Barwy szczęścia
Ocena
serialu
7,9
Dobry
Ocen: 19825
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Barwy szczęścia": Po burzy słońce

Ma urok przedwojennego dżentelmena, elegancję i styl. Grzeszki popełnia tylko na ekranie. Na co dzień pracuje w Starym Teatrze. Telewidzowie znają go jako kochliwego Waldemara z „Barw szczęścia”.

Rzadko się zdarza, że tak jak pan jesteśmy wierni jednemu miastu, jednej profesji i przez wiele lat jednemu miejscu pracy, w pana przypadku - Krakowowi, zawodowi aktora i Staremu Teatrowi. Jak to się panu udaje?

- Były i skoki w bok (śmiech)! Zaraz po Szkole trzy lata spędziłem w Opolu. Ale mimo, że to były udane trzy lata, chętnie wróciłem do Krakowa. Także dlatego, że moja żona, która jest historykiem sztuki, a zajmowała się Wyspiańskim, w Opolu nie bardzo miała pracę... Bywało też, że grałem poza Starym Teatrem - i w Teatrze Stu, i w Słowackim, i w Bagateli. Jakoś nigdy nie szukałem innych miejsc pracy. Zmieniali się zespół, dyrektorzy, ale w Starym zawsze miałem dobre relacje z kolegami i reżyserami...

Reklama

I to asami reżyserii! Wajdą, Lupą, Jarockim. Co zatem sprawiło, że przyjął pan rolę w "Barwach szczęścia"? Dziwię się tym bardziej że jest pan profesorem na wydziale aktorskim krakowskiej PWST, a kiedyś dziekanem tego wydziału.

-Zostałem pedagogiem po tym, jak do Warszawy przeniosła się pani Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Danuta Michałowska, której byłem uczniem, szukała asystenta. Propozycja mnie zaskoczyła, zwłaszcza że w liceum, jak i na studiach raczej wojowałem z nauczycielami, niż marzyłem, by zostać jednym z nich. A jednak postanowiłem spróbować... na chwilę i stało się - uczę wiersza już wiele lat.

A skąd ten serial w pana życiu?

- W filmie grałem mało, raczej okazjonalnie. W pewnym momencie poczułem, że jednak brakuje mi pracy przed kamerą. I znowu pomyślałem: Spróbuję! Ja nigdy nie czułem, że serial to coś gorszego. Wprawdzie dotyka przeciętnego "żyćka", ale stwarza możliwość grania inną techniką niż w teatrze, stosowania innych środków wyrazu aktorskiego, uczy dyscypliny i precyzji.

Co na to pana studenci? Poleciały jakieś docinki?

- Oni raczej mało seriali oglądają. Raz tylko zdarzyło się, że koleżanka ze Szkoły przycięła mi nieprzyjemnie. No, mówi się - trudno... Teraz myślimy już inaczej o pracy w serialach, podobnie jak o reklamie. Z tym
że mnie do reklamy nie ciągnie - chyba nie chciałbym być kojarzony z reklamowanym przedmiotem...

Czy to prawda, że pana dewizą życiową jest nigdy nie narzekać, bo po burzy zawsze przychodzi słońce?

- (uśmiech) Tak! I nadal mam zamiar się tego trzymać. Oczywiście, zełgałbym, mówiąc, że nie mam momentów zwątpienia, depresyjnych nastrojów, rozczarowań. Staram się nikogo tym nie obarczać i jakoś samemu sobie z nimi radzić. Mimo trudności! Ostatnio na przykład zdarzyły mi się kłopoty ze zdrowiem, ale jestem już po drugiej operacji biodra i po kilkumiesięcznej przerwie w pełni wróciłem do pracy.

Pana Waldemar jest skłonny do romansów, Była Klaudia, niedawno Malwina. Czy Rybiński będzie wierny żonie?

- Przecież przed historią z Malwiną był czas stagnacji w tym związku. Waldemar był bardzo porządny. A co dalej - nie wiem...

Rozmawiała BOŻENA CHODYNIECKA

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy