Nie uważa Pan tego za przełom, że "Crossing Lines" cieszy się dużą popularnością, ma duży budżet, jest oglądany na całym świecie, a nie dzieje się w Stanach, tylko w Europie? Czy może służyć za przykład, jak można robić rzeczy inaczej?

- W obsadzie "Crossing Lines" jest Elizabeth Mitchell, Amerykanka, Donald Sutherland, Kanadyjczyk, Niemiec, Włoch, itd. Fabuła serialu dzieje się w Europie. Kręci się tu coraz więcej seriali. Na przykład “Grę o tron". Wszystko idzie w tym kierunku. Weźmy na przykład Chorwację. Krok po kroku buduje dla siebie zupełnie nową markę. Przyjeżdżają tam turyści, którzy podziwiają piękne wybrzeże, fajne restauracje i wspaniałe hotele. Jest tam też siedem czy osiem parków narodowych. Są tam wspaniałe lokacje do wykorzystania na potrzeby telewizyjne i filmowe. A dostęp do tego wszystkiego jest znacznie łatwiejszy niż kiedyś.

- Powiedzmy sobie szczerze, Amerykanie są bardzo pragmatyczni. Jeżeli zobaczą dobrą lokację za niewielkie pieniądze, po prostu tu przyjadą. To dzieje się właśnie teraz, a zapewniam, że to dopiero początek.

Proszę opowiedzieć trochę o związku, jaki łączy graną przez Pana postać i postać graną przez Elizabeth Mitchell. Dołączyliście do obsady w tym sezonie i po zwiastunie wydaje się, że jest między wami silne napięcie?

- Trzeba budować napięcie! Mawiam, że nudno jest grać postaci, którym wszystko się układa. Im trudniejszy okres dla mojej postaci, tym ciekawiej mi się ją gra. Carine, postać grana przez Elizabeth oraz Marco zawsze się kłócą - mają swoje lepsze i gorsze dni. Carine pracowała kiedyś dla Michela Dorna [postaci granej przez Donalda Sutherlanda] w ICC, jako jeden z najlepszych śledczych. Teraz dostała awans na stanowisko dowódcy specjalnej jednostki ICC. To jedna z tych osób, które nie mają zbyt wiele życia prywatnego. Pracuje 24 godziny na dobę. Nic nie przyszło jej łatwo w życiu, więc musi naprawdę ciężko pracować, żeby coś osiągnąć.

- W pewnym sensie to przeciwieństwo postaci Toma [Wlaschiha]. Ten facet jest po prostu niesamowity - wszystko przychodzi mu z taką łatwością!

Czyli aktorstwo to dla ciebie przeciwieństwo prawdziwego życia, tak? Najlepiej, jak jest pod górkę?

- Dokładnie! [Śmieje się] Chcesz, żeby w życiu było ci łatwo i przyjemnie, ale żeby twoja postać była złożona i trudna do zagrania. Im w trudniejszej jest sytuacji, tym ciekawiej się gra.

Jakie to uczucie powrócić do ojczyzny i kręcić tu?

- To wielka frajda, naprawdę.

Urodziłeś się tutaj i tu powstały pierwsze filmy z tobą, więc pewnie jest też trochę sentymentalnie.

- Pracę jako aktor zacząłem... podczas wojny w latach 90. Miałem tylko 18 lat. Później grałem w jeszcze jednym filmie w Bośni, gdy miałem dwadzieścia kilka lat. Mój ostatni film w Chorwacji kręcono około dziesięć lat temu. Już wtedy ostro pracowałem przy "ER" w Stanach. Pamiętam ulgę, jaką odczułem, gdy po raz pierwszy wróciłem do pracy w moim ojczystym języku. Mówić po chorwacku przed kamerą było o wiele łatwiej.  Na planie "Crossing Lines" jest tylu Czechów, Słowaków, Brytyjczyków, Amerykanów, Niemców i Chorwatów, że czuję, że mój angielski pogarsza się z dnia na dzień. Cały czas przechodzę z jednego języka na drugi i już wszystko mi się miesza [śmieje się].

Ale dobrze jest być znów w domu i pracować tu?

- Tak, oczywiście. Trochę mi przykro, że nie jesteśmy bliżej Sibenika, skąd pochodzę. To dalej na południe. Przynajmniej udało mi się odwiedzić rodziców. Nawet w tej chwili mają u siebie turystów z Polski. Mama prowadzi wypożyczalnię. Rozmawiałem z nią przez telefon przed chwilą i usłyszałem obcy język. Brzmiało jak polski, a moja mama go nie zna. To pewnie oni. Od wielu lat już nas odwiedzają. Zabawne jest to, że nie mówią ani słowa po chorwacku, a moja mama w ogóle nie mówi po polsku, ale jakoś porozumiewają się doskonale w swoich własnych językach. Wydaje mi się, że Polacy i Chorwaci nie różnią się tak bardzo. Przynajmniej, jeżeli chodzi o języki [śmieje się].

swiatseriali.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy