Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10114
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Życie Emila Karewicza to gotowy scenariusz na serial


Miał zostać księdzem

Emil Karewicz od najmłodszych lat marzył o licznej rodzinie. Miał zaledwie 7 lat, gdy jego rodzice się rozstali, a rodzina rozpadła. Historia jego dzieciństwa i  wczesnej młodości to gotowy scenariusz na poruszający film lub serial...

Emil Karewicz nigdy nie zapomniał dnia, kiedy sędzia prowadzący rozprawę rozwodową jego rodziców zapytał go, kogo - mamę czy tatę - kocha bardziej. Był wtedy siedmiolatkiem... Nie odpowiedział na pytanie sędziego.

Ojca - byłego oficera służącego pod rozkazami rosyjskiego cara, który w 1919 roku osiedlił się z młodziutką żoną w Wilnie i został najpierw strażakiem, a później felczerem - mały Emil uważał za najważniejszą osobę na świecie. Mamę - bardzo wrażliwą i kruchą kobietę, która cały swój czas dzieliła między opiekowaniem się synem, zajmowaniem domem i wizytami w kościele, gdzie gorliwie modliła się o nawrócenie męża - kochał nad życie. Uwielbiał się do niej przytulać, ale tylko na kolanach taty czuł się naprawdę bezpiecznie. Rodziców nie było stać na kupno zabawek, więc ojciec własnoręcznie strugał je z drewna, byle tylko zobaczyć uśmiech na twarzy swego jedynego dziecka. Niestety, lubił też zaglądać do kieliszka. Pewnego wieczoru nie wrócił do domu z ulubionej knajpy, w której codziennie do późnej nocy przesiadywał z kolegami. Zamieszkał w innym domu, z inną kobietą...

Reklama

Po rozprawie rozwodowej mały Emil został z mamą. Ojca ostatni raz widział w czasie hitlerowskiej okupacji. Zauważył go, siedzącego nad brzegiem rzeki Wilii z wędką w ręce. Nie podszedł do niego i nigdy nie przestał tego żałować.

- Nie wiem, kiedy umarł i gdzie został pochowany - wyznał w wywiadzie.

Jedyne ocalałe z wojennej zawieruchy zdjęcie taty aktor przechowywał jak najcenniejszą relikwię.

Mama Emila Karewicza nigdy nie pogodziła się z odejściem męża. Po rozwodzie całkowicie poświęciła się pracy w parafii, a mały Emil, by sprawić jej przyjemność, został ministrantem. Raz kościelny wysłał go razem z kolegą po wino mszalne, które przechowywał w przykościelnej piwniczce. Chłopcy postanowili spróbować trunku... Tak bardzo im zasmakował, że wrócili do kościoła na niezłym rauszu. Kościelny wyrzucił ich obu z kościoła, ale mama ubłagała księdza, by dał Emilowi jeszcze jedną szansę i pozwolił wciąż służyć do mszy świętej. Marzyła, by chłopak został duchownym. On jednak miał zupełnie inne plany na przyszłość.

Wiedzę o życiu zdobywał w... kinie

Nauka nie sprawiała Emilowi Karewiczowi kłopotów, ale nie był pilnym uczniem i nie mógł się pochwalić żadnymi wybitnymi osiągnięciami.

- Tak naprawdę szkoła, za którą nie przepadałem, wychowywała mnie - wspominał po latach, dodając, że wiedzę o życiu zdobywał też w... kinie.

Godzinami przesiadywał na podłodze przed wielkim ekranem i podziwiał kowbojów o twarzach hollywoodzkich gwiazd, a potem - na wileńskiej Górze Zamkowej, na placu Łukiskim lub nad brzegiem Wilii - odgrywał z kolegami sceny z ukochanych westernów.

- Wybuch wojny zakończył okres mojej beztroskiej młodości. Miałem zaledwie 16 lat, ale czułem się dorosły i uznałem, że teraz to ja muszę zaopiekować się matką - wyznał Emil Karewicz na łamach książki "Moje trzy po trzy".

Aktor wspominał, że z powodu częstych aresztowań, do jakich na początku okupacji dochodziło na ulicach Wilna, po prostu nie wypuszczał mamy z domu. W 1940 roku został adeptem sztuki dramatycznej, dołączył do zespołu aktorskiego Teatru Małego i od tamtej pory nie wyobrażał już sobie, że mógłby zajmować się czym innym niż graniem. 22 czerwca 1941 roku hitlerowcy zbombardowali Wilno. Kilka dni później Emil dostał pismo z niemieckiego biura pracy z wezwaniem do osobistego stawiennictwa. W budynku, w którym mieścił się Arbeitsamt, zobaczył ogłoszenie o werbunku chętnych do pracy w firmie transportowej. Zgłosił się, by uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec.

Do trzech razy sztuka

Praca bardzo mu się nie podobała, ale dzięki niej poznał zatrudnioną w administracji śliczną dziewczynę, w której zakochał się po uszy. Ewa, bo tak miała na imię pierwsza miłość Emila Karewicza, zgodziła się zostać jego żoną. Wkrótce po ślubie los rozdzielił ich na kilka lat - on został wcielony w szeregi Wojska Polskiego i wyruszył na Zachód, ją przesiedlono do Gniezna. Po wojnie odnaleźli się dzięki pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża i zamieszkali w Gdańsku, ale próba ponownego ułożenia sobie życia we dwoje, którą podjęli, nie powiodła się. Po rozwodzie długo jeszcze utrzymywali ze sobą przyjacielski kontakt.

Dzięki PCK Emil Karewicz odnalazł też repatriowaną z Wilna do Lęborka mamę. Ściągnął ją do siebie i opiekował się nią do jej śmierci... To mama najgłośniej oklaskiwała go, gdy wreszcie spełniło się jego największe marzenie i zaczął występować na scenie Teatru Wybrzeże. Zanim to jednak nastąpiło, w życiu aktora pojawiła się piękna dziewczyna o imieniu Delfina.

- Zakochaliśmy się z miejsca, a że wkrótce po pierwszym spotkaniu okazało się, że spodziewamy się dziecka, zdecydowaliśmy się wziąć ślub - opowiadał.

Delfina urodziła śliczną, zdrową córeczkę, Sylwię. Aby utrzymać rodzinę, Emil Karewicz zatrudnił się w bibliotece należącej do gdyńskiej stoczni. Nie zapomniał jednak o swej wielkiej pasji i kiedy w Sopocie powstał Teatr Kameralny, zgłosił się do kierownika sceny i został przyjęty do zespołu, który w 1949 roku niespodziewanie przeniesiono do Łodzi. Aktor zostawił żonę i córkę na Wybrzeżu i wyjechał. Kilkanaście miesięcy później Delfina, Sylwia i ukochana mama również przeprowadziły się do Łodzi. Niestety, Karewiczom nie udało się już nigdy wskrzesić uczucia, jakie kiedyś ich łączyło. Jeszcze przed uzyskaniem rozwodu z Delfiną 27-letni wtedy Emil poznał największą miłość swojego życia - Teresę, u boku której spędził resztę życia (ponad 60 lat!) i która wzięła na siebie wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem domu i wychowaniem dwójki dzieci - syna Krzysztofa i córki Małgosi - by Emil Karewicz mógł poświęcać się swoim pasjom: aktorstwu, malowaniu, grze na pianinie i komponowaniu piosenek.

Po śmierci ukochanej Teresy Emil Karewicz prawie w ogóle nie opuszczał domu w Aninie. Zmagającym się z poważną chorobą aktorem opiekowali się córka Małgosia i mieszkające z nim wnuczęta - Kasia, Kuba i Asia. Do Anina często wpadał też wnuk pana Emila Bartek ze swoim synem Jasiem oraz drugi prawnuk, Filip.

- Kocham ich wszystkich i czuję, że oni też mnie kochają... Zawsze chciałem mieć dużą, kochającą się rodzinę. Robiłem wszystko, by spełnić to marzenie. Dwie pierwsze próby się nie udały, ale za trzecim razem szczęście mi dopisało - powiedział aktor w jednym ze swych ostatnich wywiadów.


Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy