"Daredevil": Sezon 2., czyli jak postacie drugoplanowe ukradły bohaterowi serial
Podobno im większa promocja i medialny szum dotyczący nowego serialu bądź filmu, tym większe rozczarowanie. Nie sposób zliczyć ile produkcji, które miały być wielkimi hitami i na które widzowie czekali z wypiekami na twarzy, w efekcie zawiodło i fanów, i krytyków. Na szczęście drugi sezon „Daredevila” spełnił położone w nim nadzieje, a w wielu aspektach pobił pierwszą serię na głowę. Nie oznacza to jednak, że był idealny.
Ale cofnijmy się do początku. Po wydarzeniach z finałowego odcinka pierwszego sezonu i posłaniu Wilsona Fiska za kratki, wydaje się, że życie Matta Murdocka (Charlie Cox) nieco się ustabilizowało i uspokoiło.
Co prawda nocami prawnik nadal biega po dachach oraz zaprowadza porządek w Hell’s Kitchen, ale w międzyczasie pokpiwa z tuszy najlepszego kumpla, gra w bilard, spędza miło czas z Karen i jakby tak coraz częściej się uśmiecha, a nawet żartuje.
Wszystko, jak zwykle, trwa dość krótko, bo jak chcą tego scenarzyści, producenci i fani, Matt musi zmierzyć się z nowymi wyzwaniami.
W drugim sezonie o bezpieczeństwo miasta zamierza zadbać Punisher, po dziesięciu latach do miasta z niezapowiedzianą wizytą wpada Elektra, a z biegiem czasu okazuje się, że dawny wróg wcale nie śpi i zaczyna sprawiać nowe, poważne problemy.
Sezon drugi "Daredevila" to ostatni z kilku przykładów produkcji (np. "Żona idealna", "Impersonalni", "Fringe"), których kolejne sezony są znacznie lepsze od poprzednich. W nowych odcinkach przedstawiona historia jest naturalną, spójną kontynuacją rozpoczętych wątków, a twórcy poprawili wszystko, co było do poprawienia w pierwszej serii i... filmie.
Znacznie rozszerzono wątek dwóch najlepszych przyjaciół Murdocka - Foggy’ego (Elden Henson) i Karen (Deborah Ann Woll); a Punisher (Jon Bernthal) i Elektra (Elodie Yung) to dwie świetnie napisane postacie, w które życie tchnęła dwójka utalentowanych aktorów.
Jeżeli pierwsza seria była historią o tym, jak Matt Murdock stał się Diabłem z Hell’s Kitchen, to obecny sezon aż kipi od wątków, postaci drugoplanowych, występów gościnnych (Rosario Dawson!, Carrie-Anne Moss! Vincent D'Onofrio!) czy odniesień do innych produkcji Marvela jednocześnie szykując grunt pod sezon trzeci oraz serial "The Defenders", w którym spotkają się bohaterowie netfliksowych produkcji - Daredevil, Jessica Jones, Iron Fist i Luke Cage.
Oznacza to również, że w odróżnieniu od sezonu pierwszego, w drugim większość historii nie zostaje zakończonych. Końcówka finałowego odcinka to jeden wielki, denerwujący cliffhanger, ale jakże zaostrzający apetyt na następną serię.
Zaletami najnowszej produkcji Netfliksa jest połączenie różnych wątków fabularnych, niesamowite zwroty akcji (tutaj szczególną uwagę należy zwrócić na dziewiąty i dziesiąty odcinek, w którym powraca jedna z ważniejszych postaci z pierwszego sezonu), zdjęcia, muzyka i sceny walk na schodach, dachach i wszelkich innych płaszczyznach, włączając w to ring bokserski.
Ale największym plusem drugiego sezonu "Daredevila" są jego bohaterowie. Mimo mojej ogromnej sympatii dla Charliego Coxa od czasu obejrzenia "Gwiezdnego pyłu" i tego jak dobrze nakreśloną postacią jest Daredevil, i z jaką werwą tłucze bandziorów na kwaśne jabłko oraz faktu, że Cox naprawdę świetnie radzi sobie na ekranie, to sezon drugi bezsprzecznie należy do bohaterów drugoplanowych - Punishera, Karen, Elektry i Foggy’ego.
Punisher w wykonaniu Jona Bernthala to Punisher jakiego na ekranie od zawsze chcieli zobaczyć fani. Wymierzający na własną rękę sprawiedliwość (anty)bohater, cierpiący po stracie swojej rodziny, zupełnie pewny swoich racji. Bernthal sprawdza się w tej roli znakomicie, ukazując różne oblicza i emocje tej postaci. Sam Punisher stanowi doskonałą przeciwwagę dla Daredevila. Po porównaniu tej dwójki dokładnie widać, kim nie jest Matt Murdock i czego nigdy nie zrobi.
Karen Page dostaje w końcu własny, obszerny, mocno związany z główną linią fabularną serii wątek, który pozwala stworzyć z, jak dotąd dwuwymiarowej bohaterki, pełnokrwistą postać, a relacja Karen z Punisherem jest o wiele ciekawsza i głębsza, niż początek jej romansu z Daredevilem (co wcale nie znaczy, że ten wątek jest zły). Deborah Ann Woll wykorzystała swoje pięć minut w stu procentach.
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Foggy’ego, który staje na własnych nogach i jako prawnik powoli wychodzi z cienia swojego przyjaciela. W każdej niebezpiecznej sytuacji, kiedy wydaje się, że Foggy pochyli głowę i ucieknie, bohater broni swojego stanowiska i rozwiązuje określony problem dzięki swoim umiejętnościom, a nie sile.
Elektra to największa niespodzianka drugiego sezonu. Mimo tego, że bardzo lubię wątek Matta i Karen, Matt oraz Elektra to znakomite połączenie. Między bohaterami iskrzy i jeżeli postacie te osobno są nie do zatrzymania, to we dwójkę dają popalić wrogom jak nikt inny. Przekomarzanie się bohaterów, świetne dialogi, wspólna przeszłość - oglądanie tej dwójki, kłócącej się i infiltrującej Jakuzę i walczącej ramię w ramię to ogromna frajda. A sama Elektra staje przed kilkoma ważnymi decyzjami, walczy ze swoim przeznaczeniem, dawnym przyjacielem i zastanawia się, co to znaczy być prawdziwą bohaterką.
Warto jeszcze zaznaczyć, że scenarzystom udało się uniknąć wplecenia w wątek Matta, Elektry i Karen trójkąta miłosnego. Relacje pomiędzy bohaterami są pogłębiane naturalnie, bez konieczności gmatwania spraw przez jeden z najgorszych serialowo-filmowych motywów. Aż chciałoby się przybić scenarzystom piątkę!
Niestety, w tym bardzo dobrym i niesamowicie równym sezonie parę rzeczy zupełnie nie wyszło. Zbyt duże nagromadzenie wątków, zbyt szybkie tempo akcji i pójście na skróty doprowadziło do kompletnego braku spójności w przedstawieniu historii Blacksmitha (dilera narkotyków odpowiedzialnego za śmierć żony i dzieci Punishera) i Black Sky (tutaj bez spoilerów). Szczególnie widoczne jest to w przypadku pierwszej postaci. Przypomnijcie sobie najgorszy odcinek "Agentów NCIS" lub któregoś z licznych CSI i wyobraźcie sobie, że ten odcinek ma więcej sensu niż motywy i cała postać Blacksmitha.
Takie niedbałe, ba nawet niechlujne, rozwiązanie jednego z wątków dotyczących Punishera bardzo, ale to bardzo irytuje. Oprócz tego w tym sezonie można odnieść wrażenie, że zamiast jednego serialu ogląda się dwie różne produkcje. "Daredevil" z jednej strony jest dramatem sądowym, serialem akcji i jednocześnie przypowieścią o tym, jak ciężko być superbohaterem w tak paskudnym miejscu jak Hell’s Kitchen. Może zrealizowanie 16. odcinków zamiast 13. byłoby idealnym wyjściem?
Te zarzuty nie niszczą jednak ogólnego wrażenia. Drugi sezon "Daredevila" to bardzo dobry serial, przewyższający pod prawie każdym względem pierwszą serię o przygodach Matta Murdocka. Teraz pozostaje nam czekać do 30 września, kiedy łomot bandziorom będzie spuszczał Luke Cage.
Ocena: 8,5/10
Katarzyna Ulman
Przeczytajcie nasz wywiad z: Charliem Coxem, Elodie Yung i Jonem Bernthalem.