Gwiazda telenoweli „PorAmar Sin Ley” wybrała... Hollywood
Przez wiele lat była gwiazdą telenowel, które przyniosły jej sławę i miłość fanów. Teraz się od nich odcięła i spaliła za sobą mosty. Dlaczego?
Po sukcesie pierwszego sezonu "Por Amar Sin Ley" nie było wątpliwości, że Televisa będzie kontynuować produkcję.
Tym bardziej że oryginał - chilijska "La Ley del Corazón" - również doczekał się ciągu dalszego.
Nie było też wątpliwości, że w nowych odcinkach meksykańscy widzowie ponownie zobaczą Anę Brendę Contreras, Davida Zepedę i Juliána Gila.
Na początku czerwca padł pierwszy klaps na planie 2. serii. Kilka tygodni później w mediach wybuchła bomba!
6 lipca, po miesiącu na planie, Contreras poinformowała, że... odchodzi z produkcji.
- Pora na nowe wyzwania. Praca wzywa - napisała tajemniczo w mediach społecznościowych 31-letnia aktorka. Gdy szum nie cichł, a na samą zainteresowaną zaczęła spadać fala krytyki, Ana Brenda postanowiła się bronić.
- Wraz z ostatnim klapsem na planie "Por Amar Sin Ley" wygasł mój kontrakt z Televisą. Nie musiałam pojawiać się na planie 2. sezonu. Zrobiłam to tylko ze względu na sympatię do producenta, José Alberta Castro - zripostowała.
6 sierpnia wszystko stało się jasne - media podały do wiadomości, że meksykańska aktorka dołączyła do obsady "Dynastii", gdzie zagra... nową Cristal Jennings (odpowiednik postaci granej przez Lindę Evans). Wyjazd na plan do Atlanty dał także początek insynuacjom, że związek aktorki z Ivánem Sánchezem przeszedł do historii.
- Od początku nasza relacja tak wygląda. Rozłąka jest wynikiem tej pracy, ale wspieramy się i kochamy - uciął plotki gwiazdor "Burzy".
Ostatnio Contreras "przypomniała" sobie o Televisie, kiedy jej szefowie poinformowali o nowym projekcie "Fabryka marzeń" - nakręcenia 12 najpopularniejszych telenowel w postaci 20-25 odcinkowych seriali.
- Kochani, tak bym chciała zagrać w serialowej wersji "Pauliny"! Szkoda, że pomysł narodził się, kiedy nie jestem już w firmie - napisała do fanów.
Czy za nagłą tęsknotą za Latinowoodem stoi fakt, że nad "Dynastią" zbierają się czarne chmury?
MG