Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 19824
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Carrington - rozmowa z Piotrem Jankowskim

Jego związek z „Barwami szczęścia” można porównać do starego małżeństwa. Przez lata pracy na planie przechodził różne stany - od euforii, po znużenie, kolejne wybuchy radości i zaskoczenia. Obecnie emitowane są odcinki 10. sezonu serialu, a on nie może się doczekać, co dla jego bohatera Piotra wymyślą scenarzyści.

Jaka atmosfera panuje na planie "Barw szczęścia" po tylu latach pracy?

- Ekipa realizująca serial jest super - to są zgrani ludzie, którzy znają się wiele lat. Myślę, że spędzili w swoim gronie niejedne święta. Jeśli akurat nie mam do zagrania wielu scen, co jest bardzo wyczerpujące, spędzam na planie przyjemne chwile. Podczas zdjęć panuje bardzo dobra, luźna atmosfera. W czasach, gdy miałem długą brodę, chłopaki z ekipy mówili, że przyjechał Carrington (śmiech). Nazywali mnie tak, bo w jednej ze scen mój bohater Piotr kupił Marcie (Katarzyna Zielińska - przyp. aut.) zegarek za osiemnaście tysięcy złotych, co było powodem kłótni. 

- Na planie krążą różne żarty, czasami śmiejemy się, że od dziesięciu lat spotykamy się w mieszkaniu Walawskich, a ściany cały czas nieodmalowane i w lodówce ciągle to samo (śmiech).

Wątek pana bohatera od początku jest związany z serialową Martą, którą gra Katarzyna Zielińska. Jak układa się państwa współpraca? 

- Znam się z Kaśką ze szkoły teatralnej, a w "Barwach szczęścia" gramy ze sobą od początku. Dogadujemy się pod kątem zawodowym, ta współpraca jest bardzo w porządku. Nasi bohaterowie krążą dookoła siebie od lat, mimo że dawno się rozstali, a w ich życiu wiele się zdarzyło. Marta ma chyba trzeciego partnera, Piotr trzecią partnerkę, ale ich losy wciąż się przeplatają; są związani pępowiną pierwszego małżeństwa. Scementowały ich wspólne problemy, które musieli pokonać, choćby niemożność posiadania własnego potomka. Potem wydarzenia potoczyły się jak w życiu.

Reklama

Widzowie zobaczyli tysiąc pięćset odcinków "Barw szczęścia", od pierwszego klapsa na planie minęło niemal dziesięć lat. Jakie uczucia towarzyszą panu w związku z tym?

- Nie spodziewałem się, że "Barwy szczęścia" będą powstawały tak długo. Skoro ludzie wciąż chcą oglądać serial i są zainteresowani losami naszych bohaterów, należy się z tego cieszyć. Moje odczucia można porównać z tymi, których doświadcza się będąc w starym małżeństwie. Gdy związek trwa tak długo, przechodzi się przez różne stany - od euforii, po złość, znużenie, kolejne wybuchy radości i zaskoczenia. 

Ten serial to dla pana dobra baza zawodowa. Ma pan stałe zajęcie i czas, żeby realizować się na innych polach. 


- Jestem aktorem teatralnym i filmowym, ale przez jakiś czas byłem kojarzony wyłącznie z "Barwami szczęścia". Producenci bali się zaangażować mnie do swoich projektów, ponieważ sądzili, że nie będę miał czasu na pracę na planie innego serialu czy filmu. To była pewnego rodzaju blokada, która utrudniała mi znalezienie pracy. Działo się to do momentu, gdy znajdowałem się w czołówce "Barw szczęścia". W momencie, kiedy się to zmieniło, poszerzyły mi się trochę możliwości. 

Pewnie scenarzystów "Barw szczęścia" korci, żeby pisać dla pana bohatera nowe wątki. Piotr jest bardzo interesującą postacią.


- Niedługo jego wątek się rozwinie. Rozmawiałem ostatnio z Pawłem Jurkiem, jednym ze scenarzystów serialu, który powiedział mi, że będzie konkretnie. Jestem ciekawy, co spotka mojego bohatera. Cieszę się, że w jego życiu jest gęsto od kobiet i kolejnych problemów, że coś się dzieje. Nie przeszkadza mi to, że Piotr jest negatywnym bohaterem. Czasami zachowuje się jak cham, ale zawsze coś nim powoduje. Jego postawa z czegoś wynika.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

www.barwyszczescia.tvp.pl/
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy