W ostatnim czasie Monika Miller zamieściła w internecie wiele niepokojących relacji ze szpitala. Wnuczka byłego premiera w końcu usłyszała diagnozę. Okazuje się, że cierpi na rzadką, nieuleczalną chorobę. "To straszne" - przyznaje.
Problemy zdrowotne Moniki Miller
Monice Miller udało się opuścić szpital przed Bożym Narodzeniem. Święta mogła spędzić w rodzinnym gronie. Tuż po nich udzieliła wywiadu, w którym ze szczegółami opowiedziała o swoich ostatnich kłopotach. Wszystko zaczęło się pięć miesięcy temu, gdy postanowiła zaszczepić się przeciwko pneumokokom - relacjonuje. Po szczepieniu czuła się gorzej, jednak wkrótce wszystko wróciło do normy. Kilka dni później znów źle się poczuła. Badania wykluczyły COVID-19. Miller była przekonana, że to przeziębienie lub grypa. Jak mówi, najgorsze były nocne poty.
Reklama
Miały kolejne miesiące, a objawy nie ustępowały. Miller zaczęła chodzić od lekarza do lekarza. Ci przepisywali jej kolejne leki, które nie pomagały. Problemy z oddychaniem zaczęły się nasilać.
Bliscy odradzali Monice jechanie do szpitala, bo bali się, że może zakazić się koronawirusem. Ostatecznie i tak tam trafiła. Od razu umieszczono ją w izolatce.
Ostatecznie badania wykluczyły najgorsze. Wyszło jednak, że 26-latka ma zapalenie przełyku i żołądka, wrzody żołądka i nadżerki przełyku. Ponadto w jej krwi wykryto prątki gruźlicy. Na szczegółowe wyniki celebrytka będzie musiała poczekać jeszcze kilka tygodni. Została wypisana ze szpitala, bo "nie zaraża". To jednak nie koniec jej walki o zdrowie.
Monika Miller cierpi na fibromialgię
Jak tłumaczy Miller, fibromialgia, którą u niej zdiagnozowano, to rzadka przewlekła, niezapalna choroba reumatyczna tkanek miękkich. U 26-latki objawia się ona przede wszystkim bólem całego ciała i permanentnym zmęczeniem.