Układ warszawski
Ocena
serialu
6,7
Niezły
Ocen: 143
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Jan Englert: Biegam, ale nie strzelam

Świetny aktor, doskonały tenisista i bardzo wyrozumiały ojciec. Gdyby nie był aktorem, zostałby... sprawozdawcą sportowym. Jest tytanem pracy i na wszystko znajduje czas.

Gdyby nie przyprószone siwizną włosy, Jan Englert (68 l.) nadal byłby obsadzany w roli przystojnych młodzieńców. Jest wysportowanym i niezwykle aktywnym artystą. Pedagog, wykładowca na uczelni aktorskiej i dyrektor prestiżowego Teatru Narodowego. Dwukrotnie żonaty. Ze związku z aktorką Barbarą Sołtysik (69 l.) ma syna i dwie córki bliźniaczki. Obecnie jest mężem aktorki Beaty Ścibakówny (43 l.), z którą ma córeczkę Helenkę (11 l.).

Znajduje czas dla rodziny oraz na grę w filmach i serialach. Właśnie wcielił się w postać genialnego złodzieja w "Układzie warszawskim". I nadal w scenach pościgu nie potrzebuje zastępstwa kaskaderów.

Reklama

I przyszło panu na stare lata kraść samochody!?

Jan Englert: - Jak za młodu się nie kradło, to na starość trzeba (śmiech).

Gra pan w nowym serialu kryminalnym ("Układ warszawski"). Będą sceny pościgu i strzelaniny, z których pana dobrze pamiętamy?

- Hmmm, a wydawało mi się że, parę innych ról też już zagrałem... Muszę jednak przyznać, że rzeczywiście w dwóch odcinkach biegam, ale nie strzelam.

Skąd u pana taka kondycja?

- Genetyczne dziedzictwo.

Wyłącznie?

- To jest prawda. Ja nic nie robię. Na siłowni nie byłem nigdy w życiu. Nigdy! Mało tego, czasem próbuję zmusić się do gimnastyki, ale z marnym skutkiem. Myślę, że sprawność zawdzięczam też zawodowi, który uprawiam. Kiedyś, tuż po spektaklu, w którym grałem bardzo trudną szekspirowską rolę, zostałem poddany specjalistycznym badaniom lekarskim. Okazało się, że w ciągu tylko tego jednego przedstawienia straciłem na wadze półtora kilograma.

Jak górnik na przodku!

- Albo biegacz po pokonaniu 5 km w rekordowym czasie.

A czy przypadkiem olbrzymich sił nie dodaje panu także późne ojcostwo?

- Niewątpliwie odmładza. Ja czasem żartem nazywam to "ojcodziectwem". Jest się ojcem i dziadkiem jednocześnie.

I jakim jest się wtedy ojcem?

- Lepszym, lepszym, na pewno lepszym. Poza tym ma się więcej dla swojego dziecka cierpliwości, więcej zachwytu.

Bo w tym wieku już się wszystko wie?

- Już się wszystko wie... o sobie. Człowiek już się z nikim nie ściga, nawet z sobą samym. Raczej obserwuje jak inni się ścigają. Łatwiej jest wtedy zająć się partnerem, innymi ludźmi.

Pańska córka jest jeszcze mała, ale za kilka lat będzie się pan musiał zmierzyć z żywiołem, którego boją się wszyscy ojcowie: z młodzieńczym buntem nastolatki. Jest pan na to gotowy?

- Jestem na to przygotowany. Jestem w tej chwili przygotowany na wszystko, bo na tym właśnie polega doświadczenie życiowe.

Oprócz rodzinnych, ma pan też na głowie obowiązki dyrektora teatru. Z pana prawdziwy tytan pracy!

- No... może jestem. Tak obiektywnie mówiąc sam się sobie dziwię. Z tym, że coraz mniej mam już sił na to wszystko. Kiedyś była u mnie taka potrzeba bezustannej adrenaliny. Nie umiałem żyć letnio, cały czas lubiłem, jak się coś działo. No to dostałem za swoje tak, że już nie chcę, żeby się coś działo. Chcę, żeby było letnio....

Muszę przyznać, że ma pan bardzo specyficzne poczucie humoru.

- To dlatego, że postrzegam siebie i świat w sposób lekko ironiczny.

Osiągnął pan już bardzo dużo. Ma pan jeszcze jakieś marzenia w życiu?

- Ja nie mam marzeń. Mam cele.

Mianowicie?

- Nie zestarzeć się głupio.

Nie głupio, czyli..

- ...czyli mądrze. Na przykład nie uważać, że się zjadło wszystkie rozumy, że się wie lepiej i jest się niezastąpionym. Umieć we właściwym czasie oddać pole. Nie mylić z zejściem z boiska.

Gra pan w serialach. Czy na pana stanowisku to przystoi?

- Serial nie jest niczym uwłaczającym. Grałem całe życie w serialach. W dwóch wypadkach się wstydziłem, ale w dwóch byłem szczęśliwy. Myślę tu o "Kolumbach" i serialu "Dom". "Matki, żony i kochanki" nie były złe. A teraz jest świetny "Czas honoru".

A z której swojej roli jest pan najbardziej zadowolony?

- Myślę, że jeszcze nie pora na podsumowanie.

Rozmawiał Michał Wichowski.

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy