AXN: Seriale
Ocena
serialu
7,2
Dobry
Ocen: 9
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości": Opowiedziałem historię mrocznego nieznajomego [wywiad z Russellem Hornsbym]

Russell Hornsby, czyli serialowy Lincoln Rhyme, opowiada o niezwykłej serialowej historii, bohaterze i aktorstwie.

Co najbardziej spodobało ci się w serialu oraz roli, którą odgrywasz?

- Nie czytałem książki, ale kojarzę film. Najbardziej spodobało mi się wyzwanie aktorskie, z jakim wiąże się moja rola. Jestem przede wszystkim aktorem teatralnym. Uczyłem się w szkole teatralnej i spędziłem 20 lat na scenie. W swoim zawodzie zawsze stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Szukam też nowych wyzwań, zwłaszcza wraz z wiekiem. Nie da się całe życie grać zawadiaki. Gdy przeczytałem scenariusz, stwierdziłem, że jest świetnie napisany. Spodobała mi się jego dynamika i tempo akcji. Dla mnie, jako osoby czarnoskórej, ważne jest też zachowanie szerokiej perspektywy - pokazanie jej widzom i uświadomienie im, że wszelkie ograniczenia nie muszą działać na naszą niekorzyść. Właśnie takie wartości reprezentuje postać Lincolna.

Reklama

W książkach Jeffery'ego Deavera Lincoln jest białoskóry, w filmie natomiast - czarnoskóry (wcielił się w niego Denzel Washington). Czy kiedykolwiek rozważano, by obsadzić serialową rolę aktorem o innym pochodzeniu etnicznym?

- Myślę, że Lincoln od początku miał być czarnoskóry, głównie ze względu na filmową rolę Denzela, która jest przez widzów powszechnie kojarzona. Powrót do wersji książkowej i zatrudnienie białoskórego aktora wywołałoby oburzenie. A szczerze mówiąc, myślę, że współcześnie dzięki kolorowi skóry ta postać jest jeszcze bardziej interesująca. Ogólnie rzecz biorąc, cała obsada jest bardzo zróżnicowana. Dzięki temu możemy wywoływać zmiany w sposobie postrzegania świata.

Miałeś jakieś obawy związane z przeniesieniem historii Lincolna z wielkiego ekranu na mniejszy?

- Nie, zupełnie nie. Wydaje mi się, że to właśnie adaptacja książki i przeniesienie jej na wielki ekran pociąga za sobą wiele ograniczeń. Serial umożliwia obszerniejsze przedstawienie dzieła, nawet jeśli liczba odcinków jest ograniczona - choć nas to akurat nie dotyczy, mamy w końcu 14 książek do zekranizowania. Możemy zagłębić się w szczegóły związane z historią, możemy zagłębić się w szczegóły związane z postaciami, a forma serialu proceduralnego pozwala przy tym zachować dobre tempo. W filmie trwającym dwie lub dwie i pół godziny jest to zwyczajnie niemożliwe. Wiele osób krytykuje filmowe adaptacje książek właśnie przez pominięte wątki. My mamy okazję dodać je teraz z powrotem. A jak już mówiłem, istnieje jeszcze 14 książek, które możemy w ten sposób wykorzystać.

Co pomyślałeś o Lincolnie, gdy po raz pierwszy przeczytałeś scenariusz? Nie porusza się już w ten sam, zuchwały sposób, co w retrospekcjach, ale nie można też powiedzieć, że jego charakter uległ zmianie.

- Jak już mówiłem, jestem aktorem teatralnym, to samo zresztą powiedziałem scenarzystom. A my, aktorzy teatralni, po prostu kochamy słuchać własnego głosu. Opowiedziałem więc historię wysokiego, mrocznego nieznajomego o spojrzeniu tak przeszywającym, że masz wrażenie, że czyta z ciebie jak z otwartej księgi. To właśnie wokół tego niezwykłego błysku w oku starałem się zbudować moją postać. Jako aktorzy możemy bawić się sposobem mówienia, intonacją. Musimy też mocno zwracać uwagę na to, co mówimy, które części scenariusza podkreślamy oraz jaki efekt próbujemy wywrzeć na widowni lub na innych członkach obsady. Ale w jaki sposób kogoś rozdrażnić lub wyciągnąć z niego prawdę? Najważniejsze są oczy.

- Nasze spojrzenie, sposób, w jaki mierzymy kogoś wzrokiem, potrafią wiele wyrazić. To, jak okazujemy niechęć. To, jak kogoś pocieszamy. Słowa, którym pozwalamy płynąć, również mają taką moc. Mogą dodawać otuchy, ale mogą też ranić. Taka właśnie jest ich rola. Można też czasem dodać trochę smaczku, aby efekt był lepszy. Lincoln posługuje się żartami i wisielczym poczuciem humoru, aby rozbawić nawet w najdziwniejszych i najmroczniejszych momentach. Liczę, że widownia polubi i doceni tę stronę odgrywanej przeze mnie postaci. Muszę sprawiać wrażenie, że moja praca jest łatwa, chociaż to nieprawda. Powodzenie zawdzięczam praktyce i treningom. Radzę sobie z tym zadaniem dzięki wieloletniemu graniu w teatrze, nauce emisji głosu, lekcjom dla mówców oraz zajęciom ruchowym. Mam teraz okazję przenieść te 20 lat doświadczenia na postać Lincolna Rhyme'a. Liczę, że będzie to bardzo udane połączenie.

Dysponowałeś pomocą specjalisty, który doradzał ci w sprawach dotyczących sposobu poruszania się Lincolna. Czy ułatwiło ci to pracę?

- Gary jest niesamowity. Codziennie służy mi pomocą, która jest nieoceniona. Chodziłem też na jego zajęcia z fizjoterapii, które były prawdziwą lekcją pokory. Doceniłem swoją sprawność, inni ich uczestnicy nie mają tyle szczęścia. Zrozumiałem również, że nie chodzi o odegranie tej roli dobrze albo źle. Powinienem być po prostu wiarygodny i w ten sposób uhonorować osoby z niepełnosprawnościami. Z tego powodu zależało mi, by Gary codziennie był na planie i pilnował każdego mojego ruchu. Potrafił zauważyć, że gdy poruszałem dłonią, drgał mi biceps. Mówił wtedy: "Nie możesz tak robić, przecież tam nie ma mięśnia".

- Musiałem więc nauczyć się operować trzema palcami bez poruszania jakąkolwiek inną częścią ciała. Gary cały czas bacznie mnie obserwował. Nie chcę, by podczas oglądania ktokolwiek pomyślał, że zachowuję się sztucznie albo w obraźliwy sposób. Chcę natomiast, by każda odgrywana przeze mnie postać wpływała na moich widzów i ich sposób postrzegania innych. Muszę przyznać, że mój obraz osób z niepełnosprawnościami bardzo się zmienił. Zacząłem zdawać sobie sprawę z błędów, które nieświadomie popełniałem. Właśnie dzięki takim zmianom zaczynasz mieć wpływ na to, jak ludzie postrzegają i traktują siebie nawzajem. To żmudny i subtelny proces, ale przynosi efekty.

Ile czasu zajęło ci opanowanie sposobu poruszania się?

- Powiem szczerze, że niewiele. Zależało mi, aby ten aspekt był należycie opracowany. W telewizji jednak nigdy nie ma czasu. Nie dostajesz trzech czy sześciu miesięcy na przygotowanie się do roli. Po otrzymaniu propozycji przez telefon przeczytałem scenariusz i pojechałem na spotkanie z ekipą. Po jakichś dwóch-trzech tygodniach podpisałem umowę, a chwilę później byłem już na planie w Nowym Jorku. Właśnie z powodu tempa produkcji zatrudnieni zostali tylko doświadczeni aktorzy.

Kwestie twojej postaci są często bardzo szczegółowe i zawierają sporo terminów technicznych. Masz jakieś sposoby na zapamiętywanie tego typu wypowiedzi?

- To kwestia praktyki. Staram się dbać o siebie, aby się nie rozpraszać. Mam też pewnego rodzaju pamięć fotograficzną. Czasem wystarczy, że przeczytam tekst zaledwie kilka razy i już jestem gotowy. Tydzień temu mieliśmy do nakręcenia 15 stron scenariusza. Udało nam się przerobić sceny z 12 z nich, a większość składała się z moich kwestii. Następnego dnia przeszliśmy przez kolejne 10 stron. W sumie w cztery dni przebrnęliśmy przez 36 stron. Nie ma czasu na obijanie się.

Lincoln również ma pamięć fotograficzną. Czy dowiedziałeś się czegoś o historii i geografii Nowego Jorku, wcielając się w tę postać?

- Owszem, Lincoln ma pamięć fotograficzną, a do tego ogromną wiedzę na temat technik śledczych oraz topografii Nowego Jorku. Właśnie dlatego jest tak niezwykły. Aktualnie czytam książkę o mężczyźnie, który w ciągu czterech lat pieszo pokonał ponad 9500 kilometrów w samym Nowym Jorku. Autor wymienia tam wszystkie dzielnice, miasta, ulice i uliczki oraz dokumentuje wszelkie spotkania i obserwacje. Opowiadane przez niego historie pomagają mi w zrozumieniu Nowego Jorku i służą za punkt odniesienia.

Profilowanie kryminalistyczne zawsze wzbudzało zainteresowanie. W ostatnim czasie jego popularność wzrosła jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę sukcesy podcastów o przestępstwach czy seriali takich jak "Mindhunter". Z czego wynika nasza obsesja na punkcie tego tematu?

- Ludzie często sami przed sobą nie przyznają się, że coś wzbudza ich zainteresowanie i fascynację. Myślę, że ten temat w jakiś sposób nas ekscytuje, ale też coraz bardziej pociąga. Wszyscy mamy swoją ciemną stronę. Czasem, gdy nikt nie patrzy, dajemy się jej trochę ponieść. To, co mroczne i dziwaczne, przykuwa naszą uwagę i wywołuje ekscytację. Myślę, że właśnie z tego wynika popularność książek, podcastów i seriali o takiej tematyce.

Czy podcasty, które czasem są dość drastyczne, mogą przyczynić się do naszego znieczulenia na przemoc oraz braku empatii wobec ofiar?

- Myślę, że my już jesteśmy znieczuleni. Z tego powodu chcemy też oglądać ludzi, którzy są bardziej stuknięci od nas, żeby poczuć się lepiej.

Czym serial wyróżnia się na tle ogromu produkcji na temat przestępstw?

- Przede wszystkim niepełnosprawnością głównego bohatera oraz jego niezwykłym umysłem. Liczę też, że moja osoba dodaje tej postaci trochę ogłady i tego "czegoś"! Uważam się za zawadiakę. Dzięki mnie, mojej zawadiackiej naturze, ale też dzięki Arielle Kebbel ludzie stwierdzą, że nie wiedzą dlaczego, ale mają ochotę dalej oglądać ten serial.

Czy wcielenie się w rolę osoby, która bada umysły seryjnych morderców, sprawiło, że bardziej podejrzliwie przyglądasz się osobom mijanym na ulicy?

- Robiłem to zawsze. W szkole teatralnej mieliśmy zadanie, które polegało na tworzeniu biografii przechodniów. Siedzisz na ławce w parku, przyglądasz się jakiejś kobiecie i próbujesz odpowiedzieć na różne pytania na jej temat. Skąd pochodzi? Czym się zajmuje? Gdzie mieszka? Czy jest matką? Czy ma zwierzęta? Może ma psa? Tylko na podstawie obserwacji musieliśmy oceniać ludzi i tworzyć ich pełną historię. Siedziałem więc i obserwowałem 30 osób dziennie, zapisując stronę po stronie. Później musieliśmy przedstawić naszą pracę na zajęciach, opisując też cechy fizyczne analizowanych osób. Wciąż to robię. Mijam kogoś i myślę: "Czy tak wygląda seryjny morderca?". Ciągle przyglądam się innym ludziom, starając się zrozumieć, kim są.

*"Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości" to inspirowany światowym bestsellerem serial o kryminologu Lincolnie Rhymie (Russell Hornsby). Rhyme śledząc bezwzględnego mordercę znanego, jako "kolekcjoner kości" doznał obrażeń i teraz porusza się na wózku. Kiedy morderca powraca po latach, Lincoln wkracza do akcji wraz z młodą i ambitną detektyw, Amelią Sachs (Arielle Kebbel). Wspólnymi siłami spróbują odnaleźć genialnego zabójcę, jednocześnie prowadząc inne skomplikowane śledztwa w Nowym Jorku.

Premiera serialu "Lincoln Rhyme i kolekcjoner kości" została zaplanowana na wtorek 23 marca o godz. 21:05 w AXN.

Jesteś fanem amerykańskich seriali? Zalajkuj nasz fan page "Zjednoczone Stany Seriali", czytaj newsy i wywiady, oglądaj trailery, galerie, komentuj i czytaj opisy odcinków już dwa tygodnie przed emisją w Polsce.

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy