M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 392171
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": "Czuję się jak we śnie" - wywiad z Tomaszem Włosokiem

Rok temu ukończył krakowską PWST, a już zagrał w kilku głośnych filmach, choćby thrillerze „Jestem mordercą” czy „Powidokach” Andrzeja Wajdy. Niedawno dołączył także do obsady „M jak miłość”. Jego bohater, Radek, zrobi wszystko, by zdobyć pieniądze na spłatę długów. Ten wątek przysporzy widzom dużo emocji.

Niedawno ukończyłeś szkołę teatralną, a już masz na koncie kilka ról w głośnych filmach i grasz w najpopularniejszym polskim serialu - "M jak miłość". Robi wrażenie!

- Sam nie do końca wierzę, co się dzieje (śmiech). Czuję się trochę jak we śnie. Poświęcam się aktorstwu, wierzę w ten zawód, traktuję go jak misję i cieszę się, że mogę się w nim realizować. To przygoda mojego życia. Film z moim udziałem "Jestem mordercą", który można oglądać w kinach, został dobrze przyjęty przez widzów, zobaczymy jak będzie z "Reakcją łańcuchową" (premiera prawdopodobnie w przyszłym roku - przyp. aut.) i "Powidokami" (premiera 13 stycznia - przyp. aut.). Jestem ciekawy, jakie będą efekty naszej pracy.

Jak wspominasz spotkanie z Andrzejem Wajdą na planie filmu "Powidoki"?

Reklama

- To była piękna przygoda. Podczas zdjęć panowała wyjątkowa atmosfera; Andrzej Wajda był mistrzem, ogromnym szacunkiem darzyli go ludzie z każdego działu realizatorskiego. Wzbudzał respekt, mimo podeszłego wieku miał bardzo bystry umysł, a jednocześnie cieszył się jak dziecko każdą chwilą na planie. Podczas kręcenia pierwszej, otwierającej film sceny, w której malowaliśmy plenery, podszedł do nas, popatrzył i zaczął mnie szarpać za ubranie, mówiąc - ludzie, więcej szaleństwa, więcej szaleństwa. Zrobiło mi się głupio.

A jak pracowało ci się z przedstawicielami młodszego pokolenia filmowców - Maciejem Pieprzycą, reżyserem "Jestem mordercą", i Jakubem Pączkiem, reżyserem "Reakcji łańcuchowej"?

- Maciek Pieprzyca jest świetnym reżyserem, który daje aktorom ogromną swobodę. Osiemdziesiąt pięć procent filmu ma nakręcone w głowie zanim stanie na planie. To się czuje - był przygotowany, wiedział, gdzie mamy ustawić się podczas kolejnych ujęć i jak się poruszać, żeby to miało sens. Jednocześnie nie lekceważył żadnej propozycji, którą przedstawialiśmy. Słucha, jest całkowicie skupiony na aktorze, a jednocześnie ogarnia wszystko, co dzieje się na planie.
Kuba Pączek, reżyser "Reakcji łańcuchowej", też był znakomicie przygotowany do pracy. Dopieszczał scenariusz wiele lat, ten film jest jego wychuchanym dzieckiem. Zazwyczaj nie oglądam na planie scen z moim udziałem, ale w tym przypadku zrobiłem wyjątek. Widziałem kilka, robią wrażenie.

Niedawno dołączyłeś do obsady "M jak miłość". Jak bardzo, z twojej perspektywy, różni się  praca na planie filmu i serialu?

- Praca na planie serialu wieloodcinkowego rządzi się swoimi prawami, sceny powstają szybko, nie ma czasu na zastanowienie jak podczas realizacji filmu. Trzeba się przestawić na odpowiedni tryb i grać. Taki rodzaj pracy hartuje, uczy wytrwałości i bycia w gotowości w każdej chwili. Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko da się zrobić.

- Nie byłem zdziwiony tempem pracy na planie "M jak miłość", bo kilka lat temu grałem w "Pierwszej miłości" razem z moim przyjacielem Piotrem Nerlewskim. Byliśmy na drugim roku PWST i musieliśmy łączyć zdjęcia do serialu z nauką.

Czy spotkałeś się już na planie "M jak miłość" z Piotrem, który gra w serialu Franka?

- Niestety nie spotkaliśmy się jeszcze na planie i pewnie szybko to nie nastąpi. Może, kiedyś, przez przypadek. Będzie trudno, bo on siedzi głównie w lesie i cały czas poluje (śmiech). Gramy w oddalonych od siebie wątkach, ale byłoby super, gdybyśmy mogli razem zagrać. Bardzo lubię pracować z Piotrkiem, uważam, że jest świetnym aktorem. Mam nadzieję, że zrobi ogromną karierę, bo na to zasługuje. Jesteśmy dobrymi znajomymi, ale - co ciekawe - na początku się nie polubiliśmy. Starły się silne charaktery, dwóch warszawskich cwaniaków (śmiech).

Radek, którego grasz w "M jak miłość", też ma w sobie coś z warszawskiego cwaniaka.

- W zapowiedzi jednego z odcinków serialu pojawiła się informacja, że kryminalista Radek zaczyna pracę w Bistro za Rogiem. Takie określenie tej postaci to duże uproszczenie - od pierwszego odcinka widać, że nie jest jednoznacznie złym człowiekiem. Ma dobre serce, ale za młodu trafił na niewłaściwą ścieżkę i dziś kieruje się w życiu prawami ulicy. Jest bezpośredni, bywa wybuchowy, a przy tym może wzbudzać sympatię. Nie daje sobie dmuchać w kaszę, w relacjach z innymi osobami, choćby Olgą (Katarzyna Grabowska - przyp. aut.) czy Kingą (Katarzyna Cichopek - przyp. aut.), lubi dominować. W najbliższych odcinkach będzie próbował manipulować, żeby zdobyć to, na czym mu zależy.

Chodzi o zdobycie pieniędzy, których potrzebuje, żeby spłacić długi?

- Nie ma co ukrywać, Radek ma kłopoty związane z brakiem pieniędzmi. Gdy dowiedział się, że Olga, którą poznał w Bistro za Rogiem, ma bogatego ojca, dostrzegł dla siebie szansę. Teraz będzie działał tak, by jak najszybciej rozwiązać swoje problemy. Nie można stawiać na nim krzyżyka, czasami podejmuje kontrowersyjne decyzje, ale wydaje mi się że nikogo nie krzywdzi. Lubi Olgę, ona lubi jego, pasują do siebie, może kiedyś zostaną parą? Ten wątek dostarczy widzom sporo emocji.

Co cię zajmuje poza aktorstwem?

- W młodości dużo czasu spędzałem na treningach sztuk walki; tę pasję zakorzenił we mnie mój tato. Przez cztery lata rozwijałem się na treningach aikido, potem poszedłem w stronę tajskiego boksu, przez chwilę trenowałem krav magę. Gdy chodziłem do szkoły teatralnej i ostatnio, ze względu na kolejne zadania aktorskie, nie miałem czasu na rozwijanie tej pasji, bo brakowało mi czasu. Zamierzam do niej wrócić w styczniu, pewnie zapiszę się na jakieś zajęcia. W sztukach walki jest dużo agresji, ale paradoksalnie przynoszą ukojenie i uspokajają; podczas treningów wytrąca się negatywna energia.

Sztuki walki mają sporo wspólnego z aktorstwem...

- Gdy dwójka aktorów spotyka się na planie czy scenie, dochodzi między nimi do wymiany energii. To rodzaj konfrontacji, walka o dominację. Aktorstwo opiera się na współdziałaniu, ale i konflikcie, dzięki któremu można się doskonalić i rozwijać. Bez rywalizacji ten zawód nie miałby sensu. Takie same zasady panują na ringu czy macie; dostrzegam wiele podobieństw między aktorstwem, a sztukami walki.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski



***Zobacz materiały o podobnej tematyce***


www.mjakmilosc.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy