Sortownia
Ocena
serialu
7,1
Dobry
Ocen: 34
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Był jednym z najlepszych aktorów swego pokolenia. Sukces zniszczył kilka jego przyjaźni

Andrzej Chyra - doktor Jacek Woliński z "Sortowni" i profesor Jan Zawadzki z "Krakowskich potworów" - miał 35 lat, gdy zagrał główną rolę w przejmującym "Długu", dzięki której dopiero ponad dekadę po ukończeniu szkoły teatralnej został okrzyknięty jednym z najlepszych polskich aktorów swojego pokolenia. Sukces, niestety, zniszczył kilka jego przyjaźni. "Paru znajomych uznało, że moje ego poszybowało wysoko do góry i że mi odbija" - wyznał w najnowszym wywiadzie.

Andrzej Chyra bardzo długo czekał na rolę, która wydostanie go z aktorskiej "poczekalni" i sprawi, że dołączy do grona największych gwiazd polskiego kina. Po ukończeniu warszawskiej PWST przez 10 lat grał epizody w serialach, próbując zwrócić na siebie uwagę filmowców. Dziś nikt już nie pamięta go ani występu w "Barze Atlantic", ani w "Miodowych latach" czy "Bożej podszewce", w której jego nazwisko nawet nie pojawiło się w napisach.

Szansę na udowodnienie, że jest wybornym aktorem, dostał dopiero w 1999 roku od Krzysztofa Krauze, który powierzył mu rolę Gerarda Nowaka w "Długu". Chyra dostał za nią Orła i nagrodę za najlepszą kreację męską na Festiwalu Filmowym w Gdyni.

Reklama

"Tak naprawdę zacząłem karierę, mając 35 lat, więc nie zakrztusiłem się sukcesem od razu. Wcześniej coś robiłem, ale nie były to intensywne zajęcia" - wspominał w rozmowie z "Życiem na gorąco".

Andrzej Chyra: Prowadził bogate życie towarzyskie, ale zawsze był "outsiderem"

Andrzej Chyra nie kryje, że zanim został "odkryty" przez Krzysztofa Krauze, miał sporo wolnego czasu i mógł sobie pozwolić na prowadzenie bogatego życia towarzyskiego.

"Natomiast jak pojawiło się więcej pracy, to siłą rzeczy miałem mniej czasu. Wielu moich znajomych uznało, że mi odbiło, bo niekoniecznie jestem taki dostępny dla nich jak wcześniej" - powiedział "Życiu na gorąco".

Aktor twierdzi, że po "Długu" nigdy już nie wrócił do życia, jakie wiódł wcześniej.

"Oczywiście, w dalszym ciągu bawiłem się życiem, bo aktorstwo też jest dla mnie formą zabawy. Bardzo poważnej zabawy" - wyznał.

Odtwórca roli Bogdana Rosy w serialu "Dziewczyna i kosmonauta" przyznaje, że zawsze był "outsiderem".

"Całe liceum dojeżdżałem z Polkowic do Lubina, potem wracałem do domu i w swoim mieście nie miałem kolegów. W Polkowicach właściwie całe moje życie rozgrywało się między mną a moją ścianą w pokoju" - opowiada.

Andrzej Chyra: Ojcostwo działa na niego jak eliksir młodości

Bycie - to jego określenie - człowiekiem osobnym sprawiło, że Andrzej Chyra wdał się w romans z alkoholem, który na pewien czas przejął władzę nad jego umysłem.

"Kiedy cokolwiek się spożywa w za dużych ilościach, to tracimy ostrość widzenia. Nie jesteśmy w stanie w pełni obserwować życia, ponieważ umysł jest pijany. Odzyskałem władzę nad swoim rozumem" - powiedział autorowi książki "Zawód: aktor", opowiadając o swojej zwycięskiej walce z nałogiem.

W najnowszym wywiadzie aktor potwierdził, że ze szponów uzależnienia pomogło mu się wyrwać ojcostwo.

"Prawdą jest, że nie chciałem, żeby syn mnie z tym kojarzył. Poza tym siadała moja kondycja. Dziś alkohol to dla mnie nie problem" - wyznał na łamach "Życia na gorąco", dodając, że ojcostwo podziałało na niego jak eliksir młodości.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Andrzej Chyra
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy