M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 392171
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": Sekrety sukcesu Zbigniewa Stryja

Zbigniew Stryj obecnie gra w telewizyjnym hicie "M jak miłość", a w produkcji są dwa kolejne seriale, w których wystąpi. Aż pięć fabuł z jego udziałem wejdzie do kin jesienią tego roku. Mało który aktor może się pochwalić taką passą, zwłaszcza w czasach, kiedy o pracę - również w tej profesji - trudno.

Czy Zbigniew Stryj zniknie z "M jak miłość", po tym jak jego bohater, Bilski, w finale sezonu trafił do więzienia?

- Wręcz przeciwnie - on się dopiero rozkręca! Obecnie realizujemy odcinki, które będą emitowane we wrześniu. Trzeba przyznać, że scenarzyści umiejętnie budują napięcie - kiedy widz już myśli, że wie, co będzie dalej, nagle nadchodzą zaskakujące zmiany akcji i rzeczy biegną w nowym kierunku - wyznał aktor w jednym z poprzednich wywiadów.

Co dla nas oznacza to wyznanie aktora? Czy Bilski z aresztu nadal będzie walczył o względy Marysi? A jeśli ona nie zechce związać się z przestępcą - czy będzie ją prześladował?

Reklama

Jakie tajemnice ujawnił teraz?

Chyba czuje się pan usatysfakcjonowany zawodowo?

- Staram się z dystansem podchodzić do tych spraw, tak mnie wychowano. U nas w rodzinie mówi się, że wiadomo, co jest tu i teraz, ale jutro będzie takie, jakie Pan Bóg da - i wierzymy w to głęboko. Tak więc nie zachłystuję się specjalnie powodzeniem, ciesząc się jednak bardzo z tego, że ta praca jest, bo to moja wielka pasja i umiłowanie, coś, co sprawia mi ogromną radość.

Pewnie jednak czasem zadaje pan sobie pytanie - skąd takie ożywienie wokół pana osoby? Czy to kwestia talentu, docenionego przez twórców, czy może po prostu szczęścia?

- Myślę przede wszystkim, że to moja determinacja i ciężka praca dają teraz efekt. Co do szczęścia - pewnie mi go nie brak. A czy talent - no cóż? - nie bądźmy hipokrytami, w jakimś tam procencie trzeba też go mieć, bo inaczej jakby tu "rozgryzać" różne role?

Są tacy, którzy twierdzą, że Pański sukces bierze się z ... atrakcyjnej aparycji. Mówi się, że niewielu jest aktorów w pana wieku wyglądających równie dobrze jak pan.

- Niezręcznie mi odpowiadać - czuję się zawstydzony... (śmiech). Zwłaszcza, że nie czynię żadnych starań w tej kwestii, wręcz przeciwnie - prowadzę bardzo niehigieniczny tryb życia, dużo palę, mało śpię, zdarza mi się wychylić kielicha, piję hektolitry kawy. Sportem też się (już) nie zajmuję, bo nie starcza czasu. Dodam też, że nie chadzam do kosmetyczki, manicurzystki i do innych miejsc upiększających - te wektory są mi obce, raczej nieodpowiednie dla mężczyzny. Mam jednak to szczęście, że moja mama była i jest przepiękną kobietą, tata również niezwykle przystojny, być może odziedziczyłem po nich dobre geny. A z pewnością zamiłowanie do sztuki - to za sprawą ojca zostałem w ogóle aktorem!

Niebywałe - zazwyczaj rodzice odwodzą dzieci od takiego pomysłu, wolą dla nich zawody "pewniejsze", stabilniejsze...

- Mój ojciec przez to przechodził, sam chciał zostać aktorem, ale jego rodzina - ze strony dziadka Stryja, stateczna, śląska inteligencja techniczna i babci, z domu von Mikosh, wywodząca się z równie konserwatywnych sfer Austro-Węgier - podniosła zgodny sprzeciw. - Chcesz być komediantem, to musisz zmienić nazwisko! - i nie było innej opcji. Nie dziwi więc, że w moim wyborze życiowym widział spełnienie swych niegdysiejszych marzeń.

Pan pewnie nie sprzeciwiałby się, gdyby córki, dorosłe już panny, zechciały kontynuować pana dzieło i "pójść w aktory"?

- Oczywiście, że nie, ale one mają inne plany. Starsza, Aleksandra Antonina, studiuje germanistykę, młodsza, Anna Anastazja, jest tegoroczną maturzystką, pragnie poświęcić się położnictwu, jej zdaniem nie ma nic piękniejszego nad początek życia. Obie podchodzą do rzeczywistości bardzo praktycznie, są mądre i poukładane - jak ich mama, a moja żona, najcudowniejsza kobieta na świecie! Obie też, wzorem mamy, absolwentki szkoły muzycznej, pięknie śpiewają, z chęcią również próbują swoich sił w pisaniu i muszę przyznać, że im to całkiem zgrabnie wychodzi. Z przyjemnością obserwuję więc jak potrafią łączyć życiowy pragmatyzm z artystycznymi ciągotami - ta mieszanka jest, zdaje się, złotym środkiem, którym naszym dzieciom dane było odnaleźć.

Aż miło słuchać, z jakim zacięciem i zaangażowaniem, a jednocześnie z ogromną dumą mówi pan o rodzinie, którą udało się panu stworzyć!

 - Główna w tym zasługa mojej żony. To że trwamy razem, w zgodzie i harmonii, że nasze córki są tak wspaniale wychowane, że przez lata ogarniała to wszystko, kiedy ja robiłem karierę, a ona zrezygnowała ze swych aspiracji zawodowych - z wykształcenia jest fizjoterapeutką - na rzecz domu, dzieci, męża, zasługuje na największy podziw, wdzięczność i poszanowanie. Chylę więc czoła przed nią i oświadczam, że bez takiego wsparcia nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem, ciesząc się dziś spełnieniem zawodowym, a nade wszystko szczęściem rodzinnym.

Do tego ma pan jeszcze swe rozliczne pasje, w tym poezję, prozę - z wieloma sukcesami na tym polu...

- No tak, pisać lubiłem od zawsze, udało mi się stworzyć kilkadziesiąt tekstów piosenek, również w gwarze śląskiej, która jest moją pierwszą, niejako ojczystą mową. Współpracuję ze znakomitym kompozytorem, multiinstrumentalistą,  Grzegorzem Spyrą, zwanym powszechnie śląskim Beethovenem, jak z równie z wyśmienitym muzykiem jazzowym, Bogdanem Kisielem - obaj ilustrują muzycznie te moje teksty.

- Oddzielny rozdział stanowi poezja, wydałem dotąd siedem tomików, ósmy powstaje. W tym zakresie nie działają żadne reguły, ograniczenia czasowe - czasem piszę coś w kilka chwil, czasem trwa to miesiącami - wyłącznie wtedy, gdy czuję taką potrzebę, jest to niezwykle przyjemne i mi potrzebne. Podobnie jak pisanie sztuk teatralnych. Jedną z nich, mojego właśnie autorstwa, komedię zatytułowaną "Wysokie napięcie" wystawiamy w naszym Teatrze Nowym w Zabrzu, trochę jeździmy z nią po Polsce i - ku mej wielkiej radości - wszędzie cieszy się powodzeniem. Notabene, jej oprawę dźwiękową stanowią standardy rocka i heavy metalu - muzyki, która mi w duszy gra od najmłodszych lat i którą sam próbowałem pogrywać z przyjaciółmi w czasach szkolnych. Kto wie? Może jeszcze kiedyś do tego wrócę?

Wspomniał pan o teatrze - to jeszcze jedna z form pana aktywności zawodowej - wszak od lat sprawuje pan funkcję dyrektora artystycznego tejże placówki. Czy nie za wiele na głowie jak na jednego człowieka?

- Teatr Nowy w Zabrzu, moim rodzinnym mieście, jest jedynym tu teatrem i miejscem, do którego zawsze wracam jak do domu. Jedynym, jako się rzekło, toteż gramy w nim repertuar eklektyczny - dla dorosłych i dla dzieci, bajki, dramaty, komedie. Mamy naprawdę fantastyczny zespół - jak przyglądam się grze koleżanek i kolegów na próbach, to zazdroszczę, że nie zawsze mogę z nimi być! Ale wszystkiego robić się nie da...


Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy