Gwiazdy wspominają święta
Serialowe gwiazdy i ich świąteczne anegdoty.
Jednym z prezentów, który utkwił mi w pamięci, jest mikroskop. Miałem osiem lat i prosiłem o niego, a tata droczył się ze mną, mówiąc, że Mikołaj nie robi takich podarków. Okazało się inaczej! Jednak u nas prezenty zawsze schodziły na drugi plan. Najważniejsze były rodzinne spotkania i wspólnie spędzony czas. Od kilku lat tradycyjnie, w tym samym gronie bliskich. I w tym tkwi ich piękno. Nigdy nie zmieniłem tego schematu. Może w tym roku, bo jeszcze nie mam planów.
Niestety, dość wcześnie przestałam wierzyć w Mikołaja. Myślałam, że wlatuje przez okno, aż pewnego dnia zobaczyłam mamę, która zakradała się do mojego pokoju z prezentem. Zawsze jednak stawała na wysokości zadania. Jeden z ukochanych upominków, który do dziś wspominam z ogromnym sentymentem, to piękne czarne lakierki. Tak mi się podobały, że pierwszego dnia spałam z nimi w łóżku. Byłam zachwycona.
Jednymi z najbardziej niezapomnianych świąt były te spędzone w Tajlandii. Po raz pierwszy nie było mnie w Polsce, z rodziną, ze śniegiem za oknem. Mimo to świąteczny klimat towarzyszył mi i moim przyjaciołom na każdym kroku. Złożyliśmy sobie życzenia, śpiewaliśmy kolędy, podzieliliśmy się opłatkiem przywiezionym z Polski. Zamiast karpia na stole królowały krewetki, a pierwszą pojawiającą się na niebie gwiazdkę obserwowaliśmy, siedząc na plaży. Podczas tego wyjazdu zrozumiałam, że świąteczny klimat tworzą ludzie, a nie miejsce.
Do dziś wspominam jedną sytuację z sentymentem. Miałem wtedy 5 lub 6 lat. Wówczas wyjątkowo wyjechaliśmy na święta w góry, do miejscowości Zawoja. Byłem niepocieszony, że spędzę Gwiazdkę z dala od domu. Kolacja wigilijna miała odbyć się w dużej jadalni ośrodka wczasowego. Nie widziałem nawet pierwszej gwiazdki. Byłem przekonany, że nie mam tam szans na prezent. Po prostu Mikołaj mnie nie znajdzie. Tymczasem pod olbrzymią choinką odszukałem prezent z karteczką "Michał". To był samochodzik, żółta skoda. Ale to nie o to chodzi, najbardziej liczył się fakt, że Mikołaj dotarł!
Dla mnie każde święta są ważne, ponieważ spotyka się cała rodzina! Jednak najbardziej lubię powracać myślami do dawnych lat, kiedy żyła jeszcze moja babcia Zosia. Wówczas przy wigilijnym stole gromadziło się wiele członków rodziny, wiele jej pokoleń. Obecność tylu ludzi na świątecznej kolacji uświadamiała mi, a pewnie i nam wszystkim, że kontynuujemy bardzo długą tradycję! I naprawdę mamy co celebrować.
Maskotka kaczorka w stroju żeglarskim na zawsze zapisze się w mojej pamięci. Dostałam ją, mając może 7 lub 8 lat. Oczywiście nie mogłam zrozumieć, jak Mikołaj wiedział, iż marzyłam o Dyziu, ponieważ nie napisałam o nim w liście do niego, tylko w tajemnicy powiedziałam mamie. Dlatego też wtedy pomyślałam, że Mikołaj czyta w naszych myślach. Dyzia mam do dzisiaj i zawsze, kiedy na niego patrzę, uśmiecham się do siebie i wspominam dziecięcą wiarę w Mikołaja.
Właściwie moje święta zawsze są wyjątkowe. Gospodarze - moi rodzice, dbają o to, by magia tych dni była wielkim doznaniem. Drzwi domu otwarte są dla każdego. Rodzinne święta na całego. Apogeum liczebności osiągnęliśmy dwa lata temu. W pierwszy dzień świąt zjechali się właściwie wszyscy, bliżsi i dalsi kuzyni, przyszli sąsiedzi zaopatrzeni w instrumenty muzyczne. W sumie kolędowało 30 osób. Magia tej chwili z pewnością była słyszana z daleka.