Gotham
Ocena
serialu
8,6
Bardzo dobry
Ocen: 41
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Gotham": Na fali

Ben McKenzie, jako Ryan w "Życiu na fali", podbił serca nastolatek na całym świecie. Teraz powraca, by przypomnieć o swoim istnieniu i na nowo je w sobie rozkochać w jednej z najgorętszych premier jesieni – "Gotham".

Jestem normalnym chłopakiem z Teksasu, który w domu nauczył się wynosić śmieci. Ale przede wszystkim wpojono mi otwartość, szczerość i kulturę. To żaden wysiłek uścisnąć komuś rękę, powiedzieć "proszę" czy "dziękuję - zaczął rozmowę 36-letni Ben McKenzie z dziennikarką "Glamour". Latem 2003 r. ten nieznany wówczas nikomu - na koncie miał jedynie dwa drobne występy gościnne - młody chłopak z Teksasu z dnia na dzień został idolem nastolatek na całym świecie, dzięki głównej roli w "Życiu na fali".

- Jechałem wartym 500 dolarów samochodem do pracy jako... telemarketer. Nagle zadzwonił telefon i dowiedziałem się, że dostałem rolę Ryana. Pojechałem do biura i oznajmiłem, że nie wracam. To było cudowne uczucie - wspominał w rozmowie z "Hollywood Life" i zdradził: - Raz w roku zasiadam przed telewizorem i oglądam wszystkie cztery sezony serialu.

Reklama

Klątwa nastolatka


Ben nie ukrywa, że rola, która nadała tempo jego karierze, również wsadziła go do szuflady. Dlatego też po zakończeniu produkcji w 2007 r. zrozumiał, że musi zejść na moment ze sceny, by móc iść dalej.

- "Życie na fali" stało się częścią popkultury. Jesteś swoim bohaterem, czy tego chcesz, czy nie. Dostawałem same "Ryanowe" propozycje. Więc tak, pracowałem mniej niż aktorzy z moją pozycją, ale było to kwestią wyboru Czekałem na odpowiedni moment, żeby powrócić. Świetna możliwość pojawiła się wraz z propozycją roli w "Gliniarzach z Southland". Nie musiałem być już tym słodkim nastolatkiem - wyznał dziennikarce "Vuture". W kwietniu "Gliniarze..." przeszli do historii, a Ben z miejsca dostał propozycję roli w pilocie nowej produkcji NBC "The Advocates".

Niestety, na planach się skończyło. Projekt nigdy nie powstał. A raczej "stety", bo dzięki temu aktor mógł przyjąć rolę w jednej z najgorętszych premier tej jesieni - "Gotham".

- Nie brałem udziału w żadnych castingach. Dostałem telefon od producenta, który oznajmił mi, że ma dla mnie idealną rolę. Gdy dowiedziałem się, że chodzi o prequel Batmana, nie zastanawiałem się ani minuty - wyznaje Ben, który dzięki roli Gordona udowodnił, że należy do czołówki najbardziej lubianych aktorów małego ekranu.

Pomysł na siebie


Na co dzień gwiazdor unika splendoru i paparazzi. Okazjonalnie pokazuje się publicznie i nie jest pożywką dla tabloidów.

- Rzadko chodzę na imprezy branżowe. Zazwyczaj wybieram te charytatywne i takie, na których moja obecność może komuś pomóc. Nie lubię bywać dla samego bywania - wyjaśnia dla "Glamour" i podejmuje temat prywatności: - Z natury jestem spokojny, wyciszony. Lubię zatrzymywać sferę intymną tylko dla siebie. Mam taki zawód i rozumiem, że moje dziewczyny, małżeństwa, a przede wszystkim rozstania i rozwody budzą ciekawość. Ale jestem świadomy tego, że trzeba być w tym temacie ostrożnym, bo łatwo jest się poślizgnąć. Dlatego cieszę się i myślę sobie: "Udało się! Sukces!", gdy czytam, że w przeszłości spotykałem się z bliżej nieokreślonymi dziewczynami, choć, nie ukrywam, że wówczas widzę przed oczami UFO (śmiech).

MG

Świat Seriali
Dowiedz się więcej na temat: Gotham
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy