Polskie "Przeminęło z wiatrem" ma już 33 lata!

Każde arcydzieło filmowe ma tzw. haki, czyli sceny i motywy, które tak poruszają widza, że zapamiętuje je na zawsze. Toliboski z naręczem nenufarów, płonący Kaliniec i nieśmiertelny walc - to znaki rozpoznawcze serialu "Noce i dnie".

26 lutego 1978 roku Telewizja Polska wyemitowała pierwszy odcinek serialu "Noce i dnie". Minęło wówczas siedem lat od urlopu nad Adriatykiem, jaki reżyser Jerzy Antczak spędzał z żoną, aktorką Jadwigą Barańską. Wtedy to małżonka miała mu powiedzieć na plaży, aby pomyślał o filmowej adaptacji "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej.

Jerzy Antczak uznał to za niezbyt dobry pomysł. "Książka Dąbrowskiej jest nudna i niefilmowa" - powiedział do żony, ale po powrocie do domu postanowił odświeżyć znajomość tej epickiej powieści. Już w trakcie lektury był przekonany, że chce zrobić na jej podstawie film.

Reklama

Trzeba podkreślić, że w tym przypadku historia filmu i serialu "Noce i dnie", do ostatniego dnia zdjęciowego, to jedno. Od początku reżyser chciał nakręcić zarówno film kinowy, jak i serial. Ta propozycja była jednym z jego atutów przetargowych.

Nadchodziły złote lata Telewizji Polskiej (mamy tu na myśli niesamowity wysyp bardzo dobrych i popularnych programów, a nie siłę propagandy sukcesu). Szybko oswajano się z nowością, jaką były programy w kolorze, zwiększała się liczba godzin emisji, raczkował Program 2.

Telewizja stawała się gigantycznym i nienasyconym tworem, który potrzebował wielu godzin nowych programów i filmów. Oczywiście, przede wszystkim rodzimej produkcji, bo za zachodnie trzeba było płacić "prawdziwymi pieniędzmi", a na programy i filmy z demoludów popyt był ograniczony. W takich realiach propozycja nakręcenia epickiego serialu według powieści dość dobrze notowanej przez władców PRL-u Marii Dąbrowskiej, była dość kusząca.

Duży film na małym ekranie

Tworzenie seriali przy okazji powstawania dużych produkcji kinowych miało stać się praktyką. Pionierski i kuriozalny pod tym względem jest serial "Przygody pana Michała", który powstał niejako równolegle do kinowego "Pana Wołodyjowskiego". Kuriozalny, bo - ze względu na ówczesne polityczne rozgrywki - Jerzego Hoffmana odsunięto od reżyserii serialu, a Jan Nowicki, wcielający się w filmie w Ketlinga, zrezygnował z udziału w "Przygodach pana Michała". Zastąpił go Andrzej Łapicki.

To z kolei było głównym powodem tego, że serial powstał na taśmie czarno-białej, bo ze względu na nowe sceny, kręcone z jednym z głównych bohaterów, nie można było wykorzystać materiałów z "Pana Wołodyjowskiego" kręconego na taśmie kupionej za "prawdziwe pieniądze". Jerzy Antczak z kolei stworzył kinową i telewizyjną wersję dramatu kostiumowego "Hrabina Cosel".

Niemal w tym samym okresie co "Noce i dnie" powstały telewizyjne wersje "Ziemi obiecanej", "W pustyni i w puszczy" oraz "Chłopów". Warto przy okazji zauważyć, że doszło do odwrócenia trendów. Wcześniej to seriale przenoszono do kin. I tak powstały tzw. zestawy kinowe "Stawki większej niż życie" oraz "Czterech pancernych i psa", a także fabularne wersje seriali "Do przerwy 0 : 1", "Podróży za jeden uśmiech". W późniejszych latach na duży ekran trafił "Janosik", a "Rodzinę Połanieckich" przerobiono na kinową "Marynię".

"Niech się pan ode mnie odp...li!"

W momencie wystąpienia z propozycją adaptacji filmowej "Nocy i dni", Jerzy Antczak jako twórca był w stanie podołać temu zadaniu. Nikt nie mógł mu odmówić talentu i zawodowych umiejętności. Potwierdził je wielokrotnie jako reżyser Teatru Telewizji, twórca wielu cenionych do dziś spektakli. Sprawdził się też jako autor dużej, kostiumowej produkcji, jaką był film "Hrabina Cosel".

Jednak ówczesna scena polityczna była o wiele bardziej skomplikowana niż dziś. Istniały podziały na różne frakcje i koterie, które wzajemnie się zwalczały. Nie wystarczało poparcie, szczególnie przy dużych projektach, jednej grupy, trzeba było jeszcze przechytrzyć przeciwników.

Ze swoim pomysłem Jerzy Antczak udał się do Jerzego Kawalerowicza, kierownika Zespołu "Kadr". Gdy reżyser "Faraona" usłyszał, że jego kolega po fachu chce zrobić "Noce i dnie", zrzedła mu mina. Miał powiedzieć: "To najnudniejsza książka świata. Nieprzekładalna na język filmowy. Tam nic się nie dzieje".

Stanęło na tym, że Antczak napisze konspekt filmu, a wtedy Kawalerowicz się zastanowi. Konspekt jednak nie przekonał Jerzego Kawalerowicza. Poprosił o napisanie scenariusza, a dopiero po jego przeczytaniu miał pomyśleć, czy projekt ma sens.

W lutym 1971 roku Jerzy Antczak przystąpił do pisania scenariusza adaptacji filmowej powieści liczącej ponad 2 tysiące stron. Ustna umowa z Jerzym Kawalerowiczem nie przewidywała żadnego wynagrodzenia w razie odrzucenia gotowego skryptu.

Wieść, że Antczak chce robić "Noce i dnie", rozeszła się "po mieście". Nie było wątpliwości, że w głównej roli reżyser zechce obsadzić własną żonę, Jadwigę Barańską. Już przed realizacją "Hrabiny Cosel" Jerzy Antczak odpierał ostre ataki przeciwko obsadzeniu Barańskiej w tytułowej roli.

Tym razem znowu chciał zagrać przeciwnikom na nosie! Na bankiecie z okazji Festiwalu Filmów Animowanych w Krakowie, między Jerzym Antczakiem a wpływowym scenarzystą i reżyserem Aleksandrem Ściborem-Rylskim, jednym z przeciwników obsadzenia Jadwigi Barańskiej w "Hrabinie Cosel", doszło do skandalicznego incydentu. Antczak opisał to zajście w swojej książce "Noce i dnie mojego życia", nie podając nazwiska oponenta, ale jego identyfikacja nie stanowi żadnego problemu.

Będący pod wpływem alkoholu Aleksander Ścibor-Rylski ponoć bardzo niepochlebnie wyrażał się o Jadwidze Barańskiej i mówił, że położy ona film. W końcu wyprowadzony z równowagi Antczak krzyknął: "Niech się pan ode mnie odp...li!". Aleksander Ścibor-Rylski zasiadał w komisji, która miała zaakceptować lub odrzucić scenariusz "Nocy i dni". Przekonać lub przechytrzyć przeciwników to nie lada sztuka. Ale na razie nawet potencjalny sprzymierzeniec nie był przekonany.

Walc... po piwie

Stronę scenariusza przelicza się na minutę filmu. Kinowa wersja "Nocy i dni" trwa 245 minut. 12-odcinkowy serial - ponad 600. Dąbrowska napisała powieść bez dialogów. Trzeba ją było więc przełożyć na język filmu. To musiała być katorżnicza praca. A ryzyko, że projekt zostanie odrzucony, ogromne. W tym momencie Jerzy Antczak postanowił uciec się do fortelu: zanim da do przeczytania scenariusz, zaprezentuje motyw muzyczny do filmu!

Zazwyczaj kompozytorzy piszą muzykę, gdy już mogą zobaczyć materiał filmowy. Chcą poznać atmosferę filmu, oswoić się z obrazami i bohaterami. Rzadziej się zdarza, że kompozytor współtworzy film już na etapie scenariusza. Na przykład Sergio Leone przedstawiał Ennio Morricone szkic pewnych scen, a kompozytor tworzył muzykę, do której z kolei Leone reżyserował sceny. Często sięgano do klasyków muzycznych, których utwory wpływały na styl i rytm filmu, jak w przypadku "Żądła" i muzyki Scotta Joplina. Znany jest też przypadek, że Michel Legrand skomponował półtorej godziny muzyki, do której zmontowano film "Afera Thomasa Crowna".

Natomiast okoliczności powstania słynnej muzyki do "Nocy i dni" są prawdopodobnie historycznym ewenementem. Jak twierdzi reżyser, "Walc Barbary", który stał się niemiłosiernie eksploatowanym szlagierem różnych "koncertów życzeń", powstał w 30 minut, przy trzeciej butelce piwa spożywanego przez Waldemara Kazaneckiego, autora równie niezapomnianej muzyki do seriali "Czarne chmury" i "Dom".

Zgodnie z planem, Jerzy Antczak zaprezentował walca Jerzemu Kawalerowiczowi i "jego drużynie". Wszyscy byli zachwyceni. Po wysłuchaniu "Walca Barbary" każdy, kto nie był pozbawiony słuchu, a do tego znał się na filmowej materii, musiał wiedzieć, jaki i o czym będzie film Antczaka.

Teraz należało przekonać komisję scenariuszową, w której jeden z decydujących głosów należał do Aleksandra Ścibor-Rylskiego. Współautor "krakowskiego incydentu" rzeczywiście bardzo oponował. Przekonała go ponoć argumentacja Kawalerowicza: "Olek, pozwól Antczakowi się rozłożyć. Niech zrobi ten film. Co cię to kosztuje? I już do końca życia będziecie mieli go z głowy".

Casting na Niechcica

Głównymi bohaterami "Nocy i dni" są Barbara i Bogumił Niechcicowie. Ona jest zubożałą szlachcianką po miłosnym zawodzie, on - ziemianinem, którego rodzina utraciła majątek w wyniku konfiskat zaborcy. Ich związek to typowe małżeństwo z rozsądku. Dopiero pod koniec życia, gdy często wspomina płomienne zaloty niejakiego Toliboskiego, Barbara dochodzi do wniosku, że Bogumił był jej prawdziwą miłością.

Od początku reżyser nie miał wątpliwości, kto wcieli się w postać Barbary. Potrzebny był jednak drugi filar, który uniesie ciężar tego epickiego dzieła, czyli aktor, który zagra Bogumiła. Tym bardziej, że wcześniej zapadła decyzja o dacie rozpoczęcia zdjęć (15 września 1972 roku), a reżyser poszukiwał filmowego Serbinowa i z lękiem śnił o pożarze Kalińca.

Jerzy Antczak postanowił zaproponować rolę Bogumiła Stanisławowi Jasiukiewiczowi, który przejmująco zagrał Zaklikę w "Hrabinie Cosel", a w pamięci milionów widzów na zawsze pozostanie ojcem Janka Kosa z "Czterech pancernych" i księdzem Kordeckim z "Potopu". Jednak aktor... odmówił. Wkrótce okazało się, że jest śmiertelnie chory. Wtedy Barbara Ptak, kostiumolog "Nocy i dni", powiedziała, że w Teatrze Starym w Krakowie gra bardzo zdolny aktor, który mógłby zagrać Bogumiła.

Mowa oczywiście o Jerzym Bińczyckim, już wówczas znakomitym aktorze teatralnym. W filmach i serialach mógł liczyć jednak tylko na epizody, które brał dla podreperowania budżetu. Uważny widz dostrzeże go w jednym z odcinków "Janosika" w roli halabardnika przed zamkową bramą. - Panie reżyserze, ja się do filmu nie nadaję. Wszystkie próbne zdjęcia spaliłem. Uchwalono, że jestem niefilmowy - przedstawił swoją sytuację aktor Jerzemu Antczakowi, który specjalnie na tę rozmowę wybrał się do Krakowa.

Reżyser jednak uparł się, że to Bińczycki zagra Niechcica, tylko musi zapuścić brodę, która wydłuży mu twarz. - Wiem, mordę mam jak patelnia, już to nieraz słyszałem. Popełnia pan samobójstwo - prorokował przyszły Bogumił. - Ale skoro jest pan taki odważny... niech będzie. (wszystkie wypowiedzi za książką Jerzego Antczaka "Noce i dnie mojego życia").

Ciekawy dialog, który miał nieocenione artystyczne konsekwencje, odbył też reżyser z Kazimierzem Kutzem. Kolega po fachu krótko i w swoim stylu, skomentował pracę, jaka czeka Jerzego Antczaka nad "Nocami i dniami":

- Uje...esz się po pachy! Operatora masz?

- Właśnie się rozglądam.

- Nie ma co się rozglądać. Bierz Stasia Lotha. Anioł. Franciszkanin. Odgromnik. Przyjmuje każde uderzenie pioruna na klatę. Skoro wytrzymał Kutza, wytrzyma też Antczaka!

Pierwsze sceny nakręcone z Jerzym Bińczyckim okazały się katastrofą. Aktor był jak sparaliżowany. Upił się po zdjęciach ze zgryzoty, chciał zapłacić za zmarnowaną taśmę (Eastmancolor za "prawdziwe pieniądze"!) i wrócić do Krakowa.

Męskość Strasburgera

Karol Strasburger bez entuzjazmu przyjął propozycję zagrania Toliboskiego. Był aktorem na wznoszącej fali, który dopiero co zagrał tytułową rolę w "Agencie nr 1". Czekały go kolejne wcielenia w przystojnych herosów. A tu reżyser proponuje mu epizod bez tekstu. Nie mógł przypuszczać, że jego żaglowiec zmierza do bezpiecznego, acz przaśnego portu "Familiada", a obraz Toliboskiego z nenufarami dla milionów kobiet stanie się ilustracją marzenia o wielkiej i niespełnionej miłości.

Po gorączkowych poszukiwaniach znaleziono staw odpowiednio porośnięty kwieciem, do którego wkroczył Strasburger-Toliboski. O ile do stawu wkroczył, to szybko z niego wyskoczył. Okazało się, że pijawki zuchwale zaatakowały męskość aktora. Następne podejście do nenufarów odbyło się już w gumowych butach sięgających do bioder. Cóż, mężczyzna dla damy może zamoczyć ubranie, ale każde poświęcenie ma przecież swoje granice.

Jak spalić miasto?

Opowieść filmowa zaczyna się od obrazów podpalonego w sierpniu 1914 roku przez Prusaków Kalińca (tak Dąbrowska nazwała w swojej powieści Kalisz) i przechodzi w retrospekcje. Natomiast w serialu pożar miasta rodzinnego bohaterki oglądamy w ostatnim odcinku. Bogumił nie żyje, świat Barbary przestaje istnieć.

Reżyser od początku zadawał sobie sprawę, że zaaranżowanie pożaru miasta na potrzeby filmu będzie największym wyzwaniem. Tego typu zdjęcia były możliwe w Jugosławii albo w Czechosłowacji, gdzie istniały całe miasteczka służące do takich właśnie celów. Zagraniczne zdjęcia nie wchodziły jednak w rachubę ze względu na olbrzymie koszty i rozliczenia w "prawdziwych pieniądzach".

Po rekonesansie okazało się, że pożaru nie da się nakręcić nie tylko w Kaliszu, ale i w Lublinie, Zamościu czy Kazimierzu Dolnym. Dobre wieści przyszły z Krakowa: na Kazimierzu szykowano kilka kamienic do wyburzenia. Miejsce okazało się idealne na pożar filmowego Kalińca. No, może nie do końca idealne, bo znajdowało się w środku tętniącego życiem Krakowa. Pirotechnik pocieszył reżysera, że gdy zacznie "hajcować" napalm, którego użyje, nikt go nie ugasi, aż się "wyhajcuje". W scenie "brały udział" nie tylko płonące budynki. W ogniu szamotały się wojska dwóch armii - pruskiej i rosyjskiej - a z płonącego miasta uciekali cywile. Do tych scen zaangażowano ponad tysiąc statystów i aktorów z krakowskich teatrów (żeby profesjonalnie statystowali w pierwszych szeregach tłumu).

Sceny w płomieniach kręcono trzy dni. Dwukrotnie dochodziło do groźnych sytuacji, które mogły zakończyć się śmiercią wielu osób. Zagrożona była nawet Jadwiga Barańska, dla której niebezpieczny incydent zakończył się nadpaleniem płaszcza.

O krok od Oscara

Zdjęcia do filmu i serialu trwały ponad 500 dni. W tym czasie zdarzyły się historie zabawne i dramatyczne. Nie tylko palono zrujnowane kamienice, ale na potrzeby filmu przesadzano dziesiątki wierzb i wybudowano dworek. W "Nocach i dniach" zagrały dziesiątki znakomitych aktorów i aktorek, jak Stanisława Celińska, Ewa Dałkowska, Ilona Kuśmierska, Jan Nowicki, Jerzy Kamas, Elżbieta Starostecka, Ludwik Benoit i inni. Twórcy serialu otrzymali wiele branżowych nagród, a reżyser został uhonorowany "Złotym Szczupakiem" na Festiwalu Polskiej Twórczości Telewizyjnej w Olsztynie. Nagrody dla kinowej wersji "Nocy i dni" to osobny rozdział.

Ponieważ historie filmu i serialu "Noce i dnie" potoczyły się niezależne od siebie w momencie zakończenia prac nad jednym i drugim, wypada tu jeszcze wspomnieć, że dzieło Jerzego Antczaka znalazło się w 1976 roku wśród nominowanych do Oscara w kategorii najlepszy film obcojęzyczny. Zagraniczni krytycy byli zachwyceni i porównywali "Noce i dnie" do melodramatu wszech czasów, "Przeminęło z wiatrem".

Polski film przegrał jednak wówczas rywalizację o Oscara z francuskim obrazem "Czarne i białe w kolorze".

W ankiecie Polityki "Koniec wieku", przeprowadzonej w 1999 roku, w kategorii "Programy, filmy i seriale telewizyjne" serial Jerzego Antczaka zajął 16 miejsce.

Na liście "Polski Top 20 Wszech Czasów", na której znalazły się filmy o najwyższej frekwencji w powojennej historii rodzimej kinematografii, "Noce i dnie" zajmują 4. miejsce z wynikiem 22 350 921 widzów.

swiatseriali.pl
Dowiedz się więcej na temat: Kultowe seriale | Noce i dnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy