Takiego serialu w Polsce jeszcze nie było. Światowa premiera w Szczecinie i Gdyni. Pierwsze reakcje widzów
Był mroźny i wietrzny poranek 14 stycznia 1993 roku i nikt nie przypuszczał, że ten dzień na zawsze zmieni życie tylu osób. Zatonięcie promu Jan Heweliusz było największą katastrofą morską powojennej żeglugi w Polsce. Historia sprzed 32 lat jest wciąż żywa, szczególnie na Pomorzu i to właśnie tam, w Szczecinie i Gdyni, odbyła się światowa premiera dwóch pierwszych odcinków "Heweliusza", który już 5 listopada trafi na platformę Netflix. - Robiąc ten serial, myśleliśmy o ludziach stąd. On jest dla nich, dla ludzi związanych z morzem - powiedział w rozmowie z Interią autor scenariusza Kasper Bajon. - Po seansie kilka osób do mnie podeszło. Ludzie mówią, że to nimi wstrząsnęło - dodał reżyser Jan Holoubek.
Wszystko zaczęło się trzy lata temu i oto niemożliwe stało się możliwe. 105 dni zdjęciowych, ponad 120 aktorów, 3000 statystów, 700 ton wody, 70 różnych lokacji, prawie 200 osób zaangażowanych w postprodukcję i 140 osób ekipy stale pracującej nad serialem - to serial Netfliksa "Heweliusz" w liczbach. Zdjęcia odbywały się m.in. w Świnoujściu, Szczecinie, Zgorzelcu, Gdyni, Wrocławiu i Warszawie. Z kolei w Brukseli, w najnowocześniejszej hali filmowej ze specjalnym basenem, nakręcono sceny katastrofy promu.
Ten imponujący pod względem skali i wykorzystanej technologii, niespotykanej dotąd w polskich produkcjach, serial to jednak nie tylko niesamowite efekty specjalne. Historia inspirowana katastrofą polskiego promu Jan Heweliusz jest przede wszystkim opowieścią o ludziach - o ich żałobie, rozpaczy, szukaniu prawdy, sprawiedliwości i walce o godność.
Światowa premiera dwóch pierwszych odcinków "Heweliusza" odbyła się: 18 października w Szczecinie (w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza) i kolejnego dnia w Gdyni (w Gdyńskim Centrum Filmowym). Była to niezwykła okazja, aby ten serial obejrzeć na wielkim ekranie. Na sali było sporo osób związanych z tragiczną historią - rodziny, przyjaciele, znajomi ofiar katastrofy. Na pokazie w Gdyni pojawiła się nawet Jolanta Ułasiewicz, żona kapitana promu Jan Heweliusz - Andrzeja Ułasiewicza. Po seansach na sali była długa, przejmująca cisza, brawa pojawiły się potem.
Tak spektakularnych scen z efektami specjalnymi i wizualnymi na pewno w polskiej produkcji filmowej i serialowej jeszcze nie było. Co jednak istotne, to serial nie tylko świetnie zrealizowany, ale przede wszystkim znakomicie poprowadzony dramaturgicznie i przemyślany, co niewątpliwie jest zasługą autora scenariusza Kaspra Bajona i reżysera Jana Holoubka. Zachwyca oczywiście rozmach realizacyjny, ale nie tylko - zwraca uwagę gra aktorska na najwyższym poziomie, a także zdjęcia, montaż i scenografia.
- Od początku było wiadomo, że serial wyreżyseruje Jan Holoubek. Razem z Kasprem [Bajonem - przyp. red.] rozmawialiśmy o tym, że tylko Janek gwarantuje poczucie bezpieczeństwa i że wyciągnie z tego scenariusza wszystko, a nawet więcej - powiedziała w rozmowie z Interią producentka serialu "Heweliusz" Anna Kępińska.
W spotkaniach z publicznością po pokazach udział wzięli w Szczecinie: reżyser Jan Holoubek, autor scenariusza Kasper Bajon, producentka Anna Kępińska, operator Bartłomiej Kaczmarek oraz Magdalena Różczka i Konrad Eleryk. W Gdyni dołączyli do nich również kolejni aktorzy: Mirosław Kropielnicki i Joachim Lamża oraz montażysta Rafał Listopad. Rozmowę w Szczecinie poprowadził Radosław Kotarski, a w Gdyni - Jarosław Kuźniar.
Pięcioodcinkowa produkcja będzie miała premierę 5 listopada na platformie Netflix w prawie 200 krajach na całym świecie.
Twórcy zgodnie podkreślają, że premierowe pokazy dwóch pierwszych odcinków serialu nie przez przypadek odbywają się w Szczecinie i Gdyni. I nie chodzi tylko o to, że w tych miastach realizowano część zdjęć do "Heweliusza", lecz przede wszystkim o fakt, że na Pomorzu pamięć o katastrofie promu wciąż jest żywa, choć od tragicznej historii minęły już 32 lata.
"Morze jest niebezpieczne, ale wspaniali są ludzie, którzy pochodzą stąd i dlatego zależy nam, żeby właśnie wam pokazywać to jako pierwszym. Pisząc scenariusz przeprowadziłem dość długi research, rozmawiałem z wieloma osobami, które opowiadały mi tę historię, były z nią związane. Spotkałem się właściwie z samą otwartością. Właśnie ludziom stąd dedykujemy nasz serial" - powiedział Kasper Bajon, zapowiadając pokaz w Gdyni.
"Jesteśmy wszyscy bardzo poruszeni przy tych pierwszych pokazach. Dla nas to był trudny i wymagający serial na różnym poziomie, zarówno emocjonalnym, ale i realizacyjnym. Dlatego też bardzo chciałabym z tego miejsca podziękować tym, którzy nam pomogli. To, że tu jesteśmy, jest dla nas bardzo ważne" - dodała producentka Anna Kępińska.
"To że spotykamy się tu na Pomorzu, to nie jest przypadek. Wiemy, jak bardzo ważna jest ta historia w tym rejonie Polski, jak bardzo jest żywa do dzisiaj. Chciałbym podziękować aktorom, całej ekipie produkcyjnej i wszystkim ludziom morza, którzy nam pomogli. Spotkaliśmy się tu z wyłącznie z wielką życzliwością. Mam nadzieję, że ten pokaz będzie dla państwa tak samo ważny, jak dla nas" - mówił Jan Holoubek.
"Wśród nas są rodziny i bliscy ofiar. Są też osoby, które ocalały i jest z nami pani Jolanta Ułasiewicz, żona kapitana Ułasiewicza z córką Agnieszką i z rodziną. Bardzo chciałem państwa wszystkich powitać i powiedzieć, że to jest super ważne, że jesteście z nami i że nam zaufaliście. Bardzo za to dziękuję" - dodał reżyser.
Po pokazach i spotkaniach z publicznością udało nam się porozmawiać z twórcami i aktorami. Co powiedzieli?
- Robiąc ten serial myśleliśmy o ludziach stąd. On w jakimś sensie jest dla nich, dla ludzi związanych z morzem. Spotkałem się tu z wielką otwartością. Dla mnie było więc naturalne, że te premierowe pokazy powinny odbyć się tutaj. Ta historia jest tu cały czas żywa i warto, żeby ludzie stąd poznali ją jako pierwsi. Po seansie podchodzili i mówili, że jest to dla nich wielkie przeżycie, że są wstrząśnięci tym, co zobaczyli. Wiemy, że to nie jest łatwy serial - powiedział w rozmowie z Interią Kasper Bajon.
- Kiedy pisałem scenariusz, ważna była dla mnie delikatność, żeby nie epatować tym, co się wydarzyło, żeby spróbować tę historię opowiedzieć uniwersalnie, żeby oddać szacunek osobom związanym z tą historią. Chciałbym, żeby ten serial zmusił widzów do jakiegoś namysłu, żeby to było oglądanie refleksyjne - dodał autor scenariusza.
- Ta historia jest tutaj niezwykle żywa. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Kiedy zaczynaliśmy prace nad tym projektem, okazało się, że ludzie na Wybrzeżu żyją tym cały czas. Dostawałem mnóstwo wiadomości na Messengerze czy Instagramie. Oni czekali aż ktoś opowie tę historię. Teraz pokazaliśmy efekt naszej trzyletniej pracy. Było to dla mnie bardzo stresujące, a równocześnie bardzo ekscytujące. Bardzo chciałem, żeby to już trafiło do ludzi - przyznał Jan Holoubek.
- Zaczynają do mnie docierać pierwsze reakcje. Po seansie kilka osób podeszło i dziękowało. Ludzie mówią, że to nimi wstrząsnęło. To pozostawia widzów w głębokiej zadumie. (...) Chciałbym, żeby ludzie po obejrzeniu tego serialu nie zapomnieli o nim zbyt szybko, żeby w nich długo rezonował. Robienie prawdziwych historii jest zawsze obciążone odpowiedzialnością, ale ta odpowiedzialność nie może nas zablokować. Chcieliśmy opowiedzieć tę historię uczciwie - zapewnił reżyser.
Dla producentki Anny Kępińskiej również było oczywiste, że pierwsze pokazy powinny odbyć się na Pomorzu.
- Opowiadamy o prawdziwych ludziach, mamy z nimi kontakt i to było naturalne, że te pokazy odbędą się tutaj. Chcieliśmy, żeby oni jako pierwsi mieli szansę zapoznać się z tym serialem. Dla nas bardzo ważne są wrażenia ludzi, dla których to są bliskie sprawy. To serial o nich, o ludziach morza - powiedziała.
- Każdy ten serial przeżywa na swój sposób, niektórzy muszą ochłonąć po pokazie. Ale podchodzili do mnie w holu ludzie i to bardzo często młodzi, którzy w ogóle nie znali tej historii, dla nich to było zupełnie inne doświadczenie. Dziękowali, że w taki sposób mogli ją poznać. Tu na Pomorzu ta historia jest ciągle żywa, ale sporo osób nie tylko jej nie pamięta, ale nawet jej nie zna. To było dla mnie zaskakujące. Pomyślałam, że dobrze, że my tę pamięć zatrzymamy - dodała producentka.
Magdalena Różczka przyznała, że emocje związane z realizacją zdjęć na Pomorzu, czuje do dzisiaj.
- Jak przyjechaliśmy tutaj na zdjęcia, zadziwiło mnie, że nawet wśród statystów dyskusja o tej katastrofie była bardzo żywa. Okazało się, że każdy ma jakieś wspomnienia z tym związane albo zna kogoś, kto to pamięta. Natomiast teraz zdarzyło mi się kilka wzruszających momentów. W Szczecinie podeszła do mnie pani i powiedziała, że jest również żoną kapitana. Zapytałam: "I co pani myśli po zobaczeniu dwóch odcinków?". A ona na to: "Wyszłam i jak najszybciej zadzwoniłam do męża, żeby powiedzieć mu, że go kocham". To mnie poruszyło - są rzeczy, które nagle docierają do człowieka - opowiadała w rozmowie z Interią aktorka.
Magdalena Różczka jako jedyna gra w serialu autentyczną postać - wciela się w Jolantę Ułasiewicz, żonę kapitana promu "Jan Heweliusz", walczącą o dobre imię swojego męża, oskarżanego o spowodowanie katastrofy. Aktorka na spotkaniu z publicznością w Szczecinie wyznała, że bardzo pomogło jej to, że mogła poznać panią Jolantę
"Po pierwsze, pani Jolanta powiedziała: 'Bardzo się cieszę, że to ty będziesz mnie grała'. To mnie uskrzydliło i dało nadzieję, że to może się udać. Po drugie, zobaczyłam w niej coś pięknego. Nie jesteśmy fizycznie podobne, ale psychicznie jest coś takiego wspaniałego i ulotnego, co nas łączy. Obserwowałam ją jak rozmawiałyśmy, opowiadała mi o tamtych czasach. Sparaliżowało mnie, jak ona o tym wszystkim mówi. Ma się wrażenie, że to było przed chwilą, że to ciągle w niej drga, ciągle jest" - mówiła aktorka.
W rozmowie z Interią Magdalena Różczka powiedziała, że na pokaz do Gdyni specjalnie przyjechała pani Jolanta Ułasiewicz i jej przyjaciółka - również żona osoby, która zginęła na promie. Poznały się zaraz po katastrofie.
"Takie historie powodują w nas duże emocje, bo czujemy, że na sali są osoby bardzo powiązane z tą historią. Po tych spotkaniach usłyszałam bardzo dużo pięknych słów, więc cieszę się z tego" - wyznała.
Konrad Eleryk wciela się w niezwykle ważną dla fabuły serialu postać oficera Witolda Skirmuntta, który jako jeden z dziewięciu członków załogi przeżył katastrofę promu Jan Heweliusz.
- Zagranie w tym serialu było trudne, ale i bardzo ekscytujące. Byłem w to mocno zaangażowany od pierwszego do ostatniego dnia. Czasami jest tak, że robisz coś, co jest super, ale po jakimś czasie przyzwyczajasz się do pewnych rzeczy, stają się normalne, nie wywołują już takich emocji. Natomiast tutaj mój poziom skupienia i zaangażowania był przez cały czas na najwyższym poziomie. To świadczy o tym, jak duże to miało dla mnie znaczenie. Tu nie było łatwych scen, bo każda miała swój ciężar. Niektórych rzeczy doświadczałem na planie pierwszy raz w życiu i nie wiem, czy jeszcze kiedyś doświadczę - wyznał w rozmowie z Interią.
- Jakbym w Stanach dostał taki scenariusz, to bym się nie zastanawiał nad tym, jak takie sceny zostaną nakręcone, bo oni takie rzeczy robią na co dzień. A tutaj? Zastanawiałem się, jak oni niby chcą to zrobić! Okazało się jednak, że wszystko, co było w scenariuszu, zostało zrealizowane. To było niesamowite - dodał.
Aktor przyznał, że do niego również docierają pierwsze reakcje widzów.
- Doświadczam tego na bieżąco. To są różne historie - ktoś mówi, że zna kogoś, kto miał być na tym promie, ale się zamienił, a to czyjaś mama kiedyś na nim pływała. Dla ludzi stąd to jest rzeczywiście ważne i unosi się gdzieś w powietrzu. Te pokazy są dla mnie ważnym doświadczeniem. Po projekcji w Szczecinie słyszałem takie opinie, że to robi na ludziach bardzo duże wrażenie. Niektórzy płaczą, słychać westchnięcia, oglądanie tego "kosztuje". Inaczej patrzy się na pewne sceny, kiedy ma się świadomość, że wydarzyły się naprawdę.
A co po projekcji mówili widzowie? Oto kilka opinii po szczecińskim i gdyńskim pokazie dwóch pierwszych odcinków "Heweliusza".
"Rewelacyjna reżyseria, montaż, zdjęcia, a przede wszystkim gra aktorska. To wszystko jest tak realne, że wciąga widza do końca, do głębi. Jak morze Heweliusza, niestety".
"To nie jest tak, że my doganiamy Hollywood. My jesteśmy już w tym samym miejscu. Bo pod względem technicznym to jest takie kino katastroficzne, jakie znamy zza wielkiej wody".
"Największe wrażenie zrobiły na mnie wszystkie sceny na morzu. Były tak bardzo realistyczne, że czułam, jakbym ja tam też była na tej tratwie z rozbitkami".
"Wiedziałam, na co idę, ale nie wiedziałam, czego się spodziewać i już po pierwszych minutach miałam w głowie tylko jedną myśl: 'To jest Titanic, tylko mocniejszy'".
Zatonięcie promu "Jan Heweliusz" w nocy z trzynastego na czternastego stycznia 1993 roku było największą katastrofą żeglugi cywilnej w Polsce. Prom płynął ze Świnoujścia do portu w Ystad w Szwecji. Z sześćdziesięciu czterech osób na pokładzie (35 pasażerów i 29 członków załogi) uratowało się jedynie dziewięciu członków załogi. Pozostałe pięćdziesiąt pięć pochłonęło morze. Bałtyk w chwili katastrofy miał dwa stopnie Celsjusza. Na morzu szalał sztorm o sile przekraczającej 12 stopni w skali Beauforta, wiatr dochodził do 160 km na godzinę, a fale sięgały nawet około 5 metrów wysokości.
Prace nad serialem "Heweliusz" rozpoczęły się w 2021 roku. W produkcji występują: Magdalena Różczka, Michał Żurawski, Konrad Eleryk, Michalina Łabacz, Borys Szyc, Tomasz Schuchardt, Justyna Wasilewska, Andrzej Konopka, Jacek Koman, Magdalena Zawadzka, Jan Englert, Jacek Beler, Dariusz Chojnacki, Anna Dereszowska, Sylwia Gola, Mia Goti, Mateusz Górski, Marcin Januszkiewicz, Dominika Kluźniak, Bartłomiej Kotschedoff, Mirosław Kropielnicki, Joachim Lamża, Łukasz Lewandowski, Piotr Łukaszczyk, Katharina Nesytowa, Magda Osińska, Michał Pawlik, Piotr Rogucki, Mirosław Zbrojewicz.
Premiera na platformie Netflix już 5 listopada 2025 roku w prawie 200 krajach na całym świecie.
Anna Kempys, Szczecin i Gdynia