Ewa Telega: Przed laty przeżyła tragedię, dziś mówi o tym głośno

"Tyle jesteśmy warci, ile dajemy z siebie innym" - to życiowe motto Ewy Telegi. Gdy skończyła 40 lat, powołała do życia Stowarzyszenie K40. Wśród znajomych opinię osoby doskonale umiejącej cieszyć się życiem i korzystać z życia, a widzowie doskonale znają jej uśmiech. Nie wszyscy jednak wiedzą, że wiele lat temu przeżyła tragedię, po której długo nie mogła dojść do siebie.

Rygor w szkole baletowej

Ewa Telega urodziła się 31 marca 1962 w Kędzierzynie. Od dziecka uwielbiała tańczyć. Rodzicie zapisali ją do szkoły baletowej, by mogła rozwijać swoją pasję. W bytomskiej szkole zdobyła nie tylko taneczne umiejętności. Reżim i dyscyplina wpłynęła również na jej charakter. "W szkole walczyłam o to, by być lekka jak piórko. Panował tam pruski dryl, w stołówce porcje były małe, nie było mowy, by ktoś podjadał, bo ważyli nas prawie codziennie. Ciągle byłam głodna" - wspominała po latach.

Nie zdecydowała się kontynuować profesjonalnej nauki tańca. Przez chwilę myślała o zostaniu... kuratorem sądowym. Jako nastolatka wybrała się na pokaz filmy "Sanatorium pod Klepsydrą". Zauroczyła się Janem Nowickim i coraz poważniej zaczęła zastanawiać się nad aktorstwem. Ostatecznie wybrała studia na Wydziale Aktorskim łódzkiej filmówki. 

Reklama

Miłość od kolejnego spotkania

Piękna i zdolna studentka zawróciła w głowie niejednemu koledze z uczelni. Ona sama pozostawała obojętna na ich zabiegi. O dziewięć lat starszy operator Marcin Isajewicz wydawał się nie zwracać uwagi na młodszą adeptkę aktorstwa. Niespodziewanie poprosił ją o spotkanie. "Wydawał mi się trochę zadufany w sobie. Mimo że jego koledzy prześcigali się w pomysłach, jak mnie uwieść, on był obojętny na moje wdzięki" - wspominała po latach aktorka. 

Początkowo odrzuciła jego propozycję. "Poprosił, bym się zastanowiła. I że na wszelki wypadek zajrzy do mnie za dwa dni, o siedemnastej. Sprawę postawił jasno: jeśli wtedy odmówię, da mi spokój" - przyznała Telega. Początkowo niechętna, nagle nie mogła się doczekać kolejnego spotkania: "zaczęłam wariować! Nie mogłam się na niczym skupić. Bałam się, że już nie przyjdzie. Ale o osiemnastej zadzwonił do drzwi. To była najdłuższa godzina w moim życiu, w ciągu której zakochałam się na śmierć i życie".

Pierwszy kryzys w ich związku przyszedł wraz z debiutancką rola Telegi. Będąc jeszcze studentką łódzkiej Szkoły Filmowej, dostała rolę w filmie "Kasztelanka". W filmie Marka Nowickiego stworzyła niezapomnianą kreację, a w kilku scenach pochwaliła się niezwykle zgrabnym ciałem. "Marcin nie mógł pogodzić się z tym, że gram roznegliżowaną scenę. Przestał się do mnie odzywać. Na szczęście po powrocie do Łodzi udało nam się poskładać związek" - opowiadała aktorka. 

Zakochani nie potrzebowali ślubu do szczęścia. Na zalegalizowanie związku namówili ich przyjaciele, którzy sami planowali wtedy ślub. Zaproponowali, by pobrali się na Węgrzech. Aktorka uznała ten pomysł za absurdalny. Jednak Isajewicz uznał, że czemu nie. "I to były jego oświadczyny" - śmiała się po latach Ewa Telega. 

Została wdową w wieku 23 lat

Młodzi małżonkowie skupili się na rozwoju kariery, nie myśleli jeszcze o powiększeniu rodziny. Doskonale czuli się w swoim towarzystwie i pierwsze lata małżeństwa upłynęły im z znakomitej atmosferze. Ich szczęście przerwała tragedia. 26 czerwca 1985 roku Marcin Isajewicz wracał z planu filmu "Magnat". Feralnego dnia jechał samochodem razem ze scenografką Krystyną Krasińską. W drodze do Rudy Śląskiej ich pojazd zderzył się z tirem. Operator i scenografka zginęli na miejscu. 

Zaledwie 23-letnia aktorka została wdową. Zrozpaczona po śmierci ukochanego pogrążyła się w depresji. "Przeżyłam koszmar. Nie miałam dzieci, żadnej pamiątki po Marcinie, została całkiem sama" - mówiła wspominając najgorszy czas w swoim życiu. Na wiele lat zamknęła się na miłość. Długo nie potrafiła mówić o tragedii, która ją spotkała. 

Niedawno w rozmowie z portalem Cozatydzien.tvn.pl poruszyła temat śmierci pierwszego męża. "Nie wyobrażam sobie, że mogłabym to teraz przeżyć drugi raz. Dziś wszyscy chodzą do psychologów, psychiatrów, są na tabletkach. Ja przeszłam przez to wszystko na żywca. Nie wiedziałam, że mogę skorzystać z takiej pomocy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to depresja. Wydawało mi się, że sobie radzę. Ale to trwało. I trwało. Ostatni rok w Łodzi to był największy koszmar" - przyznała. 

Po śmierci ukochanego aktorka pozostała w Łodzi, by ukończyć studia. Wszystko w tym mieście przypominało jej o mężu - ulice, uczelnia, mieszkanie. Po przeprowadzce do Warszawy poczuła, że może znowu oddychać. Jednak musiało minąć kilka lat zanim życie wróciło do względnej normalności. "Dopiero po sześciu latach życie zaczęło się układać zupełnie inaczej, ale nie mogę powiedzieć, że przez cały ten czas stałam nad grobem" - wyznała Ewa Telega. 

Chociaż małżeństwem byli dwa lata, to aktorka praktycznie nie znała rodziców męża. Pierwszy raz spotkała się z nimi przy obiorze obrączek, drugi raz po śmierci Marcina Isajewicza. "Wtedy zostałam ich córką. Przyjeżdżałam regularnie i zawsze u nich nocowałam. Chodziłam na cmentarz. Sama. Marcin był jedynakiem, a rodzice nie chodzili na jego grób". 

W niedawnym wywiadzie opowiedziała również o swoim podejściu do żałoby. Aktorka nie ukrywa, że denerwuje ją ocenianie przez innych tego, jak ktoś radzi sobie ze stratą bliskich osób. "Nienawidzę, kiedy ludzie komentują to, jak inni radzą sobie z żałobą. 'Żona mu umarła rok temu, a ten już...'. Nikt nie ma prawa oceniać, wpieprzać się w życie i mówić, czy się za wcześnie zakochałeś, czy za późno. 'Grzebać umarłych i reperować żywych' - napisał Antoni Czechow w 'Płatonowie'. Każdy przeżywa swoje życie, swoje tragedie i ma prawo robić to, co chce. . To ja zostałam na świecie i musiałam sobie z tą sytuacją poradzić. Ja. Nie sąsiedzi, którzy patrzą" - podkreśliła dosadnie. 

Otworzyła się na nową miłość

Ewa Telega mogła liczyć na wsparcie bliskich. Gdy wiele lat po śmierci męża złamała nogę, opiekowali się nią przyjaciele. To u nich poznała reżysera Andrzeja Domalika. przechodził właśnie ciężki rozwód, ona wyszła z toksycznego związku. Przyjaźń szybko przerodziła się w głębokie uczucie. Zaręczyny zaaranżował ich przyjaciel. Podczas jednego ze spotkań powiedział wszystkim, że Telega i Domalik zaręczyli się. "Najpierw potraktowałam to jako zabawę, ale gdy wszyscy uwierzyli, pomyślałam: czemu nie? I tak się zaczęło" - wspominała z uśmiechem aktorka w magazynie "Pani". 

O nowym ukochanym aktorka powiedziała swoim teściom, z którymi cały czas była blisko. "Jak poznałam Andrzeja, od razu im o tym powiedziałam. To nie zmieniło naszych relacji. Wciąż ich odwiedzałam. Nawet dostaliśmy od nich w prezencie ślubnym piękną lampę. Jak zaszłam w ciążę, to zauważyłam, że mama Marcina zaczęła się ode mnie odsuwać. To nie był 'ich wnuk'. Ja też nie naciskałam. Po narodzinach Zosi odwiedziłam ich jeszcze raz czy dwa. Potem zmarł tata Marcina, a parę miesięcy później mama". 

Jej drugi ślub również odbył się poza granicami Polski. Aktorka i reżyser pobrali się 1992 roku w Paryżu. Często razem współpracowali na planie. Od zakończeniu studiów to właśnie tylko jemu pozwoliła się rozebrać na planie. 10 października 1995 na świat przyszła córka pary, Zofia, która rozwija karierę aktorską. W 2019 roku ukończyła Wydział Aktorski Akademii Teatralnej w Warszawie, ale pierwsze role grywała już wcześniej w telewizyjnych serialach: "Pierwsza miłość", "Plebania" i "Czas honoru".

Zobacz również: 

Ewa Telega: Radość mimo tragedii

Kelly McGillis: Tragedia zmieniła całe jej życie. Co stało się z aktorką?

Wypadki, które na zawsze zmieniły życie aktorów! Jak potoczyły się ich losy?

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Telega
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy