"GLOW": Kobiety w świecie wrestlingu [recenzja pierwszego sezonu]

​W życiu Ruth Wilder (Alison Brie) nic nie idzie po jej myśli. Przesłuchania kończą się kolejnymi rozczarowaniami, na koncie ma całe osiemdziesiąt trzy dolary, a jakby tego było mało na parkingu została zaatakowane przez bandę dzieciaków. Zdesperowana postanawia wziąć udział w castingu dla "niekonwencjonalnych kobiet".

Tym sposobem otrzymuje swoją wielką szansę - możliwość wystąpienia w "GLOW", programie o zawodniczkach wrestlingu. Teraz przyjdzie jej się zmierzyć na ringu z kobietą wilkiem, dwiema fryzjerkami, córką sławnego wrestlera oraz najlepszą przyjaciółką (Betty Gilpin).

Siła "GLOW", nowego serialu Netflixa którego akcja rozgrywa się w latach 80., zdecydowanie tkwi w przedstawieniu całej grupy barwnych kobiecych bohaterek oraz zabawnych, świetnie napisanych dialogach. Podobnie jak w przypadku "Orange is the New Black" (Jenji Kohan, producentka wykonawcza "OITNB", jest zaangażowana również w produkcję "GLOW") zderzenie bohaterek z całkowicie różnych światów, ich podejścia do życia, ich aspiracji i marzeń stworzyło mieszankę wybuchową, a to przynosi na ekranie wspaniały rezultat. 

Reklama

Jesteś fanem amerykańskich seriali? Zalajkuj nasz fan page "Zjednoczone Stany Seriali", czytaj najświeższe newsy zza oceanu oglądaj trailery, galerie, komentuj i czytaj opisy odcinków już dwa tygodnie przed emisją w Polsce.

To zasługa obsady i odważnej decyzji Netflixa - wiele z aktorek, które wystąpiły w "GLOW", nie były dotąd znane szerszej publiczności. Gayle Rankin (Sheila), Sydelle Noel (Cherry), Britney Young (Carmen), czy Marianna Palka (Reggie) czują się świetnie w swoich rolach i z postaci, które bardzo łatwo można przerysować, uczynić z nich karykaturę, tworzą na ekranie pełnowymiarowe bohaterki.

Gwiazdami serialu są jednak Alison Brie, Betty Gilpin i Marc Maron (Sam). Brie, którą fani pokochali za jej rolę w "Community", zręcznie manewruje pomiędzy scenami komediowymi oraz dramatycznymi i przedstawia neurotyczną Ruth w sympatyczny sposób. Gilpin, wcielając się w jej najlepszą przyjaciółkę i zarazem rywalkę Debbie, dzielnie dotrzymuje jej kroku. Zresztą wątek przyjaźni tych bohaterek jest jednym z fundamentów "GLOW".

Przedstawienie świata kobiecego wrestlingu w latach 80. może wydawać się karkołomnym zadaniem - granicę dobrego smaku bardzo łatwo przekroczyć.

Jednak w wypadku "GLOW" twórcom należą się brawa - tematyka serii zostaje przedstawiona z humorem, twórcy robią sobie żarty ze świata rozrywki, jednak to wszystko jest zaprezentowane z wrażliwością i szacunkiem; w serialu nie ma sceny, która byłaby przykładem niesmacznych żartów, bezlitosnego nabijania się z wrestlingu lub kobiet, które chciały wystąpić w takim programie. Jak dla mnie to zdecydowany punkt na korzyść twórców. 

Zresztą na "GLOW" składają się nie tylko dowcipne dialogi, ciepły humor, sposób na przedstawienie i wyśmianie stereotypów, czy bieganie po ringu i odbijanie się od różowych lin, ale również kilka chwytających za serce scen. Ot, idealne połączenie dramatu i komedii.

"GLOW" to interesujący serial pełny szalonych fryzur i strojów z lat 80., humoru oraz intrygujących postaci, których historię chcielibyśmy poznać już teraz. Finałowa scena sugeruje, że drugi sezon jest tylko kwestią czasu, więc pozostaje nam cierpliwie czekać na kontynuację opowieści. Dla fanów "Orange is the New Black" jest to z pewnością pozycja obowiązkowa. No i soundtrack jest znakomity.

Pierwszy sezon serialu "GLOW" jest dostępny w serwisie Netflix od 23 czerwca.

Ocena: 8/10

swiatseriali.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy