Dzwony wojny The Passing Bells
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 23
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Dzwony wojny": Nowy serial TVP i BBC na rocznicę I wojny światowej

Sto lat temu strzały w Sarajewie rozpętały kataklizm na skalę globalną. Ale na początku, latem 1914 r. nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki koszmar się zaczyna...


Epicka opowieść


W pierwszym odcinku serialu "Dzwony wojny", poświęconego I wojnie światowej, zobaczymy to dziwne zamroczenie i entuzjazm, jaki ogarnął wtedy całe społeczeństwa.

Młodzi mężczyźni, jak Brytyjczyk Thomas Edwards (Patrick Gibson) i Niemiec Michael Lang (Jack Lowden) zgłaszali się na ochotnika do wojska. Bohaterowie serialu robią to wbrew bliskim, oszukują komisje poborowe. Wydaje im się, że wojna to wspaniała męska przygoda. Trzeba się spieszyć, żeby pod rozwiniętymi sztandarami wkroczyć do wrogich stolic, bo oczywiście wszystko skończy się jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Kto nie zdąży się zaciągnąć do armii, nie będzie miał o czym opowiadać kolegom.

Reklama

Trudno dziwić się naiwnym nastolatkom z prowincji, skoro taką wizję wojny mieli generałowie i sztabowcy. Rzeczywistość pola bitwy zaskoczyła wszystkich. Wynalazki końca XIX w., karabiny maszynowe i artyleria stworzyły piekielną machinę do mielenia ludzkiego mięsa. Co dziesiąty zmobilizowany zginął. Bohaterowie serialu tracą romantyczne złudzenia. Okazuje się, że wojna to błoto okopów, wszy, zimno i świadomość, że każda chwila może być tą ostatnią w życiu. Thomas i Michael tracą kolegów. Zaczynają zadawać sobie pytania, w imię czego ludzie zmieniają ludzi w krwawe ochłapy.

Jak przetrwać koszmar, zachowując odrobinę człowieczeństwa? Dla obu chłopców, stających się w przyspieszonym tempie mężczyznami, ocaleniem jest miłość. Michael w czasie krótkiego urlopu żeni się ze swoją dziewczyną, a Thomas zatruty gazem bojowym i ranny poznaje piękną Polkę Joannę (Erika Karkuszewska).

Serial oszczędzi nam, zgodnie z normami BBC, najbardziej koszmarnych scen, jakie widzimy na dokumentalnych fotografiach z pobojowisk, ale poruszy ogromem bezsensownych cierpień. Przypomni o milionach zabitych, także o blisko 500 tys. Polaków, którzy polegli w szeregach armii państw zaborczych. I przestrzeże przed politykami beztrosko wysyłającymi innych na śmierć.

"Najstraszliwsza ze wszystkich wojen" - wywiad ze scenarzystą Tonym Jordanem

Co cię skłoniło do napisania tego serialu?

- Bardzo mnie ciekawiło opowiedzenie historii młodych ludzi wysyłanych na wojnę. Chłopców tak młodych, że muszą kłamać w sprawie wieku, by w ogóle móc się zaciągnąć do armii. Ta historia poruszała mnie, sam mam synów i choć obaj mają już ponad 20 lat, doskonale pamiętam ich jako późnych nastolatków. Chciałem opowiedzieć historię z ich punktu widzenia, o tym, jak to jest być chłopcem i zostać wysłanym na drugi koniec Europy, żeby walczyć na wojnie, i to jakiej? Najstraszliwszej ze wszystkich wojen.

Dlaczego zdecydowałeś się pokazać obie strony biorące udział w wojnie? 

- Na samym początku, gdy tylko zaproszono mnie, bym się zajął tym tematem, oglądałem wszystkie filmy wojenne jakie zrobiono do tej pory - od rzeczy kostiumowych po "Kompanię braci" i "Szeregowca Ryana". I uderzyło mnie, że wszystkie one robione są w jeden, określony sposób i zrozumiałem, że ja chcę to zrobić inaczej. "Dzwony wojny" miały upamiętnić setną rocznicę I wojny, po prostu - ten scenariusz musiał być inny. Tym, co łączy wszystkie filmy tego gatunku, jest to, że zawsze są jacyś "źli" i jacyś "dobrzy" - ja chciałem od tego schematu odejść. W "Dzwonach wojny" nie ma dobrych i złych. Nikt nie jest w ogóle pewien, co jest dobre, a co złe - to jest dla mnie właśnie perspektywa chłopców, których tam wysyłamy. Oni tego nie wiedzą - i tak naprawdę przez połowę czasu nie mają pojęcia, gdzie się znajdują. Z pewnością nie wiedzą wiele na temat taktyki wojskowej czy natury wojennego świata, bo rzeczy, których doświadczają, nigdy wcześniej nie były ich udziałem. Serial jest napisany właśnie z ich perspektywy. Antagonistą, jedynym czarnym charakterem jest, jeśli się uprzeć, sama wojna.

Co przytrafia się Michaelowi i Thomasowi podczas wojny?

- Nasi chłopcy doświadczają tej samej wojny, ale ich koleje są całkiem różne. Michael zaczyna jako człowiek dość pewny siebie i świadomy kim jest i w co wierzy. Jednak pod koniec wojny cała ta pewność siebie gdzieś się ulatnia, Michaela zaczynają opadać wątpliwości. Tommy tymczasem jest znacznie bardziej naiwny, pod wieloma względami mniej życiowo doświadczony, przynajmniej na początku wojny, kiedy uważa, że mundur jest super, bo robi wrażenie na dziewczętach. U kresu wojny zdąży jednak dojrzeć, wyrosnąć z chłopca w mężczyznę.

Co się zmienia w miarę upływu tych kilku lat?

- Myślę, że między poszczególnymi latami są kolosalne różnice. W roku 1914 po brytyjskiej stronie chłopcy z pewnością wierzyli w to, co im powiedziano: jeszcze przed świętami będzie po wszystkim, a to już za cztery miesiące, jak się teraz nie zaciągniemy, to ominie nas cała zabawa. Zapakują cię na łódź i jedziesz do obcego kraju, po drodze poznając mnóstwo nowych kumpli. Ale przeskoczmy parę lat naprzód i mamy całkiem inny obrazek, bo nagle jesteś w środku bitwy pod Sommą. Potem docierasz do punktu, gdzie tracisz wszelką nadzieję, a potem nadzieja pojawia się, bo w powietrzu czuć, że zbliża się koniec wojny. To było spore wyzwanie, pokazać te pięć lat, uwiarygodnić to, że upłynął czas, ale wydaje mi się, że się udało i że wyszedł nam całkiem dobry serial.

Jak przygotowywałeś się do pisania scenariusza?

- Jednym z moich materiałów wyjściowych był serial dokumentalny pod tytułem "Forgotten Voices" (Zapomniane głosy). To, czym mnie tak zafascynował, był brak wojennych klisz, banałów. To było po prostu o ludziach, którzy tam byli, ich własne historie w ich własnych słowach. Niektóre z nich były zaskakujące. Niektóre mówiły: "To była najstraszliwsza wojna świata, ale ja świetnie to wspominam, poznałem tam przyjaciół takich, jak nigdy potem...". To były różne spojrzenia, perspektywy, nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. Ale nie była to lekcja historii. I ja nie chciałem opowiadać o wojskowej taktyce, o tym kto wygrywa, kto przegrywa i za sprawą których bitew. Chciałem opowiedzieć historię ludzką, przyziemną w dosłownym sensie, o okopach i chłopcach w okopach. Tamte świadectwa z pierwszej ręki stanowiły dla mnie prawdziwy skarb, zaczyn, dzięki któremu bohaterowie zaczęli się ożywać, mogłem słyszeć, jak rozmawiają w namiocie... Zrozumiałem, że kiedy przestaję myśleć o nich jak o żołnierzach, a zaczynam jak o chłopcach - wszystko nabiera sensu.

Skąd pochodzi tytuł?

- Próbowałem znaleźć wyrażenie, które oddałoby konflikt opisany w jednym ze świadectw, na które się natknąłem. W końcu znalazłem wiersz Wilfreda Owena, poety I wojny światowej i to z niego wziął się tytuł. To dźwięk dzwonów, pieczętujących rozstanie zmarłego ze światem. Uznałem, że to najlepsze określenie, i stąd tytuł. 

Jak Ci się ten serial pisało?

- Spędziłem całe godziny w mojej szopie do pisania na tyłach ogrodu, szlochając jak dziecko. Co dla mnie przede wszystkim ważne, to, że jest to historia dwóch młodych chłopców. A jeśli rozumiesz, co próbowałem zrobić, jest to dosyć niezwykłe. To nie jest o armiach albo narodach, o przyczynach wojny, jej złych czy dobrych stronach, o dobrych i złych. To opowieść o chłopcach.

Ciekawostki o serialu



Zdjęcia do "Dzwonów wojny" powstały w całości w Polsce i trwały 42 dni. Polsko-brytyjska ekipa realizowała serial, opowiadający o pięciu latach I wojny światowej, w Modlinie, w Księżym Młynie w Łodzi oraz na warszawskich Bielanach, w Alei Róż oraz w Pałacu Prymasowskim w Warszawie.

Na potrzeby serialu w warszawskim studiu filmowym powstały specjalnie wybudowane ziemianki armii brytyjskiej i niemieckiej, w których powstały m.in. skomplikowane sceny kaskaderskie.

Prawie trzy tygodnie ekipa spędziła w podwarszawskich Pęcherach, gdzie na 50 hektarach wynajętego pola zostały wybudowane okopy niemieckie i brytyjskie oraz rozległy obszar ziemi niczyjej, poznaczony lejami po wybuchach.

W trakcie zdjęć do scen bitewnych zużyto: 5 ton materiałów pomocniczych do wybuchów (ziemia, korek), 500 kg materiałów wybuchowych, 2000 zapalników, 500 litrów płynu do wytworzenia dymu, 400 świec do pomarańczowego dymu, 400 świec czołgowych, 2100 świec typu wojskowego do czarnego dymu i 1800 świec typu wojskowego do białego dymu.


Źródło: TVP/ "Tele Tydzień IP

TVP
Dowiedz się więcej na temat: Dzwony wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy