Była gwiazdą hitu PRL-u. Świadomie zrezygnowała z wielkiej kariery
Choć Ewa Borowik miała wszystko, by znaleźć się na szczycie sławy, jej kariera aktorska nie należała do spektakularnych. Sama nigdy nie uważała się za przebojową osobę, która mogłaby zwojować branżę.
W 1973 roku, gdy Ewa Borowik opuszczała mury warszawskiej szkoły teatralnej, wiele osób dostrzegało jej artystyczny potencjał. Wydawało się wówczas, że ma przed sobą wspaniałą przyszłość w zawodzie. Ona jednak - choć nie narzekała na brak zawodowych propozycji - nie była do końca zadowolona z tego, co los daje jej jako aktorce.
"Na szczęście moje wyobrażenia o aktorstwie, gdy zdecydowałam się zdawać do PWST, były mało sprecyzowane. Zawód wydawał mi się po prostu sympatyczny. Żadnych wizji splendorów nie miałam" - powiedziała w wywiadzie dla tygodnika "Film".
O Borowik pisano, że choć wygląda na łagodną blondyneczkę dobrą do ról pierwszych naiwnych, ma niebywały talent. W 1994 roku aktorka zdobyła popularność dzięki roli Eli Kostroniówny w serialu "S.O.S." Janusza Morgensterna, w którym wystąpiła z Władysławem Kowalskim. Choć jej rozpoznawalność znacznie wzrosła, sama nigdy nie uważała się za osobę przebojową.
"Są ludzie, którzy rodzą się po to, żeby iść naprzód. Mówi się o nich 'przebojowi'. W aktorstwie przejawia się to w pragnieniu wymiernych sukcesów, które określa pewna liczba ról w teatrze, radiu, telewizji, filmie oraz... nazwisko, które wszyscy kojarzą z twarzą. Ja do tej grupy 'przebojowych' nie należę" - mówiła przed laty.
Jako pierwszy jej talent dostrzegł Edward Dziewoński, który w 1978 roku zaproponował jej etat w kierowanym przez siebie Teatrze Kwadrat. To tam ponoć wreszcie poczuła, że jest na właściwym miejscu. Najważniejsze filmowe role zagrała natomiast w dziełach swojego życiowego partnera, Tadeusza Kijańskiego:
"Kino, widać, mnie nie potrzebuje. Powiedzmy, że wyczerpuję limit, grając u męża".
"Wzajemne zaufanie sprawiało, że mogłam pod jego kierunkiem więcej wyciągnąć z roli, wydobyć z niej to, co na pierwszy rzut oka jest niewidoczne. 'Związek zawodowy' z mężem wzbogacał mnie jako aktorkę, prowokował do ciągłych poszukiwań" - dodała w innej rozmowie.
Pod koniec ubiegłego wieku Ewa Borowik na pewien czas zrezygnowała z pracy przed kamerą. Uznała, że w jej życiu przyszedł po prostu czas na realizację innych pasji. Razem z partnerem pracowała nad niezwykłą książką - "Opowieści znad stołu i z kniei".
Powrót na ekran Ewa Borowik zawdzięcza twórcom "Klanu", którzy w 1999 roku przekonali ją do zagrania niewielkiej roli matki szkolnej koleżanki Oli Lubicz. Aktorka zagrała później jeszcze epizody w "Lokatorach", "Niani" i "Egzaminie z życia" oraz większe role w "Samym życiu", "Ludziach Chudego" i "Magdzie M.". Pojawiła się też gościnnie w "Na dobre i na złe", "M jak miłość" i "Ojcu Mateuszu". Po raz ostatni mieliśmy okazję oglądać ją na małych ekranach w 2015 roku jako Zofię Przybysz w "Prawie Agaty".
Borowik od lat jest doskonale znana mieszkańcom podwarszawskich Łomianek, gdzie razem z mężem stworzyła w 2011 roku Teatr Miejsce, gdzie występowali m.in. Henryk Talar, Anna Dereszowska, Joanna Liszowska, Dorota Stalińska i wiele innych gwiazd.
75-letnia aktorka od 10 lat nie pojawia się na ekranach i nie planuje powrotu. Sława bowiem nigdy nie była dla niej rzeczą istotną:
"Parę innych spraw stawiam wyżej. Dla mnie aktorstwo zawsze było uzupełnieniem życia, nie odwrotnie".
Zobacz też:
Wielkie emocje w "Rolnik szuka żony". Słowa Rolanda wywołały burzę