Komisarz Alex
Ocena
serialu
8,9
Bardzo dobry
Ocen: 2923
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

W czepku urodzony

Aktorem został przypadkowo, jednak sprawdza się w tym zawodzie znakomicie. Jego kreacje w „Czasie honoru” czy „1920. Wojna i miłość” sprawiły, że zyskał sympatię i uznanie. Teraz podbija serca damskiej widowni jako przystojny komisarz Bromski.

Kiedy rozmawialiśmy kilka lat temu przyznałeś, że ludzie na ulicy wołają za tobą Igor. Albo dopytują się co u twojej "mamy" Ewy (chodzi o serial "Na Wspólnej"). Nadal spotykasz się z podobnymi sytuacjami?

- Bardzo rzadko, właściwie wcale. Może dlatego, że od tamtego czasu zagrałem w kilku innych produkcjach i teraz, jeśli już, jestem kojarzony z rolą Michała z "Czasu honoru". Serialowi "Na Wspólnej" zawdzięczam jednak bardzo wiele. To tam stawiałem pierwsze zawodowe kroki, miałem szczęście pracować ze świetnymi fachowcami, korzystałem z ich cennych rad oraz wskazówek. Czasami myślę, że jestem w czepku urodzony, bo miałem okazję grać z najwybitniejszymi polskimi aktorami, czerpiąc z ich wiedzy i doświadczenia.

Reklama

"Na Wspólną" trafiłeś w wieku osiemnastu lat, choć nie chciałeś zostać aktorem. Powiedzmy, że możesz cofnąć czas - pokierowałbyś swoim życiem w ten sam sposób?

- Pewnie tak, gdyż jest to zawód niezwykle elastyczny, pozwalający realizować się w innych dziedzinach. Daje nieograniczone możliwości: twórczej zabawy, poznawania coraz to nowych ludzi, bycia ciągle kimś innym. A dzięki kostiumom czy scenografii można bez problemu "przenieść" się w czasie, poczuć atmosferę dawnej epoki. Poza tym, co też istotne, uczy nowych umiejętności. Gdybym nie został aktorem, nie poznałbym technik strzelania czy, jak to miało miejsce w trakcie realizacji serialu "1920. Wojna i miłość", zasad posługiwania się białą bronią.

Jednak gdyby nie przypadek, nie zostałbyś chyba aktorem. Co byłoby wówczas?

- Czasami żartuję, iż jestem niespełnionym instruktorem narciarstwa. Kocham ten sport, szusuję po stokach kiedy tylko mogę, czasem aż za szybko (śmiech). W życiu jestem długodystansowcem, uwielbiam rywalizację, lubię sprawdzać się w różnych, nawet ekstremalnych okolicznościach. Ostatnio na przykład wyciskam siódme poty w duathlonie, crossduathlonie, biegam w maratonach. To morderczy wysiłek, ale też megawyzwanie. I oto chodzi!

Potrzebujesz codziennej dawki adrenaliny?

- Na pewno nie należę do osób, które godzinami klikają myszą przed komputerem, udzielają się na facebooku, na bieżąco śledzą wiadomości z ostatniej chwili. Szczerze mówiąc, komputer mnie przeraża, mam wrażenie, że nieustannie czeka na mój błąd, potknięcie. Wolę być wśród ludzi, obserwować ich, rozmawiać z nimi. 

I dlatego jako nastolatek dałeś się namówić, aby stanąć przed kamerą?  

- To wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie, w ciągu chwili moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Właściwie nie byłem na to przygotowany, działałem na spontanie.

Spontaniczność okazała się, jak widać, skuteczną metodą.

- Poszedłem z ówczesną dziewczyną na casting, na który została zaproszona. Czekam na nią w poczekalni, podchodzi jakiś uśmiechnięty facet i proponuje nagranie przed kamerą. Bierze mnie pod włos: "Boisz się?", ja mu na to, że nie. Po jakimś czasie okazuje się, że zakwalifikowałem się do drugiego etapu. Dają mi trzy kartki z tekstem do trzech scen, ja gubię dwie z nich i przedstawiam tylko jedną scenę. Mimo to zostaję wybrany, jako ostatni aktor, jedyny spoza show-biznesu.

Twoi rodzice nie mieli nic przeciwko aktorstwu?

- Byli ogromnie zaskoczeni, że wszystko tak szybko się potoczyło. Nie zabronili mi jednak występowania w serialu, nie mówili: "Masz nie grać, tylko się uczyć", a byłem przecież tuż przed maturą. Jestem im bardzo wdzięczny, że w tamtym okresie bardzo mnie wspierali. Robią to do dziś.

Nauczyciele w szkole traktowali cię pobłażliwie?

- Na szczęście tak (śmiech). Wystarczyło tylko powiedzieć, że jadę na plan i puszczano mnie bez problemu. A że czasami wcale nie było żadnych zdjęć, to już zupełnie inna sprawa. TT Dziś masz 27 lat, uniknąłeś zaszufladkowania, zagrałeś też w kilku głośnych produkcjach. Czy jest jakaś rola, o której marzysz? - Nie napinam się na konkretną postać. W każdej z dotychczasowych czułem się dobrze, każda dawała mi inne możliwości i uczyła czegoś nowego.

Jakaś z granych przez ciebie postaci szczególnie zapadła ci w pamięć?

- Ostatnia! Nie pamiętam, kiedy tak ciężko pracowałem. Przez trzy miesiące zdjęć do "Komisarza Aleksa" nie miałem czasu dla siebie i znajomych, ani razu nie poszedłem do pubu na piwo. Po raz pierwszy też pracowałem tak długo poza Warszawą, co jak się okazało, miało swoje plusy. Człowiek od rana do nocy przebywa z ekipą zdjęciową i "łapie" z nią bliższy kontakt. 

Zanim jednak pojawiłeś się na planie, odbyłeś też bardzo intensywne wielomiesięczne szkolenie z serialowym psem - Aleksem.

- To było konieczne. Rocky, bo tak naprawdę wabi się tytułowy Alex, musiał dobrze mnie poznać, w pełni zaakceptować, nabrać zaufania. I nie chodziło wcale o to, aby mnie słuchał, czy wykonywał moje komendy, od tego byli świetni trenerzy, lecz żeby mnie w ogóle zauważał! Dlatego na planie całą ekipę obowiązywał kategoryczny zakaz zabaw z psiakiem, nikt nie mógł go głaskać, aby go nie dekoncentrować. Niekiedy jednak bardzo trudno było się oprzeć, gdyż wesołego Rockiego lubią wszyscy...

Rola komisarza Marka Bromskiego jest pierwszą policyjną kreacją w twojej karierze aktorskiej.

- To dla mnie cenne zawodowe doświadczenie, że zagrałem komisarza Bromskiego. Dzięki szkoleniu z byłym antyterrorystą poznałem też skomplikowane policyjne techniki operacyjne, strzelałem z prawdziwej broni, zobaczyłem, jak naprawdę wygląda zatrzymanie przestępców. Na planie niemal cały czas towarzyszyli nam policjanci z łódzkiej dochodzeniówki, którzy na bieżąco korygowali naszą pracę. Mówiąc pół żartem chciałbym teraz zagrać złodzieja, jemu zawsze wolno dużo więcej (śmiech). Stróżów prawa obowiązują liczne procedury. 

Rozmawiał Artur Krasicki

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Jakub Wesołowski | Czas honoru | Na Wspólnej | Komisarz Alex | seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy