Na dobre i na złe
Ocena
serialu
9,6
Super
Ocen: 86013
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Marcin Rogacewicz na tropie szczęścia

Skoczył ze spadochronem w Tatrach, jedzie szukać szczęścia w Bhutanie, a scenarzyści "Na dobre i na złe" dostarczają mu wielu aktorskich wyzwań. Doktor Zapała, którego gra w serialu TVP 2, odwiedził Izrael, walczy o życie ukochanej i pobije doktora Falkowicza!



Wyjechałeś na zdjęcia do Izraela, pobiłeś na planie Michała Żebrowskiego. Przekupujesz scenarzystów "Na dobre i na złe"?

- Nie (śmiech). Bardzo się lubimy z Michałem, ale to była niesamowita przyjemność przyłożyć mu, podnosząc go do tego z wózka inwalidzkiego. Mimo że tę scenę konsultowaliśmy z kaskaderami, nie wiedziałem, jak zacząć. Gdy do niego biegłem, pomyślałem, że głupio bić kogoś, kto siedzi na wózku, więc trochę zmieniłem plan. Najpierw podniosłem Falkowicza, a potem zadałem mu cios. Pewnie spodziewał się uderzenia prawą ręką, ale go zaskoczyłem, bo jestem leworęczny (śmiech). Michał przed każdym dublem sceny mówił: - Marcin, proszę cię, uważaj, bo już w niejednym filmie grałem i widziałem różne sytuacje. Rutyna zabija. Obawiał się, bo to scena naładowana emocjami.

W jakich okolicznościach doktor Zapała pobije Falkowicza?

- Przemek, idąc z Wiki (Katarzyna Dąbrowska - przyp. aut.), zauważy że Gawryło (Marek Bukowski - przyp. aut.) i Falkowicz coś kombinują, wznoszą toasty, cieszą się. Uzna, że to dobry moment, żeby wymierzyć sprawiedliwość Falkowiczowi. Gawryle się upiecze, a też będzie miał coś na sumieniu. Przemek go jedynie odepchnie.

Przemek zdenerwuje się z powodu Ludmiły... 

Reklama



- Będzie walczył na całego, żeby uratować ukochaną. Dzięki Hanie (Kamilla Baar - przyp. aut.) poleciał do Izraela, by prosić o pomoc profesora Markovitza (Chaim Hecht - przyp. aut.). Co z tego wyniknie, pokaże czas. Po powrocie do Polski Przemek przekona się, do czego jest zdolny Falkowicz. Dlatego dojdzie do bójki. Dramaturgia tego wątku będzie miała bardzo ostre zakręty, z których łatwo wypaść...

W Izraelu Przemkowi pomaga siostra Hany - Miriam. Początki tej relacji nie były łatwe. Dogadają się?

- Rzeczywiście, na początku doszło do dużego zgrzytu. Ona ma temperament, a Przemkowi brakuje dystansu do zaistniałej sytuacji, bo życie jego ukochanej wisi na włosku. Przyjechał do Izraela, żeby załatwić leczenie Ludmiły, na tym mu zależy. Nie chce wrócić do Polski z niczym, jest nastawiony na cel, nie ma czasu na zbędne ceregiele. Zamierza jak najszybciej dostać się do profesora Markovitza i namówić go, żeby wdrożył Ludmiłę do swojego programu badawczego. Będą emocje, trochę kłótni, godzenie się, a na koniec happy end.

Miriam gra izraelska aktorka Hadar Ratzon Rotem. Jak wspominasz tę współpracę?

- Hadar to świetna, otwarta i nieprawdopodobnie skromna aktorka, która gra w teatrze narodowym w Tel Avivie. Pierwszego dnia przyjechała na plan w pełni przygotowana, przywiozła swoje sukienki, konsultowała się z reżyserem, pytała, czy dobrze wypowiada polskie kwestie. W jednej ze scen łapałem ją za rękę, a ona się wyrywała. Zrobiła to bardzo zdecydowanie i ekspresyjnie. Po ujęciu podeszła zapytać, czy wszystko w porządku, czy nic mi nie jest, a potem powiedziała: - Wiesz, bo ja byłam w wojsku. Aha, to następnym razem będę uważał (śmiech). W Izraelu służba wojskowa jest obowiązkowa także dla kobiet.

Podobało ci się w Izraelu? 



- Byliśmy tam sześć dni i sześć nocy. Pracowaliśmy po osiemnaście godzin dziennie. Wylądowaliśmy w Tel Avivie, potem pojechaliśmy do Hajfy, zwiedziliśmy Jerozolimę. Z tych sześciu godzin, które zostawały nam na sen, dwie i pół wydzielaliśmy, żeby coś zobaczyć, czegoś nowego doświadczyć. Zasmakować wspaniałego jedzenia, poznać kulturę i ludzi. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Myślałem, że panuje tam atmosfera strachu, a czułem się wolny. Ludzie ubrani modnie jak w Londynie, Nowym Jorku czy Berlinie, kawiarnie, knajpki, imprezy. Uśmiechy, luz.

Czy mieliście jakieś przygody?

- Pierwszą scenę kręciliśmy po wylądowaniu na lotnisku w Tel Avivie. Omówiliśmy ją w samolocie, podłączyliśmy mikroport, spod koszuli wystawał mi kabelek przyklejony na plastrach. Wyglądało to dosyć dziwnie, biorąc pod uwagę sytuację w Izraelu. Kręciliśmy tę scenę bez dubli, z marszu, spontanicznie. Ledwo minęliśmy strefę bezcłową i zabraliśmy się do pracy. Od razu narzuciliśmy duże tempo.
Nagrywaliśmy też scenę na dachu najwyższego wieżowca w Tel Avivie, gdzie znajduje się lądowisko dla śmigłowców. Nikt oprócz ważnych osobistości i biznesmenów nie ma tam wstępu; musieliśmy mieć pozwolenie, żeby tam pracować. Gdy wjechaliśmy na górę, zapanowała cisza. Wszyscy wyjęli aparaty fotograficzne, telefony i robili zdjęcia, dzwonili do bliskich, wzruszali się. Był zachód słońca, dookoła niesamowity, zapierający dech w piersi widok, inne kolory, powietrze.

Zamierzasz polecieć jeszcze raz do Izraela?

- Tak, nawiązałem kontakty, mam możliwość polecieć tam bez pomocy biura podróży. Kupuję bilet, ląduję, wtapiam się w otoczenie, chłonę atmosferę. Taki jest plan.

Dużo podróżujesz?



- Ostatnio podróżowałem między dwoma miastami w Polsce, gdzie pracowałem, a do tego w domu miałem remont. Żyłem w pociągach i autobusach. W październiku wyjeżdżam na południe Europy, żeby trochę odpocząć, a wiosną planuję podróż do Bhutanu.

Dlaczego akurat tam? 

- Dwa lata temu w Polsce była królowa Bhutanu, którą miałem okazję spotkać. Poczytałem, zainteresowałem się. Chcę pojechać i zobaczyć, jak żyje się w państwie, w którym jest ministerstwo szczęścia. Gdzie jest minister, który sprawdza poziom szczęścia mieszkańców. Z ciekawostek, niedawno w Zakopanem skoczyłem ze spadochronem. To było super doświadczenie. Niby na szczycie góry czuć przestrzeń, ale wyskakując z samolotu ma się zupełnie inną perspektywę, widać całe Tatry. Aktorstwo to moja miłość, pasja, której się oddaję, ale nie za wszelką cenę. Chcę doświadczać także innych rzeczy.

No właśnie, odnoszę wrażenie, że nie jesteś pochłonięty aktorstwem, że masz do niego dystans.

- Nie pracuję w teatrze, nie zabiegam o role, choć bardzo się staram i zawsze daję z siebie wszystko na planie. Grubość portfela nie jest w stanie wpłynąć na poziom mojego szczęścia. Ten portfel był już i gruby, i dziurawy. Nie ma większego znaczenia, czy stoimy w korku w luksusowym samochodzie, czy w dwudziestoczteroletnim starym rdzewiejącym aucie, a takie mam, bo i tak docieramy do celu. Szczęście jest pojęciem abstrakcyjnym. Trzeba go szukać między wierszami.

Ty znalazłeś szczęście na planie "Na dobre i na złe", gdzie czujesz się jak ryba w wodzie.

- Gram w tym serialu już cztery lata, zżyłem się z ekipą i jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu. Słyszę od kolegów z branży różne głosy, że jestem tam tak długo, że powinienem uciekać, bo ludzie będą mnie kojarzyć z doktorem Zapałą. A ja bardzo chcę, żeby ludzie kojarzyli mnie z doktorem Zapałą!
 

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

 

 


swiatseriali.pl
Dowiedz się więcej na temat: Na dobre i na złe | seriale | Marcin Rogacewicz | Paulina Chruściel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy