Szpilki na Giewoncie
Ocena
serialu
7,8
Dobry
Ocen: 822
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Jest we mnie góralka"

W "Szpilkach na Giewoncie" Dorota Pomykała gra mocno stąpającą po ziemi, uczuciową Lucynę. Tak wiarygodnie, że górale mówią o niej: "Tyś juz jest noso".

W "Szpilkach na Giewoncie" posługuje się Pani tak perfekcyjną góralszczyzną, jak osoba urodzona na Krupówkach.

- Krucafuks, to dla mnie wielki komplement! Ostatnio kręciliśmy scenę pod Gubałówką, przy straganach. W pewnej chwili jakaś turystka, myśląc, że to ja sprzedaję, pyta mnie o coś. To i to w takiej jest cenie, godołak, dla żartu udając sprzedawczynię. Klientka w ogóle nie zorientowała się, że żartuję, a góralka zza lady powiedziała mi za chwilę: "Luca, tyś jest juz noso, a za śtery rocki bedzies juz naso kompletnie". Nie jestem z gór, ale kocham ten kawałeczek świata.

Reklama

Ma tam Pani swoje szczególnie ukochane miejsca?

- Uwielbiam Gubałówkę, bo stamtąd blisko jest niebo, a naprzeciw widać Giewont. Jak jeszcze mieszkałam w Krakowie, starałam się być tam jak najczęściej. Osłuchałam się z góralszczyzną. A ucho mam muzykalne, bo pochodzę z bardzo rozśpiewanej śląskiej rodziny, w dodatku moja mama ma zdolności parodystyczne, więc w dzieciństwie zawsze nas w ten sposób zabawiała.

To dzięki temu muzykalnemu uchu pewnie by się Pani nawet japońskiego lub chińskiego nauczyła...

- Kiedyś jechaliśmy ze Starym Teatrem do Japonii. Pomyślałam, że na pewno zdarzy się okazja, żeby tam wygłosić przemówienie w języku gościnnych gospodarzy. Przyjaciele Japończycy pomogli, nauczyłam się tych dziwnych dźwięków na pamięć. Podobno gadałam tak, że pytano, czy studiuję japonistykę... Chyba mam talent do języków dany z góry, bo moje zasługi w tym zakresie są marne.

Mnie by zajęło lata, żeby nauczyć się tak mówić, czy to po japońsku, czy po góralsku...

- Jak tylko dowiedziałam się, że mam w serialu używać podhalańskiej gwary, jeździłam do Zakopanego, chodziłam po knajpkach, gadałam z ludźmi, zaprzyjaźniałam się z panem parkingowym. Próbowałam rozmawiać z nimi po góralsku. Wiedziałam, że są wyczuleni na ceprów, więc tłumaczyłam, że jestem aktorką. Jakoś, powoli, zyskiwałam ich sympatię.

Lucyna przeżywa w "Szpilkach" różne perypetie, również sercowe, a przy tym jest bezpośrednia i prostolinijna. Lubi Pani tę postać?

- Ona mnie raduje, właśnie dlatego, że jest w niej prostota. Jak chce przywalić - przywala, jak chce prawdę powiedzieć - powie. Dziś coraz mniej takich ludzi - wszyscy tylko mizdrzą się, przechytrzają. A ona nie! Prosta baba, choć nie prostacka. Starałam się dać jej dużo humoru i wdzięku. Tacy są górale. I wcale mnie nie smuci, że ona przegrywa bitwę o Michała. Bo mnie się podoba właśnie to, że ona jest sama.

Wielu aktorów chwali się, że przygotowała ich Pani na studia aktorskie. To zacne nazwiska.

- Rzeczywiście, przez moje katowickie Studio Aktorskie "Art. Play" przewinęło się sporo dzieciaków, m.in. Agata Buzek, Ania Guzik, Magda Kumorek, Łukasz Simlat, Sonia Bohosiewicz, jej siostra Maja, Arek Janiczek. Byli też u nas reżyser Magda Piekorz i pisarz Wojtek Kuczok. Na Śląsku jest wiele talenciorów. Cóż ja? Ja tylko siedzę z nimi i proszę, żeby się na egzaminie nie bali Seniuk, Globisza, Stuhra czy innych profesorów. To tylko ludzie, mówię. Na ziemi nie ma bogów.

Rozmawiała Dorota Chodynecka

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Pomykała | Szpilki na Giewoncie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy