Najbardziej kontrowersyjny aktor PRL-u? Sam skazał się na zapomnienie

Był ulubieńcem widzów, a jego twarz kojarzył każdy. Aż do dnia, gdy jedno wypowiedziane przez niego zdanie przekreśliło całą jego karierę. Janusz Kłosiński zapłacił za swoją postawę najwyższą cenę.

Z ekranu do serca widzów. Fenomen Janusza Kłosińskiego

W  czasach, gdy polskie seriale zdobywały szczyty popularności, a aktorzy stawali się ikonami narodowej wyobraźni, Janusz Kłosiński był jednym z tych, których znał każdy. Widzowie pokochali go jako Czernousowa w "Czterech pancernych i psie", dyrektora Wardowskiego czy Kuśmidera w "Janosiku". Jego charakterystyczna aparycja i niepodrabialny styl sprawiały, że role drugoplanowe zyskiwały wagę równą głównym bohaterom. W czasach PRL-u był w absolutnej czołówce polskich aktorów - nie tylko rozpoznawalny, ale i wpływowy.

Nikt wówczas nie przypuszczał, że jedno zdanie wypowiedziane na wizji zniweczy cały ten dorobek. Janusz Kłosiński, który przez dekady zdobywał sympatię milionów Polaków, stał się dla wielu symbolem zdrady.

Reklama

Jedno wystąpienie, które zmieniło wszystko

Gdy 13 grudnia 1981 roku ogłoszono wprowadzenie stanu wojennego, tysiące twórców - reżyserów, aktorów, muzyków - odmówiło współpracy z manipulowanymi mediami. To był czas wielkiej próby. Kłosiński, który do tej pory brylował na ekranie i scenie, postanowił wyłamać się z artystycznej solidarności. Publicznie poparł decyzję władz, dziękując Jaruzelskiemu za "uspokojenie sytuacji". Nie był jedyny, ale tylko on zrobił to z takim przekonaniem. To właśnie to wystąpienie sprawiło, że został natychmiast napiętnowany.

Widzowie, którzy dotąd oklaskiwali go na stojąco, zaczęli wygwizdywać. Podczas pierwszego spektaklu po otwarciu teatrów publiczność skutecznie uniemożliwiła mu dokończenie roli. Dyrektor Narodowego, Adam Hanuszkiewicz, doradził mu zejście ze sceny. W jednej chwili Kłosiński z bohatera narodu, stał się wrogiem publicznym. Wycofał się z życia artystycznego, a wiele lat później przyznał, że dla niego jako aktora była to "śmierć za życia".

Samotność legendy

Po medialnej burzy Kłosiński przez dekady unikał rozmów o tamtych wydarzeniach. Odmówił udziału w filmie dokumentalnym "Bojkot", rzadko pokazywał się publicznie, nie komentował przeszłości. Nigdy jednak nie wycofał swoich słów. Jak wspominał Andrzej Luter - aktor nie "udawał nawróconego" i nie próbował wybielić się w nowej rzeczywistości Polski. Żył w cieniu swojej decyzji, ale pozostał jej wierny.

Pod koniec życia poruszał się już na wózku, niemal nie wychodził z domu. Jego ostatnia wola - by ciało oddać nauce, a pogrzeb przeprowadzić jak u bezimiennego włóczęgi. Zmarł 8 listopada 2017 roku w wieku 97 lat. Choć przez wielu zapomniany, pozostawił po sobie historię człowieka, który odważył się iść pod prąd, ale zapłacił za to najwyższą cenę - społeczne wykluczenie.

ZOBACZ TEŻ:

Miał być ślub, a wyszło rozstanie. Lubiana aktorka zerwała zaręczyny?

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Czterej pancerni i pies | Janosik | Czterdziestolatek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy