"Wspaniali ludzie": Gwiazda disco polo i autorka projektu Tęczowe dzieci

Co wydarzy się w nowym odcinku programu?

Straciła trójkę upragnionych dzieci,  ale jej własne cierpienie otworzyło jej oczy na problem , który, jak mówi, w dzisiejszych czasach jest tematem tabu.  Kamila Gaworska - twórczyni projektu "Tęczowe dzieci", niosącego wsparcie i nadzieję kobietom po poronieniu - będzie gościem Mariusza Węgłowskiego w kolejnym odcinku "Wspaniałych ludzi", już w niedzielę o godz. 22.20 w Czwórce.

Kiedy podczas badania kontrolnego w pierwszej ciąży zobaczyła na monitorze USG swoje dziecko nie dające znaków życia, była w szoku. Myślała, że zepsuła się aparatura, nie mogła uwierzyć w straszną prawdę.  Oddałaby wszystko by je odzyskać i bardzo długo nie mogła się uporać z bólem. Czuła się winna, wybrakowana, osamotniona w swoim cierpieniu.  

Reklama

Nie wiedziała, jak wiele kobiet spotkało to samo co ją i jak wiele z nich przeżywa to tak głęboko jak ona, choć niewiele jest w stanie o tym mówić otwarcie. Gdyby nie wsparcie męża nie poradziłaby sobie. Choć była pewna, że nigdy więcej nie zaryzykuje, bo nie będzie w stanie przejść przez to po raz drugi, z czasem odważyła się na kolejną próbę. Na pierwszym badaniu usłyszała wspaniałą wiadomość, że spodziewa się trojaczków, ale po kolejnych za każdym razem pękało jej serce. 

Pod koniec ciąży przy życiu zostało tylko jedno dziecko z trojga, ale gdy wreszcie urodziło się całe i zdrowe, jej szczęście było ogromne. Uświadomiła sobie, jak mało brakowało, żeby się poddała i nigdy go nie doświadczyła, a jej synka nie byłoby na świecie. Postanowiła stworzyć coś, co pomoże innym kobietom znaleźć to, czego sama rozpaczliwie szukała, kiedy pierwszy raz leżała w szpitalu - nadzieję, zrozumienie i poczucie, że nie są same. Tęczowe dzieci to dzieci urodzone po stracie,  bo jak bo burzy wychodzi słońce i pojawia się tęcza, tak po bólu utraty może jeszcze pojawić się szczęście, z dążenia do którego nie można rezygnować.

Kiedy utracił wszystko - rodzinę, dach nad głową, firmę i nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze odbije się od dna - od samobójczej śmierci w ostatniej chwili uratowali go koledzy. Gdy odzyskał świadomość, zrozumiał, że dostał drugie życie i postanowił znów zawalczyć o siebie i o swoich bliskich. 

Tak samo jak wiele razy wcześniej i później - w sytuacjach, w których nigdy się nie poddawał: w dzieciństwie naznaczonym biedą, problemem alkoholowym ojca, traumą powodzi i patologiami najgorszej dzielnicy Wrocławia, w staraniach o pracę, którą podjął już jako trzynastolatek,  w dążeniu do realizacji pasji muzycznej na przekór wszystkim i w chorobie, którą zdiagnozowano u niego kilka lat temu. 

Bohaterem drugiej części programu jest Grzegorz Hummel - ratownik medyczny, mąż i ojciec pięciorga dzieci, gwiazda disco polo, DJ i konferansjer. Przez lata współtworzył znany zespół muzyczny Mario, ale od dawna muzykę traktuje już tylko jako środek do zdobywania funduszy na pomoc chorym dzieciom, uczy też najmłodszych podstaw pierwszej pomocy medycznej. Jego życie to historia pokonywania przeciwności, jakie dla wielu okazują się zbyt trudne do przezwyciężenia. 

W słynnym wrocławskim "Trójkącie Bermudzkim", gdzie dorastał, łatwo było się stoczyć - pijacy w bramach, bójki, rozróby to była codzienność w tej okolicy. Zawsze jednak trzymał się jakiejś wewnętrznej siły i szukał lepszej drogi. W wieku trzynastu lat zaczął dorywczo pracować - metkował towary, mył autobusy. Kiedy skończył szkołę, zaczął swoją przygodę z muzyką. Założył też firmę budowlaną, ale gdy zabrakło zleceń, pojawiły się długi, rozpadła się jego rodzina, a on znalazł się na ulicy. Bezdomny i załamany, po pewnym czasie targnął się na własne życie. 

Na nogi stanął dzięki muzyce i uporowi, z jakim starał się o pracę DJ-a w klubie, z którego wypraszano go wiele razy, ale w końcu dano mu szansę.  Jako jedyny grał powszechnie pogardzane wtedy disco polo. Śmiano się z niego, lekceważono, ale wkrótce zaroiło się od jego naśladowców. Zaczął występować w zespole, koncertowali, nagrywali - wszystko zaczęło się układać, gdy przyszedł kolejny cios. Okazało się, ze ma guz w mózgu, który z czasem może stać się niebezpieczny. 

Nie załamał się, lecz przewartościował swoje życie i zaczął doceniać czas, który mu jeszcze pozostał i szczęście, jakie daje mu rodzina oraz pomaganie innym. Urządza koncerty, imprezy i licytacje na rzecz potrzebujących. Nie dzieli ludzi  na kategorie i stara się pomóc każdemu - czy to sąsiadce z klatki, czy bezdomnemu na ulicy.  Wszystko przez co przeszedł nauczyło go, że z każdej sytuacji jest wyjście i że zawsze można się podnieść.

Polsat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy