Agnieszka Fitkau-Perepeczko kończy 80 lat, ale wcale nie czuje się staro!
"Stara baba nie rdzewieje" - napisała Agnieszka Fitkau-Perepeczko na Instagramie pod jednym ze swym najnowszych zdjęć. Patrząc na aktorkę, naprawdę trudno uwierzyć, że 6 maja stuknie jej... osiemdziesiątka. Niezapomniana Simona Muller z "M jak miłość" żartuje, że jest jak wino - im starsza, tym lepsza.
Przyznaje się do romansów ze sporo młodszymi mężczyznami, uwielbia smak szampana i kocha dobrą zabawę w gronie sprawdzonych przyjaciół, a kluczem do szczęścia nazywa... zadowolenie z życia. Agnieszka Fitkau-Perepeczko - choć większość kobiet w jej wieku to po prostu staruszki - wciąż czuje się młodo, bo robi wszystko, by tak właśnie się czuć.
- Choć jestem więcej niż dojrzała, nie miewam depresji, wielkich stresów i wiecznie skrzywionej miny. Nie narzekam na wszystko i wszystkich dookoła... Po prostu cieszę się z tego, co dostaję od losu. I dlatego się nie starzeję - twierdzi.
Nowoczesna, pozbawiona kompleksów, świadoma swojej wartości - oto, za jaką kobietę uważa się Agnieszka Perepeczko.
- Jeśli kobieta ma te cechy, to obroni się przed wieloma niedobrymi sytuacjami w życiu, wyciągnie z życia to, co jest najlepsze - twierdzi aktorka.
Była gwiazda "M jak miłość" uważa, że kobieta wyzwolona, jaką jest, to osoba, która potrafi reżyserować swoje życie według własnego scenariusza.
- Ja staram się konsekwentnie to robić. Nie twierdzę, że zawsze wszystko mi się udaje, nie zawsze jest tak, jak bym chciała, ale przynajmniej się staram - mówi i dodaje, że często się zastanawia, skąd czerpie siły, by - będąc już przecież "mocno dojrzałą" - wciąż być pozytywnie nastawioną do życia, choć ono nie szczędziło jej bolesnych kopniaków.
- Oprócz natury, którą dostałam po rodzicach, a zwłaszcza po matce, to chyba Australii zawdzięczam niezwykłą taką skorupę, która ochroniła mnie przed różnymi przeciwnościami. Widziałam tu wszystko: chamstwo, niegrzeczne traktowanie drugiego człowieka, to wszystko mnie ubezpieczyło i dało ten pancerz - wyznała w jednym z wywiadów.
Agnieszka Perepeczko wyjechała do Australii w 1981 roku, jak mówi, po przygodę. Została, bo uznała, że tak naprawdę nie ma po co wracać do kraju... Żeby się utrzymać, pracowała jako fotograf.
- Robiłam zdjęcia po knajpach, po ślubach, zaręczynach, potańcówkach, eleganckich przyjęciach, potem te zdjęcia trzeba było wywołać, wrócić i je sprzedać. Kończyłam pracę o 2-3 w nocy i już nic nie było w stanie mnie przerazić. Po paru latach naprawdę chudych, w końcu nastąpiły lata tłuste, kiedy już byłam znana jako ta "fotografka etniczna", kiedy Polacy się do mnie przekonali i zapraszali na bale debiutantek, śluby... i zaczęło się kręcić. Doszło do tego, że najpierw fotografowałam chrzciny, a potem bale tych samych dzieci, kiedy byli już kilku albo kilkunastoletni! - opowiada.
- Ciężko pracowałam, żeby móc tak o sobie powiedzieć. Nikt mi nic nie dał, żaden bogaty kochanek, sama sobie wszystko kupiłam - mówi.
Życie to... hazard. Jedyny, jaki warto uprawiać!
Wyjazd do Australii Agnieszka Fitkau-Perepeczko do dziś porównuje do wizyty w kasynie. Żartuje, że zagrała va banque, wiedząc, że bardzo ryzykuje.
- Ale taki hazard warto uprawiać! Wyjazd był szalonym ryzykiem, potem kupno domu, włączenie się w nocną pracę, robienie tych zdjęć i nawet jechanie lewą stroną po autostradzie, nie mając o tym zielonego pojęcia - wspomina.
Aktorka nie kryje, że aby spłacić kredyt zaciągnięty na kupno domu, latami zaciskała pasa. Na szczęście nigdy nie zależało jej na luksusach.
- Luksusem jest to, że mieszkam w swoim domu. Nieważne futra i pałace, ale właśnie to, że sama sobie ten mój własny luksus stworzyłam - twierdzi.
- Mój mąż był... Janosikiem, więc na każdym kroku słyszałam, jak dziewczyny do niego wzdychają - żartuje Agnieszka Fitkau-Perepeczko mówiąc o zmarłym w 2005 roku Marku.
Nigdy nie zazdrościła ukochanemu ani popularności, ani tego, że pracuje z najlepszymi reżyserami i gra u boku największych gwiazd polskiego kina.
- Po szkole on zaczął bardzo szybko iść do góry, robił filmy, teatry telewizji, śpiewał. Ja mówiłam, że jak mi dadzą jakąś rolę w teatrze, to będę chodziła tam jak do biura i się bardzo ucieszę. I rzeczywiście, byłam wiele lat w Teatrze Komedia w Warszawie, gdzie grałam duże role. Marek miał robić karierę! To był jego obowiązek! Ja nie chciałam się pchać. Wystarczyła mi świadomość, że Marek jest mój... - wspomina.
Agnieszka Fitkau-Perepeczko przyznaje, że dawała mężowi powody do zazdrości, bo zawsze uwielbiała mężczyzn.
- Lubiłam kokietować, flirtować. Mam to po mamie, która miała 87 lat i jak przychodził młody doktor, który miał zbadać jej kręgosłup, to ona się czesała i malowała prawie godzinę przed jego przyjściem. Na moje pytanie, czemu się maluje odpowiadała, że lekarz jest rewelacyjnie przystojny. Ja mam po niej tę figlarność wobec panów - twierdzi.
Fitkau-Perepeczko dobrze wie, jak robić wrażenie na mężczyznach i wciąż z tej wiedzy bardzo chętnie korzysta.
- Mężczyźni są fantastyczni, tylko nie mogą nami za bardzo rządzić. Trzeba im pokazywać, że są ważni, ale... co za dużo, to niezdrowo - żartuje.
Aktorka - pytana, jaki musi być mężczyzna, by zwróciła na niego uwagę, mówi, że najbardziej podobają się jej sportowcy, a najmniej... aktorzy, bo są najczęściej zapatrzonymi w siebie egoistami.
- Mój Marek był inny. Nigdy nie był próżny, miał zawsze charakter sportowca, grał w koszykówkę, podnosił ciężary. Nie był taki efebowaty, wpatrzony w lustro, poprawiający urodę... To może robić kobieta. Mężczyzna nie może nosić kolczyków, mieć tatuaży, używać pudru. I nie może za bardzo zwracać uwagi na modę, to jest dla mnie minus. Musi być nonszalancko ubrany w świetne gatunkowo rzeczy, ale tak niepostrzeżenie - opowiadała w wywiadzie.
Odtwórczyni roli Maggie w serialu "39 i pół" (to - jak dotąd - ostatnia rola w dorobku Agnieszki Fitkau-Perepeczko) nie boi się starości. Uważa, że starość to tylko stan ciała, które jednak można dość łatwo "nareperować" odpowiednią dietą, ćwiczeniami i... uśmiechem.
- Mam zmarszczki i co z tego? Czuję się młodo, cudownie, a jak ktoś pyta mnie o plany, to zawsze odpowiadam, że mam w planach po prostu żyć - mówi.
- Wszystkie moje marzenia się spełniły. Przeżyłam wielką miłość, mam wspaniały dom, cudowne życie - twierdzi.
Agnieszka Fitkau-Perepeczko zdaje sobie sprawę, że kobiety po osiemdziesiątce marzą już tylko o tym, że nic ich nie bolało...
- A ja mam takie wizje, że siedzę sobie na przyzbie w mojej kuchni, tu barszcz, tu chłodnik, tu pyszna sałatka. Że chodzę boso po ogrodzie... Ja nie marzę ani o wielkich rolach ani o wielkich pieniądzach, bo te, co są, powinny mi wystarczyć. Chciałabym jeszcze trochę sobie pożyć, bo życie jest naprawdę piękne - powiedziała niedawno.
Jedną z ostatnich sesji zdjęciowych, w jakich wzięła udział nazwała "Stara baba nie rdzewieje" i tego motta zamierza się trzymać!
Zobacz też:
Agnieszka Fitkau-Perepeczko i Marek Perepeczko: Co to była za miłość!
Agnieszka Fitkau-Perepeczko pozuje w samym gorsecie!
Marek Perepeczko: Nikt nie będzie po mnie płakał
Konflikt na planie "M jak miłość". To dlatego Agnieszka Fitkau-Perepeczko musiała odejść z serialu?