"Noce i dnie": Rozmach się opłacił?
By wziąć na filmowy warsztat powieść Marii Dąbrowskiej, trzeba było odwagi i intuicji. Kobiecej intuicji. Bo to Jadwiga Barańska, oczarowana "Nocami i dniami" czytanymi w radio przez Gustawa Holoubka, namówiła męża, by zastanowił się, czy nie warto tej książki sfilmować.
- Byliśmy na wakacjach, Jadzia usilnie namawiała mnie do lektury. Kiedy uległem, nie mogłem oderwać się od książki i ze zdumieniem odkryłem, że muszę zrobić ten film - wspomina Jerzy Antczak. Zanim jednak to nastąpiło, było żmudne przygotowywanie scenariusza, wybieranie aktorów do znaczących ról, poszukiwanie odpowiednich lokalizacji.
O ile znalezienie obiektu, który zagrał pierwszy dworek Niechciców, ten w Krępie (dwór w Sokulach koło Żyrardowa), nie nastręczało dużego problemu, to już szukanie miejsca, które byłoby Serbinowem, okazało się nie lada wyzwaniem. Po wielu przymiarkach zdecydowano, że najlepszym rozwiązaniem będzie... zbudowanie go właściwie od podstaw. Serbinów ze wszystkimi swoimi zabudowaniami stanął na polach PGR-u w Seroczynie, niedaleko Stoczka Łukowskiego. Pojawił się jednak pewien problem - w opisach Serbinowa Dąbrowska wspominała o otaczających gospodarstwo wierzbach...
Nie pozostawało więc nic innego, jak natychmiast przesadzić trzysta tych romantycznych drzew. Wydzierżawiono i odpowiednio obsiano też okoliczne pola, by Bogumił mógł chodzić po nich i doglądać gospodarskim okiem. I wykopano staw. Choć to nie był ten najbardziej znany staw!
Dziś o kulisach powstania jednej z najsłynniejszych scen polskiego filmu twórcy serialu i aktorzy opowiadają z uśmiechem. Jednak czterdzieści lat temu Jerzemu Antczakowi wcale nie było do śmiechu. Okazało się bowiem, że gdy zdecydowano się kręcić to ujęcie, nenufary właściwie już przekwitły.
- Scena wisiała na włosku. Ale nagle ktoś z ekipy przypomniał sobie, że niedawno widział nenufary na stawie w sąsiedniej wsi. Antczak pojechał tam z częścią ekipy w nocy, by w świetle księżyca upewnić się, że rośliny nadal kwitną. A potem w ciągu kilku godzin zebrano statystów i aktorów. I od świtu kręcono tę scenę - wspomina z sentymentem Stanisława Celińska.
Do dziś widok Karola Strasburgera, grającego rolę Józefa Toliboskiego, który wchodzi w białym garniturze do błotnistego stawu i z zapamiętaniem rwie nenufary, dla zachwyconej Barbarze, wzrusza nie tylko kobiety. Jednak w czasie jej realizacji aktor nie był swą rolą szczególnie zachwycony.
Nie dość, że zrobiono ją w pięciu dublach, a do każdej powtórki musiał zakładać nowy garnitur, to jeszcze cały czas myślał o tysiącu pijawek czyhających na niego w wodzie. Jakby było tego mało, w przedostatnim dublu buty ugrzęzły mu w błocie.
Kolejnym bardzo trudnym wyzwaniem okazało się sfilmowanie pożaru książkowego Kalińca, czyli Kalisza. Miasto absolutnie nie nadawało się do tych scen, rozważano więc przeniesienie planu do Lublina lub Zamościa. Ale jak wywołać ogromny pożar w normalnie funkcjonującym mieście?
- Ktoś podpowiedział Antczakowi, że na krakowskim Kazimierzu akurat szykują się do wyburzania kilku kamienic. Udało się załatwić, by w czasie zatwierdzonej rozbiórki wywołać filmowy pożar - opowiadała w programie poświęconym cyfrowej rekonstrukcji serialu Joanna Rożen-Wojciechowska, dyrektor programowa Kino Polska.
Ale jak łatwo się domyślić, operacja tego typu nie była łatwa - wymagała ogromnej czujności pirotechników, którzy do wywołania ognia użyli napalmu. Nie obyło się też bez nieprzewidzianych "atrakcji". Konie zaprzęgnięte do bryczki wiozącej Barbarę nagle, na widok ściany ognia, stanęły dęba. Sytuację uratował jeden z opiekunów zwierząt, krzycząc: "Na dupy, siad!".
SID