Polska aktorka była dla niego jak matka. Praca z nią była wyróżnieniem

Marco Ilsø przez lata grał w kultowych już dzisiaj "Wikingach". Jego najnowszy projekt to doceniony serial oparty na prawdziwych wydarzeniach, w którym możemy zobaczyć również Dorotę Pomykałę. Czy "Bullshit" to nowi "Synowie Anarchii"?

"Bullshit" to sześcioodcinkowa opowieść o historii konfliktu pomiędzy dwoma duńskimi gangami motocyklowymi. Serial powstał w oparciu o książkę "Bullshit - The Story of a Family" Camilli Stockmann i Janusa Køstera-Rasmussena. W głównej obsadzie produkcji znaleźli się Marco Ilsø (znany z roli Hvitserka w kultowych "Wikingach’) oraz Dorota Pomykała, która wciela się w matkę głównego bohatera. Serial został doceniony w Europie, m.in. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Genewie (2024), festiwalu Series Awards (2024) oraz w plebiscycie Duńskiej Akademii Filmowej Robert (2025).

Reklama

Dla polskiej aktorki nie jest to pierwszy występ w duńskiej produkcji. 35 lat temu zagrała bowiem w produkcji "Urodziny Kaja" - opowieści o wycieczce grupy Duńczyków do Polski, podczas której Kaj zakochuje się w Magdalenie (Pomykała). Polka otrzymała za tę rolę nagrodę Duńskiej Akademii Filmowej.

Przed premierę serialu mieliśmy okazję porozmawiać z Marco Ilsø - aktorem wcielającym się w Henninga,  głównego bohatera produkcji.

Katarzyna Ulman, Interia: "Bullshit" to serial o rywalizacji dwóch gangów motocyklowych w Kopenhadze,  oparty na prawdziwych wydarzeniach. Co najbardziej zafascynowało cię w tej historii?

Marco Ilsø: Z pewnością było to kilka rzeczy. Po pierwsze, dopiero co przeczytałem książkę Camilli Stockmann i Janusa Køstera-Rasmussena "Bullshit", na podstawie której powstał serial. Jest niesamowita. Scenariusz również jest znakomity, a opisana sytuacja po prostu do mnie przemówiła. Przede wszystkim szczerość tej historii - nie ma w niej próby upiększania tego "gangu wikingów". Poznajesz opowieść o prawdziwych ludziach. To właśnie mnie przyciągnęło - ludzkie przedstawienie tej społeczności.

Bohaterowie serialu wydają się ludźmi, którzy są zagubieni. Nie chcą walczyć przeciwko światu, ale starają się w nim przetrwać.

- Tak, w tych gangach znaleźli się ludzie, którzy nie odnajdują się w społeczeństwie, którzy dołączają do gangu, bo nie mają swojego miejsca. Czasami trafiają tam doświadczeni przez los ludzie albo dzieciaki, które podejmują idiotyczne decyzje.

Tak jak Henning, kiedy decyduje się na zrobienie sobie tatuażu. Zachowuje się, jakby w ogóle nie wiedział, co to oznacza.

- Kiedy patrzysz na to, jakie decyzje podejmują, one wydają się strasznie głupie. Jednak widzisz wszystko z zewnątrz, ale kiedy poznajesz tych ludzi, zaczynasz powoli rozumieć skąd takie pomysły. Robią sobie durne tatuaże, czy takie rzeczy, że po prostu łapiesz się za głowę. Dla widzów oglądających serial może to wyglądać jak wygładzenie wizerunku tej społeczności, czy też pokazanie, że takie życie może być fajne. Jednak ukazujemy również konsekwencje obrania takiej drogi - strata przyjaciela, utrata kontaktu z rodziną, a na końcu - męża. Chcieliśmy pokazać, że miłość można znaleźć w każdej społeczności, ale w tej czasami może się to wiązać z druzgocącymi konsekwencjami.

Czy podczas przygotowań do roli odkryłeś coś o kopenhaskich gangach, co bardzo cię zaskoczyło?

- Podczas przygotowań do roli spotkałem się z osobami, które znały prawdziwego Henninga. Opowiedzieli wiele historii, ale taka, która zaskoczyła mnie najbardziej to ta związana z czystością. Członkowie gangu byli niewiarygodnie brudni. Nie mogli prać swoich ubrań, więc czasami stosowali dość niehigieniczne metody, żeby oczyścić np. kamizelki.

Czy to było największym wyzwaniem na planie serialu? 

- Musiałem nieźle przypakować do tej o roli, co było największym wyzwaniem. Przed zagraniem Henninga byłem dość chudy. Przytyłem więc prawie 20 kilo. Choć, w sumie, oprócz tego miałem problem z tym, jak Henning traktuje kobiety. On zachowuje się zupełnie inaczej niż ja. Przecież robi sobie tatuaż z nazistowską symboliką. Bardzo dziwnie się z tym czułem, więc jak najbardziej zdystansowałem się od tej postaci. Potrzebowałem też z tego powodu więcej czasu, aby go "załapać".

- Kocham grać takie postaci - może nie moje przeciwieństwa, ale takie, które w jakimś stopniu są dla mnie wyzwaniem, są mi dalekie. Jeżeli grasz kogoś, kto jest do ciebie podobny, to jest to prostsze. Wejście w buty i poznanie życia osoby całkowicie różnej od ciebie oraz próba zrozumienia jego sposobu myślenia, mimo wszystkiego tego w co wierzysz, jest bardzo ciekawe. Henning nie był zbyt dobrym człowiekiem - był surowy, brutalny. To antybohater, jednak musieliśmy dostrzec w nim jakiś urok, żeby widzowie przyjęli go jako postać i zainteresowali się losem i tą społecznością.

Wspominałeś, że relacje Henninga z kobietami są dość skomplikowane. Jak byś je opisał?

- Jedną z jego pozytywnych cech jest lojalność wobec przyjaciół. Ich więź jest bardzo silna. Ważna jest również relacja Henninga z Pią [znana z "The Rain" Alba August - przyp. red.]. Jestem zdania, że każdy ma gdzieś swoją drugą połówkę. Jedne z najtrudniejszych scen, jakie przyszło mi zagrać, miałem z Dorotą Pomykałą, która gra matkę mojego bohatera. Jestem bardzo blisko z moją mamą i praca nad tymi scenami, kiedy pomiędzy naszymi postaciami zaczyna pojawiać się dystans i strasznie oddalają się od siebie, były bolesne. Dorota jest wspaniałą aktorką i czasami na planie czułem, jakby była moją prawdziwą mamą. Stworzona przez nas relacja była bardzo realna. Dorota to wyjątkowa osoba. 

Jak wyglądała twoja współpraca na planie z Albą August?

- Alba i ja świetnie się dogadujemy, ponieważ mamy podobne spojrzenie na świat. Chcemy, żeby to, co gramy, było prawdziwe. Do naszych wspólnych scen Alba wnosi niesamowitą intensywność. To najbardziej podobało mi się w pracy z nią - inspirowaliśmy się nawzajem. Wszystkie osoby, z którymi mogłem spotkać się na planie były wspaniałe, ale Alba była jedną z najlepszych. 

Jedna z najbardziej widowiskowych scen w "Bullshit" to scena walki w barze. Musieliście w nią włożyć masę pracy, ale również... dobrze się bawić?

- Kręcenie finałowego odcinka było niezwykłym doświadczeniem. Wszystkie ujęcia - na zewnątrz samochodu, w barze - musiały być wykonane idealnie, tak samo jak sceny kaskaderskie. Jeżeli coś nie wyjdzie, jeśli co najmniej jedna rzecz nie wygląda realistycznie, to trzeba wszystko kręcić od nowa. Pracowaliśmy, ekipa i aktorzy, jak jedna całość. Podążaliśmy za kamerą, kiedy ktoś oberwał w twarz podczas sceny bójki, poprawiano mu makijaż, oblewano krwią, a potem on znowu biegł w kierunku kamery. Było to piekielnie trudne, ale też niesamowicie satysfakcjonujące. Czasami w takich chwilach możemy trochę improwizować, nakręcimy rzeczy, których początkowo nie było w scenariuszu. Świetna robota, ale bardzo intensywna.

Wielu fanów pamięta cię z kultowych już dziś "Wikingów". Co najbardziej zapadło ci w pamięć podczas prac nad tym serialem?

- Mogę już spoilerować (śmiech), więc powiem, że jedna z finałowych scen, w której pojawiam się z Ivarem bez Kości [Alex Høgh Andersen - przyp. red.]. Pamiętam tę scenę doskonale, ponieważ wtedy żegnaliśmy się. Nie mogliśmy przestać płakać, to był nasz ostatni dzień na planie. Graliśmy razem na planie "Wikingów" przez trzy lata - to wiele wyzwań, kaskaderskich scen, krwi, potu i testosteronu. To było prawie jak prawdziwe rozstanie. Nadal utrzymuję kontakt z resztą obsady - z Aleksem, Jordanem Patrickiem Smithem, który wcielał się w postać Ubbe. Często widuję się z Clivem (Rolo) czy Moe Dunfordem (Aethelwulf), Jasperem Pääkkönenem (Halfsan Czarny) i Peterem Franzénem (Harald Pięknowłosy).

"Bullshit" debiutuje 25 kwietnia na platformie streamingowej. Co myślisz, jako aktor, o możliwościach tej formy dystrybucji?

- To trudne pytanie, bo można udzielić dwóch odpowiedzi: tak i nie. Każda branża z czasem się zmienia, więc trzeba się dostosować. Dotyczy to nie tylko aktorów, ale również dziennikarzy i innych zawodów. W streamingu teraz nie ma idealnego środka, jeśli chodzi o aktorów. Serwisy albo decydują się na bezpieczne seriale z wielkimi nazwiskami, które będą popularne, albo podejmują ryzyko i kręcą produkcje niemainstreamowe z mniej znanymi aktorami. Wiele rzeczy, takich pomiędzy, więc im po prostu ucieka. Wiele serwisów podąża za konkretnym trendem zamiast spróbować czegoś nowego. W przypadku serialu "Bullshit" jest wiele innowacji - to, jak został nakręcony, zagrany, zrealizowany. Na początku niewiele serwisów chciało wziąć ten serial.

Nikt nie chce podjąć ryzyka.

- Tak, nie podejmują ryzyka. Wydaje mi się, że czasami można odważyć się na więcej. Ale tak wygląda branża filmowa - produkcja musi się zwrócić, dlatego płaci się najpopularniejszym aktorom duże pieniądze, bo zwrot inwestycji będzie pewny. Ale ryzyko może się opłacić - tak jak w przypadku "Dojrzewania". Podjęli ogromne ryzyko, a teraz wszyscy mówią o tym serialu. Byłoby wspaniale, gdyby takich projektów powstawało więcej.

Serial "Bullshit" jest dostępny na Viaplay w ramach usługi Prime Video Channels od 25 kwietnia.

Zobacz też: Nie mieści się w schematach. Najbardziej intrygująca premiera ostatnich tygodni

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Viaplay: Seriale | Dorota Pomykała
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy