Belle Epoque
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 1295
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Belle Epoque": Eryk Lubos zarabiał na życie pracując w fabryce w Holandii!

Eryk Lubos, czyli Henryk Skarżyński z „Belle Epoque”, aż 6 lat po ukończeniu wrocławskiej szkoły teatralnej czekał na rolę, która sprawiła, że mógł przestać zarabiać na życie, pracując w każde wakacje po 17 godzin na dobę w holenderskiej fabryce... Dziś mówi, że bez problemu znalazłby sobie pracę na budowie!

Kiedy Eryk Lubos postanowił zostać aktorem, nie powiedział o tym nikomu ze swych bliskich. Jego ojciec był przekonany, że studiuje na politechnice i był zadowolony, że syn posłuchał jego rady i wybrał porządny zawód...

- Zdałem na politechnikę, ale przez rok olewałem naukę, bo już wiedziałem, że pójdę do szkoły teatralnej - wyznał Eryk Lubos w wywiadzie i dodał, że kiedy wyszło na jaw, iż zamierza być aktorem, jego ojciec nie był zachwycony.

- Myślę, że dziś jest ze mnie dumny, że jakoś udaje mi się w zawodzie, choć wprost tego nie mówi. Ale czy ojciec musi być ze mnie dumny? Przede wszystkim ma się mnie nie wstydzić. I chyba tak jest - mówi odtwórca roli Henryka Skarżyńskiego w "Belle Epoque".

Reklama

Eryk Lubos twierdzi, że funkcjonuje w zawodzie aktora na własnych prawach.

- Jeśli myślisz o aktorstwie w dłuższej perspektywie, musisz się szanować. Jak ktoś chce mnie wziąć, bierze. Jak nie - nie rozpaczam. Nie narzekam na brak roboty - powiedział w rozmowie z miesięcznikiem "Twój Styl".

Eryk Lubos doskonale pamięta, jak - pracując po studiach na etacie we wrocławskim Teatrze Współczesnym - musiał w każde wakacje wyjeżdżać do pracy do Holandii, by zarobić na utrzymanie rodziny. Choć w teatrze grał dużo, zarabiał jako aktor bardzo niewiele...

- W Holandii stałem przy taśmie na nocnej zmianie za siedem euro za godzinę. Pieniędzy starczało potem do lutego - wspomina.

- Dopiero pierwsza rola telewizyjna w "Oficerze" sprawiła, że zarobiłem pieniądze w zawodzie - dodaje.

Dziś Eryk Lubos jest jednym z najczęściej zatrudnianych przez reżyserów polskich aktorów. Może, co przyznaje w wywiadach, pozwolić sobie na odrzucanie ról, które wydają mu się nieciekawe. 

- Odmawiam, gdy ktoś zbyt banalnie mnie interpretuje i znów mam latać z bejsbolem lub ewentualnie być skinem. Pewne rzeczy można przewidzieć na etapie scenariusza - twierdzi, a pytany, co mógłby robić, gdyby nagle przestał dostawać propozycje, mówi, że na pewno znalazłby pracę na budowach lub w fabryce przy taśmie.

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy