Czarna lista Blacklist
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 177
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Czarna lista": W 4. sezonie wyjawimy więcej sekretów

Dlaczego umiejscowiliście akcję serialu na Kubie?

JB: Chociaż nasz serial powstawał w Nowym Jorku, uważamy, że ma wymiar międzynarodowy. Kuba wydaje się nam miejscem egzotycznym, nowym i świeżym. Zaczęliśmy zdjęcia w sierpniu, a Kuba może też udawać Nowy Jork. Wiele scen odbywa się właśnie w Nowym Jorku.

Czy przeniesienie akcji serialu na Kubę wiąże się z ociepleniem relacji na linii Waszyngton - Hawana?

JB: Dla nas to niezwykle ciekawa lokalizacja. Zawsze mieliśmy wrażenie, że nawet pomimo nie najlepszych relacji w przeszłości, nasze kraje powinny dążyć do poprawy stosunków. Obecna sytuacja otwiera przed Reddingtonem nowe opcje. Daje nam to ciekawe możliwości.

Reklama

W najnowszym sezonie dwóch ludzi walczy o względy Elizabeth. Na czym dokładnie opiera się ich konflikt?

JE: W ostatnim sezonie Kirk twierdził, że to on jest ojcem Liz. Czy to prawda, czy jednak ojcem jest Reddington? Pierwszych osiem odcinków obraca się wokół tego wątku. Zgłębiamy go. Komu Elizabeth zdecyduje się uwierzyć? Prawdopodobnie na początku podejmie złą decyzję.

JB: Kirk zna pewien sekret Reddingtona, którego nie zna żadna inna postać. Ma na niego haka.

Czy konieczność utrzymania takich kwestii w tajemnicy jest dla was źródłem stresu?

JE: To niełatwe zadanie. Najtrudniejsze jest wymyślanie zwrotów akcji, które z jednej strony będą zaskakujące, a z drugiej nie zniechęcą naszej widowni. Póki co nam się to udaje, nadal krążymy wokół pewnej tajemnicy. Czy Red jest ojcem Liz? Umieszczamy w serialu niewielkie, ale istotne wskazówki. W tym roku w końcu odpowiemy na to pytanie.

Czy poznamy też znaczenie śnieżnej kuli Reddingtona?

JB: Do pewnego stopnia, ale nie do końca. W końcu to bardzo duża kula.

JE: To będzie rok bardzo osobistych historii dla wielu postaci "Czarnej listy". W tym sezonie wyjawimy też więcej sekretów niż w poprzednim.

JB: Mamy niesamowitych fanów i bardzo lubimy ten serial. Czujemy się zobowiązani do spełniania ich oczekiwań, ale chcemy też stale ich zaskakiwać.

JE: Kiedy w zeszłym roku tymczasowo uśmierciliśmy Liz, mieliśmy wrażenie, że jej relacja z Redem, kluczowa dla całego serialu, nie doczekała się satysfakcjonującego zakończenia.

Czy zapowiedź "The Blacklist: Redemption" na rok 2017 oznacza koniec "Czarnej listy"? Czy od samego początku wiecie, jak skończy się serial?

JE: Cały czas zmierzamy ku konkretnemu zakończeniu. Improwizacja byłaby tu wysoce niewskazana. Niektóre elementy ulegają zmianom. Na przykład motyw Gwiazdy Polarnej Reda. Ale stale przemy naprzód.

JB: Liczymy na to, że spin-off się utrzyma. Mamy do opowiedzenia wiele historii Toma i Liz.

W ciągu ostatniej dekady tempo rozwoju fabuły w serialach uległo wielu zmianom. Wydaje się zmieniać, jak tylko widownia się do niego przyzwyczai. W jaki sposób wpływa to na Czarną listę?

JE: Pamiętam czasy, gdy tempo było wolniejsze. 15 lat temu pracowałem nad serialem "Agentka o stu twarzach". Kiedyś trzeba było przekazać w serialu więcej treści. Liczba widzów od dłuższego czasu spada, a seriale toczą między sobą desperacką walkę o tych, którzy pozostali. Nie wiem, czy tempo znowu zwolniło. Może mam ADHD, ale zawsze próbuję pchać fabułę do przodu.

Jaki jest wasz plan i które postacie z serialu lubicie najbardziej?

JB: Najważniejszy jest plan Reda. Jeśli zaś mowa o ulubionych postaciach... Milton Bobbit był fajny w pierwszym sezonie. To był dobry sezon. Stewmaker był świetnym odcinkiem.

JE: Postacie z początkowych etapów serialu często są ciekawe, bo nadają ton wszystkiemu, co następuje potem.

Czy w tym sezonie Reddington będzie bardziej uczuciowy?

JB: Chcielibyście tego? Najbardziej lubię go wtedy, gdy zachowuje się... no, po ludzku. W "Stewmakerze" czuł się zagubiony. Najlepsze chwile serialu to zdecydowanie te, w których zabiłby kogoś, gdyby tylko mógł. W pierwszych ośmiu odcinkach przekonacie się, że Red poruszy niebo i ziemię, by zapewnić bezpieczeństwo dziecku, które właśnie pojawiło się w jego życiu. W tym roku będzie znacznie bardziej emocjonalny niż dotychczas.

Czy akcja serialu przeniesie się do Ameryki Łacińskiej?

JB: Przekonaliśmy się, że Nowy Jork ma pewien rozpoznawalny styl, przez co czasem trudno mu udawać inne miejsca, szczególnie jeśli chodzi o Kubę. Znaleźliśmy kilka lokalizacji, które dawały radę, ale wolelibyśmy kręcić w Ameryce Łacińskiej.

JE: Potrzebujemy tropikalnych planów zdjęciowych, a Nowy Jork w lutym się do tego nie nadaje.  Reddington uwielbia odwiedzać nowe miejsca. Chcemy mu to umożliwić.

JB: Nigdy nie kręcimy odcinków umiejscowionych na Kubie w styczniu.

Czy współpracujecie z historykami, kiedy piszecie scenariusze? Czy poza zamachem na World Trade Center są inne tematy, których unikacie?

JB: W razie potrzeby konsultujemy się ze specjalistami. Mamy konsultantów medycznych, technicznych i historycznych. Nie mam pojęcia, jak wyglądała Kuba w tamtych czasach. Na szczęście mamy kogo o to zapytać.

JE: Nigdy nie nawiązywaliśmy do zamachu z jedenastego września, ale chyba nie byłoby z tym problemu. Staramy się nie mówić o niektórych rzeczach, takich jak atak hakerski na SONY, w który zamieszana była Korea Północna.

JB: Nie zdziwiłbym się, gdyby w takiej sytuacji poprosili o wybór innego dyktatora.

W ostatnich sezonach zauważyliśmy, że pogłębiacie wątki ekipy towarzyszącej Redowi. Czy możemy się spodziewać dalszych postępów w tej kwestii?

JB: Wśród osób, które wyjawią Redowi prawdę, będą także jego najbliżsi. Red otacza się ludźmi, którzy są szczerzy i bezpośredni. Z pewnością ich rozwiniemy. Spodziewajcie się dobrych historii z ich udziałem.

Ile pozycji ma "Czarna lista"?

JB: Od ilu lat jesteśmy na ekranie? Najwyższą liczbą było 163. Stewmaker. Trudno jest pilnować jednocześnie fabuły Czarnej listy i teorii spiskowych otaczających Reda, nie tracąc przy tym kontroli nad jego postacią.

JB: Można tak powiedzieć. Czasem trudno jest rozbudowywać wszystkie te wątki, ale jakoś nam się to udaje. Nadal potrafimy czymś zaskoczyć. Red jest fascynującą postacią, chociaż czasem musimy znacznie ograniczyć jego obecność w danym odcinku. To frustrujące. Na początku ludzie z NBC pytali nas o motywacje Reda. Wszystko musi mieć logiczne wyjaśnienie i pasować do głównej fabuły. Czasem na koniec każdego odcinka Red dostaje konkretną wskazówkę. A czasem pozornie fałszywy trop, który rozwiniemy później.

Co możecie nam powiedzieć o spin-offie?

JB: Ciągle nad nim pracujemy. Będzie naturalnym rozwinięciem serialu. Pojawi się też szansa na występy gościnne. Niektóre postacie będą się przewijać w obu serialach. Chciałbym, żeby nowa publiczność, która nie widziała ani jednego odcinka Czarnej listy, mogła w pełni cieszyć się nowym serialem, a starzy fani mogli doszukiwać się w nim ukrytych smaczków i powiązań.

Jak wyglądała wizja serialu na samym początku i czy jest on teraz taki, jak go sobie wyobraziliście?

JB: James wprowadził do serialu specyficzne koloryt i energię. Posiada wyjątkową charyzmę, która przebija przez każdy napisany tekst.

JE: Im więcej pisze się z myślą o danej postaci, tym jest łatwiej. Często mnie to zaskakuje. Serial jest zabawniejszy, niż się spodziewałem.

JB: Jeśli pilot przedstawia prosty, jasny i istotny przekaz, istnieje spora szansa, że odniesie sukces. Nasz był prosty, istotny, a na dodatek ludzie mogli się z nim utożsamiać. Niektóre piloty są wyładowane po brzegi dodatkami. Inne z kolei przedstawiają zwyczajną historię, tak jak nasz.

Kiedy ostatnio zaskoczył was jakiś serial telewizyjny?

JE: Oglądam głównie komedie. Nie lubię dramatów, bo myślę przy nich o pracy. Wolę obejrzeć coś, przy czym mogę się pośmiać.

JB: A mnie podobała się Długa noc i Mr. Robot.

Czy trudno jest wam trzymać się głównej osi fabularnej? Co jest najważniejsze: polityka, rodzina czy akcja?

JB: Każdy z tych elementów jest ważny. Dlatego tak przyjemnie się nad nimi pracuje. Ale tak naprawdę żaden z nich nie ma znaczenia, jeśli widz nie zainteresuje się historią Reda i Liz.

Czy Red robiłby to wszystko, gdyby Liz nie była jego córką?

JB: Musi być dla niego bardzo ważna. Obejrzyj nasz serial za kilka lat, to się dowiesz.

Wiecie, ku czemu zmierzacie w kontekście zakończenia serialu, żeby nie zafundować widzom powtórki z "Zagubionych"?

JE: Każdego roku wyjawiamy trochę więcej. Widzowie zbliżają się do zakończenia krok po kroku. Na samym końcu wszystko z pewnością się wyjaśni.

JB: Mamy coś w rodzaju mapy, na której rozpisaliśmy nasz cel, motywacje postaci, sposób prowadzenia fabuły itd. Ale czasem odkładamy ją na bok.

Czy bierzecie pod uwagę opinie fanów?

JB: Gdy napisze się scenariusz do filmu, można iść do kina i usłyszeć śmiech lub westchnienia widzów. Osobiście bardzo lubię obserwować reakcje publiczności. Gdy Liz umarła w trzecim sezonie, Twitter i Facebook oszalały.

Nigdy jednak nie wpływa to na naszą fabułę. Nie zmienia naszych założeń, ale sprawia, że tworzenie staje się przeżyciem społecznym.

Czy macie konsultanta, który był kiedyś przestępcą?

JE: Najtrudniej jest przedstawić psychikę przestępcy. Każdy przestępca ma swoją historię. Dla mnie to najtrudniejsza część tej pracy. Zdecydowanie. Jest to trudne, nawet jeśli scenarzysta sam miał problemy z prawem.

JB: Każdy przestępca, każdy odcinek zabiera nas do innego świata. Tworzenie co tydzień takiego świata zawsze mnie ekscytuje.

JE: Co tydzień mamy kogoś innego, to nie tylko zabójcy. Czasem są to hakerzy. Mamy ogromne pole do manewru.

Macie swoich ulubionych przestępców?

JE: Al Capone.

JB: A mój to D. B. Sweeney.

Czy dalibyście widzom możliwość napisania ostatniego odcinka?

JE: W ogóle nie brałem tego pod uwagę. Najlepiej by było, gdyby publiczność po prostu cieszyła się serialem i dała się zaskoczyć naszymi pomysłami. Dla przykładu: lubię serial "Figurantka", ale nie chciałbym go pisać. Wolałbym, by ten serial mnie zaskoczył.

swiatseriali.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy