Miał trzy poważne związki z mężczyznami. "Sam je zniszczyłem"
Jacek Poniedziałek wiele lat temu dokonał coming outu, ale dopiero niedawno zdecydował się wyznać prawdę o swoim życiu uczuciowym. Okazuje się, że aktor nie miał szczęścia w miłości, wikłał się w związki bez przyszłości i cierpiał, gdy się kończyły... z jego winy.
Lada moment Jacek Poniedziałek świętować będzie 20. rocznicę coming outu. Był - za sprawą udziału w "M jak miłość" - u szczytu popularności, gdy na początku grudnia 2005 roku oficjalnie potwierdził na łamach "Faktu", że fascynują go mężczyźni.
"Mam już czterdzieści lat. Nie będę się wygłupiał i bredził coś o idealnej kobiecie, której wciąż szukam. Jestem gejem i tyle" - oświadczył w rozmowie z tabloidem.
Kilka lat później aktor zdradził, czy wyznanie prawdy o sobie miało wpływ na jego karierę.
"W chwilach zwątpienia mówię często, że może nie było warto. Z drugiej strony to wyznanie nie przyblokowało mi kariery. Ale też specjalnie mi nie pomogło" - stwierdził, goszcząc w studiu "Dzień Dobry TVN".
Dopiero niedawno - ponad półtorej dekady po "wyjściu z szafy" - Jacek Poniedziałek odważył się opowiedzieć co nieco o swoich związkach, które - jak przyznał w autobiograficznej książce "(Nie)dziennik" - niemal zawsze kończyły się dla niego... bólem głowy. Twierdzi, że z większości relacji wychodził - to jego słowa - mocno pokiereszowany.
"Moje trzy prawdziwe związki sam zniszczyłem: pierwszy naiwnością, drugi niewiernością, trzeci nadmiernym, bezbronnym zaangażowaniem" - napisał w autobiografii.
Aktor najbardziej żałuje rozpadu swej relacji z dwa razy od nim młodszym partnerem.
"To był piękny, intymny i namiętny związek. Partner, którego w książce nazywam Pytią, to wspaniały chłopak, miał połowę moich lat..." - wspominał w wywiadzie dla "Repliki".
"Poznałem go w 2015 roku - miałem 50 lat, a on 25 i już sama ta różnica stanowiła potencjalny obszar konfliktów" - dodał.
Aktor nie zdawał sobie sprawy, czego tak naprawdę oczekuje od życia młody mężczyzna, przed którym otworzył swoje serce.
"Potrzebował nowych doświadczeń, chciał się wyszaleć, a ja byłem tak potwornie zakochany, że z trudem przyjmowałem choćby rozmowy na temat innych mężczyzn. Dopadły mnie lęki, frustracje. To mogło go tłamsić. W końcu uwolnił się ode mnie, to nastąpiło z jego inicjatywy" - powiedział "Replice".
Jacek Poniedziałek po rozstaniu z Pytią bardzo długo cierpiał. Bał się, że już nigdy nikogo nie pokocha, że już nigdy nikt nie pokocha jego.
"Mam świadomość, że mogłem tego rozstania uniknąć, gdybym umiał zapanować nad swoim lękiem" - stwierdził na kartach autobiografii.
To, że znalazł się "na rozstaju dróg", sprawiło, że postanowił zawalczyć o siebie. Odsunął wszystko, co miało zły wpływ na jego zdrowie fizyczne i psychiczne, poszedł na terapię.
"Przestałem kopać się z koniem i ścigać ze wszystkimi w swojej głowie. Zacząłem coraz swobodniej, z większą tolerancją i przymrużeniem oka, patrzeć na siebie i na swoje wady, których mam bez liku, jak każdy" - opowiadał w cytowanym już wyżej podcaście.
Aktor twierdzi, że nie miał szczęścia w miłości, ale z drugiej strony, gdy był zakochany, nie radził sobie z tym. Mało kto pamięta, że przez 16 lat był związany ze znanym reżyserem, którego zdradzał na potęgę.
"Nasz związek mógłby trwać do dziś, tylko ja go skrzywdziłem, to zostawiło jakieś rany" - wyznał "Replice", opowiadając o Krzysztofie Warlikowskim.
"Dziś, i już od lat, jesteśmy przyjaciółmi - czuli dla siebie, łagodni, lojalni, dobrzy, wyrozumiali - to jest wielka wartość" - dodał.
W życiu Jacka Poniedziałka nie ma obecnie kogoś, kogo darzyłby szczególnymi uczuciami. Niedawno wyznał, że po prostu nie potrafi się ustatkować.