Żywe trupy The Walking Dead
Ocena
serialu
8,7
Bardzo dobry
Ocen: 439
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Żywe trupy": Nikt nie może czuć się bezpiecznie

Do czasu „The Walking Dead” był jedynie mało znanym brytyjskim aktorem, zwłaszcza z komedii romantycznych. Rola Ricka przyniosła mu sławę, ale też okres ciężkiej i wytężonej pracy. Czy czuje się już zmęczony?

To już szósty sezon "The Walking Dead". Jakie to uczucie?
- Wspaniałe. Ta seria ma jednak coś, co jeszcze bardziej mi się w niej podoba - niebezpieczeństwo czyhające z każdej strony. Co więcej, początek serii wygląda jak jej finał.

Pozostańmy przy początkach. Podobno w pierwszym odcinku serii pojawiło się najwięcej szwendaczy w historii serialu...
- Tak. Z przykrością muszę stwierdzić, że jesteśmy serialem o zombie (śmiech). Nie będziemy przepraszać za żywe trupy (śmiech). To było bardzo ekscytujące. Pobiliśmy kolejny rekord. Uwielbiamy stawiać sobie coraz wyżej poprzeczkę i zaskakiwać nie tylko widzów, ale też siebie. W zeszłym sezonie przewinęło się przez ekran 280 szwendaczy, a w premierze nowego sezonu pokazaliśmy ich... 986. Już na starcie potroiliśmy! W moim odczuciu pierwszy odcinek 6. serii to taki "monster film".

Reklama

Dlaczego, w twoim odczuciu, serial stał się takim hitem? Gdzie leży sekret jego sukcesu?
- To pytanie za milion, a nawet miliard dolarów (śmiech). Mam nadzieję, że tym, co przykuwa uwagę widzów, są przyciągające i elektryzujące postaci, z którymi, na ile to możliwe, utożsamiają się. Do tego dochodzi niepewność, co dalej. Czy mój ulubiony bohater zginie czy przeżyje? Rozwalamy ludzkie umysły i łamiemy ich serca. Nie ukrywajmy, sprzedajemy strach. A to czynnik, na który jest popyt i na którym zarabiamy my czy media. To wisi w powietrzu, a my to ubieramy w przerażającą, ale też emocjonującą historię. Łączymy wszystko - akcję, ciekawe postaci z historią grozy. Jednak "The Walking Dead" to opowieść o przetrwaniu, ale przede wszystkim o nadziei.

A ciebie co w nim urzeka?
- Hipnotyzująca i elektryzująca gra, która wychodzi poza ramy odbiornika telewizyjnego. Mam nadzieję, że osiągamy taki efekt.

Mówiłeś o tym, że wszystko jest niewiadomą. W każdym odcinku widz może pożegnać się z ulubionym bohaterem...
- To zdecydowanie najtrudniejszy aspekt pracy przy tym serialu. Wspólna spędzanie czasu na planie zbliża. Rodzą się prawdziwe przyjaźnie. A tu krew oraz śmierć wpisane są w scenariusz. Przychodzi czas pożegnania. Kiedy żywe trupy zbierają żniwo w kolejnych odcinkach, czujemy się, jak by ktoś nas obrabował. Wszyscy myślą: "Obym nie był następny".

Rickowi chyba śmierć nie grozi. W końcu jest postacią centralną w serialu...
- Nigdy nie mów nigdy (śmiech). Myślę, że w wypadku tej produkcji nikt nie może czuć się bezpiecznie. Spodziewam się tego, że i mój czas nadejdzie. Liczę się z tym, że postać Ricka zniknie z serialu. Obecnie skupiam się na opowiedzeniu swojej historii, pragnę zrobić to jak najlepiej. Jestem też jednak zdania, że fajnie jest zejść ze sceny niepokonanym, kiedy serial jest hitem, a twój bohater nie wypalił się i nie snuje się po ekranie dla samego bycia na nim. Także i misja Ricka dobiegnie końca. Może nie zostanie on uśmiercony, ale kamera skupi się na innym bohaterze, chcąc tchnąć nowe życie w serial. Przecież on już tyle przeszedł, a ja razem z nim. Jestem wyczerpany. Mam tylko nadzieję, że kiedy nadejdzie ten moment, będzie to megaodcinek, który oglądając, ludzie będą krzyczeć i skakać z okien (śmiech). Mam nadzieje, że to będzie coś!

Jak ty byś widział zakończenie wątku Ricka?
- Hmmmm... Zdjąłby swoje buty, przygotował sobie ciepłą kąpiel, a zażywająć relaksu, patrzył z oddali na swoje dzieci trzymające się za ręce i bawiące na polu stokrotek. Nie sądzę jednak, żeby Rick dożył takiej chwili. To raczej niemożliwe.

Na razie jednak Rick żyje. Ale w ostatnim sezonie przestał być bohaterem i jedną nogą stanął po stronie zła.
- On nigdy nie był krystalicznie dobry. Pamiętacie, co zrobił świniom? (śmiech). Uwielbiam w postaci Ricka to, że nie jest jednowymiarowy. Zmienia się. Twórcy pchają go, poddają różnym próbom, każą mu przekraczać kolejne granice. A on to będzie robił dopóki nie usiądzie na wózku inwalidzkim (śmiech).

Czego ciebie nauczyła praca na planie najnowszej serii?
- Przekonałem się, że to zadanie nigdy nie będzie łatwiejsze. Wręcz przeciwnie, z każdym kolejnym dniem jest jeszcze trudniej. Już po nakręceniu trzech pierwszych odcinków z serii byłem wyczerpany. Na planie dajemy z siebie wszystko, fizycznie i psychicznie. Potem powrót do hotelu, kilka godzin snu i znowu od nowa. Ale wiem, że robię to dla fanów, dzięki którym odnieśliśmy taki sukces, mam więc wobec niech dług do spłacenia. Wszyscy na planie tak właśnie czujemy.

Podobno przywiązałeś się do butów Ricka, które tak jak on wiele przeszły. Jak się dziś mają?

- Dzięki, że pytasz. Bardzo dobrze! W zeszłym roku prawie się z nimi pożegnałem. Na szczęście znalazłem rymarza, który potrafił je odratować. Dzięki niemu Rick ma w czym chodzić. Pięknie je zrobił, ale uprzedził też, że następnym razem nie będzie czego ratować. Kto wie, może Rickowi pozostał tylko sezon... Kocham te buty. Jeśli one "umrą", będzie to znak, że trzeba opuścić serial. Nie chcę kręcić w innych.

Wróćmy na chwilę do genezy serialu, czyli komiksu. Czytasz?
- Czytałem. Przestałem, kiedy odcięli mi rękę. Pomyślałem: "To gruba przesada. Nie chcę tego robić!" (śmiech). Tak poważnie, to bardzo chciałem, ale produkcja nie wyraziła zgody.

Dlaczego?
- Dwa sezony temu, kiedy w okolicach był Gubernator i nadszedł ten moment w komiksie, agitowałem: "Utnijmy Rickowi rękę! Zróbmy to!". Wówczas usłyszałem od Victora, specjalisty od efektów specjalnych: - Nie! Każdy tylko nie ty! Musielibyśmy kręcić wszystkie sceny z Rickiem na blue czy green screenie. Masz pojęcie, ile to będzie kosztować?!".

Wróćmy na moment do gatunku grozy. Jesteś jego fanem?
- Wychowywałem się na seriach "Martwe zło" oraz "Omen". Tę drugą po raz pierwszy obejrzałem, gdy byłem zdecydowanie za młody. Pamiętam, że mnie przeraziła, a jeszcze mój brat całą noc mnie straszył. Prócz tego "Amerykański wilkołak w Londynie" i, oczywiście, "Lśnienie". Ale moim ulubionym filmem jest "Nie oglądaj się teraz", który prócz bycia romantyczną historią, jest także studium rozpaczy. Niesamowicie buduje nastrój. I za to go uwielbiam.

Marcin Godlewski

Świat Seriali
Dowiedz się więcej na temat: Żywe trupy | Andrew Lincoln
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy