Wszystkiemu winne... lustro!
Był czas, że Ewa Szykulska, czyli hrabina Lala Koniecpolska z "Kariery Nikodema Dyzmy" i Karen Petersen z "Samochodzika i templariuszy", zrezygnowała z zawodu aktorki i zajęła się... handlem samochodami.
- Okazało się jednak, że z aktorstwa nie odchodzi się tak łatwo, jak mogłoby się zdawać. Można przekwalifikować się z elektryka na ślusarza, można przestać być dyrektorem, ale trudno przestać być aktorem, ponieważ tęsknota za sceną i filmem siedzi w nas - aktorach - zbyt głęboko - mówi Ewa.
Ewa Szykulska tęskniła za graniem, które było i jest dla niej o wiele bardziej ekscytujące niż handlowanie samochodami. Dzięki udziałowi w wielu kultowych już dziś serialach i filmach, była bardzo popularna i widzowie domagali się wręcz, by wciąż dla nich występowała.
Ewa przyznaje, że jednym z powodów jej chwilowej ucieczki od aktorstwa, był strach przed starzeniem się na oczach widzów.
- Wszystkiemu winne było lustro! Stawałam przed nim i biadoliłam, że coś z oczami nie tak, że pupa chyba za duża... Bez tapety nie wychodziłam z domu - żartuje dziś.
- Okres paniki z powodu upływającego zbyt szybko czasu mam już jednak od dawna za sobą. Może i przybyło mi parę zmarszczek, ale na szczęście Bóg troszkę popsuł mi wzrok, więc ich nie dostrzegam - mówi.
Znakiem rozpoznawczym Ewy Szykulskiej od zawsze jest niski charakterystyczny głos.
- I... worki po oczami - mówi aktorka.
- Kiedyś usłyszałam od pewnego mężczyzny, że mam ładne oczy. Potraktowałam to bardzo serio i dziś już nie wyobrażam sobie siebie bez moich charakterystycznych worków. To one nadają mojej twarzy charakteru. Wiele razy mogłam poddać się operacji plastycznej i zlikwidować je, ale... Szykulska bez worów pod oczami nie byłaby przecież Szykulską - śmieje się Ewa.