Dziecięce gwiazdy, które skończyły tragicznie! Jak potoczyły się ich losy?
Dziecięce gwiazdy nie zawsze są skazane na sukces. Po pewnym czasie część z nich znika z show-biznesu, a inne próbują kontynuować swoje kariery. Nie zawsze im się to udaje. Przedstawiamy losy trzech aktorów, których losy potoczyły się tragicznie.
Erin Marie Moran urodziła się 18 października 1960 w Burbank, jako piąta z szóstki rodzeństwa. Matka dziewczynki, Sharon Moran, wspierając marzenia swoich dzieci o karierze aktorskiej zapisała 5-letnią córkę oraz dwóch synów do agencji talentów, a Erin niemal od razu została obsadzona w reklamie lokalnego banku.
Przełomową rolą okazała się dla niej postać Joanie Cunningham w serialu komediowym "Happy Days", emitowanym przez dziesięć lat (1974 - 1984). Dzięki dużej popularności serii Moran otrzymała propozycję zagrania głównej roli w spin-offie produkcji - "Joanie Loves Chachi". Formuła jednak się nie przyjęła, a serial po roku ściągnięto z anteny. Aktorka powróciła do serialu-matki. Po zakończeniu zdjęć do "Happy Days" Erin Moran pojawiła się jeszcze w kilku produkcjach telewizyjnych i filmowych (warto wymienić małe role w hitach takich jak "Statek miłości" czy "Napisała: Morderstwo"), jednak nie zagrała ponownie dużej roli.
Większą uwagę mediów niż jej upadająca kariera przyciągało jej życie prywatne. Erin Moran dwukrotnie wychodziła za mąż. Pierwszym wybrankiem był Rocky Ferguson, z którym rozwiodła się po sześciu latach małżeństwa. Kilka miesięcy późnej poślubiła Stevena Fleischmanna. W 2010 roku zostali zmuszeniu do wyprowadzki z domu i zamieszkali z matką mężczyzny w parku przyczep w Indianie. Szansa na rozwiązanie problemów finansowych pary przyszła w 2012 roku, kiedy Moran wraz z kolegami z planu "Happy Days" doszli do sądowego porozumienia ze stacją CBS w sprawie zapłaty z tytułu sprzedaży produktów promujących serial "Happy Days" z ich wizerunkiem. W wyniku porozumienia stacja CBS wypłaciła aktorom po 65 tysięcy dolarów. Erin Moran większość tej sumy... przehulała. Aktorka była uzależniona od używek, a to z kolei doprowadziło do konfliktu z teściową.
Popularność przyniósł mu film z 1992 roku pt. "Potężne Kaczory" opowiadający o dziecięcej drużynie hokeja. Obraz cieszył się tak dużą popularnością, że nakręcono aż trzy części. Weiss grał w każdej z nich. Później pojawił się w kilku produkcjach telewizyjnych oraz serialach. Ostatni raz na ekranie pojawił się w 2016 roku w filmie "Mad", ale zagrał tam mało znaczącą rolę.
Większość widzów pamięta aktora jako pulchnego i uroczego chłopca filmów o przygodach drużyny hokejowej. Niestety, po początkowym sukcesie, Weiss zaprzepaścił swoją szansę na filmową karierę. Z czasem nowe propozycje przestały spływać, a aktor zaczął topić smutki w używkach.
Jego sytuacja znacząco pogorszyła się w 2015 roku po śmierci ojca aktora. Shaun Weiss już praktycznie nie odstawiał butelki, uzależnił się od narkotyków i miał kłopoty z prawem. Za kratki trafił po raz pierwszy w 2017 r., kiedy został skazany za kradzież. W więzieniu miał spędzić 150 dni, jednak skończyło się tylko na 12. Pięć dni po wyjściu wpadł znowu - tym razem za posiadanie metamfetamıny. Problemy z prawem miał także w sierpniu 2018 roku, gdy aresztowano go za picie w miejscu publicznym.
Mimo pomocy przyjaciół, stał się bezdomny, widywano go, jak wyjadał resztki ze śmietników. W styczniu 2020 ponownie został aresztowany, tym razem za próbę kradzieży samochodu. Był pod wpływem narkotyków. Do mediów przedostały się zdjęcia z aresztowania. Fani byli zaskoczeni w jak złej formie był ich idol sprzed lat.
Dzisiaj aktor jest nie do poznania. Rzucił nałogi i wyszedł na prostą.
Zagrał w najpopularniejszych serialach przełomu lat 90. I 80.: "Prawnikach z Miasta Aniołów", "Pełnej chacie" i "Who’s the Boss?". Ekranową nieśmiertelność zapewniła mu rola w drugiej części "Niekończącej się opowieści".
Miał 18 lat, gdy znalazł się w rankingu najbardziej seksownych mężczyzn. Na bal maturalny wybrał się z inną gwiazdą młodego pokolenia - aktorką Brittany Murphy. Po osiągnięciu pełnoletności aktor postanowił się usamodzielnić. Nie chciał być dłużej tym "ślicznym chłopcem". Miał ambicje, których Hollywood nie pozwoliło mu spełnić.
Dobra passa zakończyła się razem z ostatnim odcinkiem "SeaQuest". Po zakończeniu serialu idol młodzieży starał się "wyjść z szuflady". Chciał grać poważne, ambitne role. Niestety, twórcy i widzowie nadal chcieli go widzieć jako uroczego chłopca sprzed lat, którym już dawno nie był. Jonathan Brandis z czasem coraz gorzej znosił porażki. Propozycji brakowało, a pieniądze się kończyły. Pojawiła się depresja, a ucieczką od problemów okazały się "procenty". W 2002 r. liczył, że dzięki filmowi "Wojna Harta" wróci na szczyt. Nie udało się, sceny z jego udziałem zostały wycięte z ostatecznej wersji filmu.
Jesienią 2003 roku na kilka dni przyjechał do rodziców. "Chciał być z nami. Widzieliśmy, że coś go trapi, ale nie wiedzieliśmy co, ani jak bardzo było źle..." - wspominała później jego matka. 11 listopada razem z przyjaciółmi wybrał się na kolację. Później całą grupą udali się do jego mieszkania. W pewnym momencie wyszedł z pokoju. Po kilkunastu minutach jeden z przyjaciół zaczął go szukać. Znalazł go na korytarzu drugiego piętra - wiszącego na nylonowej linie. Nieprzytomnego aktora przewieziono do szpitala. Zmarł 12 listopada 2003 o 2:45 nad ranem. Miał zaledwie 27 lat.
W trakcie zbyt krótkiej kariery amerykański aktor Brad Renfro zdołał wystąpić w 21 filmach. Na ekranie zadebiutował w 1994 roku główną rolą w filmie "Klient", uchodził za jednego z najzdolniejszych aktorów swojego pokolenia. Oprócz talentu pochodzący ze stanu Tennessee młodzieniec miał jednak także skłonność do popadania w konflikty z prawem. Kilka razy aresztowano go już m.in. za posiadanie środków odurzających i prowadzenie samochodu pod ich wpływem, przed kilku laty Renfro otrzymał także wyrok za usiłowanie kradzieży... jachtu. Zmarł w 2008 roku z powodu przedawkowania heroiny. Miał 25 lat.
Zobacz też: