Historia kamienicy przy ulicy Złotej

Serial "Dom" można uznać za fenomen na skalę światową. Już sam fakt, że raptem 25 odcinków powstało w okresie aż ponad dwudziestu lat, jest ewenementem w historii telewizji.

Losy mieszkańców kamienicy przy ul. Złotej 25 w założeniu telewizyjnych decydentów miały zilustrować opowieść o osiągnięciach PRL-u. Lecz dzięki talentowi i sprytowi twórców serialu, którzy wręcz w ekwilibrystyczny sposób wyprowadzali w pole cenzorów, stały się historią o trwaniu wbrew ustrojowym absurdom i ograniczeniom.

- Dzięki zdolnościom scenarzystów do "gimnastyki" serial ten - zamiast stać się katalogiem sukcesów PRL-u - właściwie stał się kalendarzem kryzysu - twierdzi Janusz Gazda, który z ramienia TVP od samego początku był związany z jego produkcją.

Reklama

- Na pewno udało im się zachować prawdę o tamtych czasach. Umieli przy tym pokazać życie zwykłych ludzi. Bohaterowie "Domu" są prawdziwi aż do bólu, tak samo zresztą jak i ich dialogi. Nie mówią np., że ktoś umarł, tylko, że komuś piasek chrzęści w zębach.

My, widzowie, myśląc o ulubionym serialu, przywołujemy w pamięci twarze i nazwiska znakomitych aktorów. Ale nie byłoby "Domu", a już na pewno nie w tym kształcie, gdyby nie wielki talent dwóch jego scenarzystów - Jerzego Janickiego i Andrzeja Mularczyka.

Obaj autorzy nie tylko wznieśli się na wyżyny swojego rzemiosła, ale włożyli w tę opowieść wiele uczucia i życiowego doświadczenia. Nic dziwnego, że Ilona Łepkowska, nazywana dziś królową polskich seriali, bardzo ceni "Dom", a ekspozycję bohaterów w pierwszym odcinku uważa za "mistrzostwo świata".

- Zdjęcia do pierwszego odcinka rozpoczęły się w 1979 roku, a realizację ostatniego zakończono w 1999 roku - wspomina Andrzej Mularczyk (m.in. "Sami swoi").

- Ten dwudziestoletni okres był, oczywiście, wymuszony przez różne okoliczności. W stanie wojennym zawieszono produkcję, a potem próbowano wymusić na nas jakieś cięcia, na które nie chcieliśmy się zgodzić.

- Później nie puszczano "Domu", a jak przyszła transformacja, nie było pieniędzy i pojawiła się inna ekipa, która nie chciała kontynuować starych rzeczy i robiła swoje. Aż wreszcie, z trudem, przebiliśmy się do I programu telewizji i po potwornych mękach organizacyjno-ekonomicznych udało się doprowadzić opowieść do roku 1980. Ale przeżyliśmy takie katorgi, że już nie chcieliśmy tego przedłużać. Powstało 25 półtoragodzinnych odcinków i to jest chyba maksimum odporności widza.

W 1980 roku TVP rozpoczęła emisję pierwszej serii "Domu", która obejmowała odcinki od 1 do 7. Druga seria (odc. 8-11) powstała i była emitowana już w stanie wojennym. W 1987 roku nakręcono odcinek 12, który miał być zakończeniem "Domu". Jednak w latach 1996-1997 powstała jeszcze seria trzecia (odc. 13-20), a w 2000 roku seria czwarta (odc. 21-25).

Opowieść kończy się w 1980 roku, w momencie podpisania porozumień sierpniowych. Dlaczego twórcy nie chcieli jej kontynuować, wszak w kolejnych latach nie brakowało dramatycznych zwrotów w historii Polski?

- To był serial epicki, ukazujący pejzaż społeczny i polityczny. Tamta rzeczywistość odbiła się na decyzjach życiowych bohaterów. A kiedy byśmy z opowieścią weszli w stan wojenny i całą gorączkę podziałów, trzeba by się tym zajmować - twierdzi Andrzej Mularczyk.

- Po pierwsze, jest to bardzo trudne i stałoby się jeszcze bardziej publicystyczne niż nawet to, co do tej pory stworzyliśmy. Po drugie, tak naprawdę nikogo to już w tej chwili nie obchodzi. Poza tym uważaliśmy, że najlepiej pozostawić widza z pewnym poczuciem nienasycenia.

Narodził się natomiast pomysł autorstwa aktora Tomasza Borkowego (Andrzej Talar), by stworzyć fabułę kinową "Dom w 20 lat później". Jednak okazało się, że dla tej produkcji nie ma już tzw. klimatu, a śmierć reżysera serialu Jana Łomnickiego (2002 roku) i scenarzysty Jerzego Janickiego (2007 roku) najwyraźniej doprowadziła do zaniechania projektu.

Koniec świata!

Przez serial przewinęły się dziesiątki znakomitych aktorów. A prywatne losy niektórych z nich jakby dopełniały historię opowiedzianą w "Domu".

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że najpopularniejszą postacią "Domu" był dozorca Ryszard Popiołek w rewelacyjnej interpretacji Wacława Kowalskiego. Popiołek stoi nie tylko na straży wejścia do kamienicy, ale też za wszelką cenę pragnie bronić dawnych wartości i dobrych obyczajów. Rzeczywistość jest jednak silniejsza od determinacji sumiennego gospodarza domu, dlatego tak często powtarza: "Koniec świata!".

To był jeden z tych rzadkich przypadków w historii polskiej kinematografii, że rola została napisana dla konkretnego aktora. Od początku Andrzej Mularczyk uważał, że najlepszym Popiołkiem będzie Wacław Kowalski. Scenarzysta i aktor zaprzyjaźnili się w czasie produkcji komedii wszech czasów "Sami swoi".

- Umówiliśmy się z reżyserem Janem Łomnickim, że dozorcę zagra Wacław Kowalski i od początku wykorzystywaliśmy to, co on ze sobą niósł - wspomina Andrzej Mularczyk.

- Tak więc: jakąś jego zawziętość, i jego ciepło; jego serce, i zarazem jakieś takie charakterystyczne dla niego wścieklizny.

W 12 odcinku Ryszard Popiołek ginie w tragicznym wypadku. Aktor był już wtedy ciężko chory (zmarł w 1990 roku), nie mógł więc kontynuować swojej roli. Na pogrzeb Popiołka przyszli wszyscy mieszkańcy z kamienicy przy ul. Złotej.

Ale nie tylko. Wśród żałobników można dostrzec scenarzystów Stanisława Janickiego i Andrzeja Mularczyka - to piękny hołd oddany wielkiemu aktorowi. Mowę pożegnalną wygłasza doktor Sergiusz Kazanowicz (Tadeusz Janczar). Jest to nie tylko najpiękniejsza i najbardziej wzruszająca scena w całym serialu, ale też jedna z najwspanialszych w historii filmu.

Dr Kazanowicz mówi: "Panie Boże, tak się nie robi. Czy On był Ci tam potrzebny? Czy tam trzeba zamiatać? Czy tam trzeba polewać? Czy tam trzeba kogoś, żeby bramę otwierał? Dlaczegoś nam go zabrał? Co to za dom bez pana Popiołka? Co to za Warszawa bez niego? Panie Rysiu, tu nie lokatorzy stoją. Tu stoją sieroty. Sieroty po tobie".

Ta mowa nad grobem jest nie tylko pożegnaniem szanowanego gospodarza domu, ale i zapowiedzią nowych, gorszych czasów, którego uosobieniem będzie nowy dozorca Prokop, partacz i konfident.

Tadeusz Janczar już w czasie zdjęć do 12 odcinka był również ciężko chory. Zmarł w 1997 roku, a rola doktora Kazanowicza należy do najwybitniejszych w dorobku tego znakomitego aktora. To był właśnie jeden z fenomenów "Domu", że zakulisowe dramaty przekładały się na autentyczne emocje na planie.

Wiśta wio, łatwo powiedzieć!

Reżyser Jan Łomnicki długo poszukiwał aktora do roli Andrzeja Talara. Tomasza Borkowego polecił mu jeden z przyjaciół z branży filmowej. Aktor od razu spodobał się reżyserowi.

Ale okazało się, że Borkowy... nie chce grać w serialu, bo miał inne plany artystyczne.

Zaproponował Janowi Łomnickiemu zaangażowanie do roli Andrzeja Talara swojego młodego i zdolnego kolegi Krzysztofa Pieczyńskiego. Łomnickiemu Pieczyński się spodobał i zaangażował go do roli Bronka Talara, natomiast nie zrezygnował z obsadzenia Borkowego.

Jak twierdzi aktor, o przyjęciu roli zadecydowała miłość i... szantaż. W tym czasie jego narzeczoną była Barbara Hollender, córka najbardziej wpływowego producenta filmowego w Polsce. Wilhelm Hollender powiedział, że jeśli Borkowy nie przyjmie roli, to nie ma co się pokazywać u niego w domu.

I tak aktor z rodziny o inteligenckich korzeniach (syn adwokata) zagrał sprytnego chłopaka ze wsi, który dzięki wytrwałości i uporowi zdobywa wykształcenie, a także - na pewien czas - staje się mężem dziewczyny z szacownej warszawskiej rodziny.

Mimo że początkowo Tomasz Borkowy bronił się przed przyjęciem roli, stał się jednym z dobrych duchów serialu, który żarliwie namawiał twórców do jego kontynuacji. Do dziś jednak twierdzi, że nie cierpiał napisanego mu przez scenarzystów powiedzonka: "Wiśta wio, łatwo powiedzieć". Za to na pewno obsadowe negocjacje przyczyniły się do początków wielkiej popularności Krzysztofa Pieczyńskiego, który od czasów "Domu" nie może opędzić się od wielbicielek.

Teksty i konteksty

"Dom" opowiada o tragicznych i bolesnych zdarzeniach z naszych dziejów. Ale żadnej dobrej historii nie da się opowiedzieć wyłącznie w żałobnej tonacji. Perypetie pary kreowanej przez Bożenę Dykiel (Halina Wrotek) i Jana Englerta (Rajmund Wrotek - "riki tiki tak") są niezbędną przyprawą humoru i nieokiełznanego żywiołu.

Z kolei Zbigniew Buczkowski rolą Henia Lermaszewskiego zamknął usta wszystkim złośliwcom z branży, którzy uważali go za amatora.

Były też ciekawostki damsko-męskie. Podczas gdy Jan Englert grał męża Bożeny Dykiel, jego ówczesna żona Barbara Sołtysik "mieszkała" na Złotej z niejakim Kostkiem Bawolikiem (Stefan Szmidt).

A Basia Lawinówna, czyli aktorka Jolanta Żółkowska, w rzeczywistości również została życiową partnerką Krzysztofa Kołbasiuka (zmarł w 2006 roku), który wciela się w postać poety Łukasza Zbożnego.

Przy tej ogromnej produkcji (każdy odcinek miał metraż filmu fabularnego!) twórcy pozwalali sobie również na żarty środowiskowe. W jednym z odcinków występuje Stanisław Bareja w roli reżysera pierwszego polskiego powojennego filmu "Zakazane piosenki". W rolę idola telewidzów Stanisława Mikulskiego wciela się Stanisław Mikulski.

W jednym z odcinków pojawia się Daniel Olbrychski, który tak zachwycił Danusię (Magda Stużyńska) rolą Azji, że dziewczyna pragnie stracić z aktorem dziewictwo.

W amerykańskich soap operach, a nawet i w polskich "tasiemcach" zdarzało się, że daną postać zastępowano innym aktorem czy aktorką. Natomiast w typowym serialu jest to niespotykana praktyka.

I w tym przypadku "Dom" jest wyjątkiem. Po pierwszej serii grająca Lidkę Jasińską Joanna Szczepkowska odmówiła udziału w kontynuacji serialu. Aktorka twierdziła, że w sytuacji stanu wojennego obawiała się manipulacji i wprowadzenia do fabuły treści, z którymi się nie zgadzała. Joannę Szczepkowską w roli Lidki zastąpiła Dorota Kawęcka.

Natomiast Joannę Pacułę, która zagrała Ewę Szymosiuk, stan wojenny zastał w Paryżu. Aktorka nie wróciła do Polski i zaczęła robić karierę w filmach zachodnich, m.in. w "Gorki Park" i "Ucieczce z Sobiboru". Rolę Ewy Szymosiuk przejęła Halina Rowicka.

W stanie wojennym Tomasz Borkowy, organizując wręcz filmową intrygę, uciekł do Wielkiej Brytanii. Ówczesny tygodnik satyryczny "Szpilki" skomentował to krótkim zdaniem: "Bohaterze, wracaj do domu".

Wrócił, gdy tylko okazało się, że Andrzej Talar znowu potrzebny jest na Złotej.



Podyskutuj o serialu na naszym FORUM:

Fenomen "Domu"

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy