Skandal po słowach Dave'a Chappelle'a. Tylko nie wiadomo, czy one padły

Jak informuje "The Wall Street Journal", komik Dave Chappelle podzielił się swoimi przemyśleniami na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego podczas swego czwartkowego w Bostonie. Po jego słowach spadła na niego fala krytyki. Głos zabrali przedstawiciele aktora. Według nich w czwartek nie przebywał on w Bostonie.

Chappelle miał potępić zarówno ataki Hamasu z 7 października, jak i bombardowanie Gazy przez Izrael. Dostało się również rządowi Stanów Zjednoczonych za wspieranie polityki Binjamina Netanjahu. Izrael miał być także skrytykowany za blokowanie pomocy humanitarnej i odcięcie Palestyńczyków od wody i gazu.

Tym informacjom na łamach "Daily Mail" zaprzeczyli przedstawiciele komika. Według nich w czwartek nie przebywał on w Bostonie. "The Wall Street Journal" broni się i przytacza zeznania osób, które miały być obecne na występie Chappelle'a. Widzowie mieli zareagować różnie na słowa komika. Jedni wznosili hasła propalestyńskie, inni rzucali w stronę sceny gniewne hasła. 

Reklama

Według gazety obecni na występie Żydzie mieli go opuścić, ponieważ czuli się zagrożeni. "Nigdy w życiu nie czułem się tak niebezpiecznie. Bałem się tego, czego byłem świadkiem" – opisał jeden z widzów cytowany przez media.

Nie jest to pierwszy raz, kiedy słowa Chappelle’a wywołały kontrowersje. Podobnie było w ubiegłym roku za sprawą jego transfobicznych komentarzy w programie zrealizowanym przez Netflix

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Dave Chapelle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy