Pablo Lyle: Czeka na wyrok

Miał szansę na światową karierę. Teraz stoi ona pod znakiem zapytania, bo aktorowi grozi długa odsiadka w więzieniu. Dlaczego?

Pod koniec marca br. Pablo jechał samochodem ulicami Miami ze swoimi dziećmi, Arantzą i Maurem. Kierował jego szwagier Lucas Delfino.

Mężczyzna pomylił trasę i postanowił zjechać na pobocze, by sprawdzić coś na mapie. Zajechał drogę innemu pojazdowi, z którego wysiadł zdenerwowany kierowca.

63-letni Juan Ricardo Hernandez podbiegł do samochodu, w którym siedział Pablo i uderzył w jego maskę.

Aktor wysiadł, podszedł do Juana, walnął go w głowę, po czym szybko wsiadł do auta i uciekł, nie udzielając pomocy nieprzytomnemu mężczyźnie.

Dopiero kilka minut później ktoś wezwał karetkę pogotowia. Juan trafił do szpitala, a lekarze zdiagnozowali u niego wylew krwi do mózgu spowodowany silnym uderzeniem.

Reklama

Po czterech dniach zdecydowano o odłączeniu go od urządzeń podtrzymujących funkcje życiowe.

Murem za Pablem

Dzięki monitoringowi i zeznaniom świadków policja szybko namierzyła Pabla Lyle’a. Aktor został aresztowany na lotnisku, gdy próbował uciec do Meksyku, a informacja o tym, co zrobił, obiegła cały świat.

Pablo tłumaczył, że działał w obronie własnej, ponieważ bał  się, że Juan wyciągnie pistolet albo nóż i zaatakuje jego dzieci. W obronie gwiazdora natychmiast stanęła duża część jego kolegów po fachu.

Niektórzy nawet, jak Eduardo Yáñez, twierdzili, że na jego miejscu zachowaliby się tak samo.

Na skraju załamania

Jednak nie wszyscy byli tak wyrozumiali dla Pabla. Rodzina zamordowanego mężczyzny ma nadzieję, że mimo swoich pieniędzy i znajomości aktor nie uniknie odpowiedzialności i spędzi długie lata w więzieniu. Lyle otrzymał także maile z pogróżkami.

Przestraszył się, dlatego przekonał swoją żonę, Anę Araujo, żeby razem z dziećmi wrócili do Meksyku, gdzie będą bardziej bezpieczni.

Perspektywa długiej odsiadki sprawiła, że mężczyzna miał myśli samobójcze. Żalił się żonie, że nie chce, by dzieci odwiedzały go w więzieniu. Ana martwi się o męża, dlatego poprosiła jego siostrę i szwagra, by z nim zamieszkali.

Jest również przekonana, że Pablowi uda się uniknąć odsiadki. Na razie aktor ma zasądzony areszt domowy w swojej rezydencji w Miami. Może z niej wychodzić w godzinach 9-17, ale bez możliwości opuszczenia granic miasta ani podjęcia jakiejkolwiek pracy zarobkowej.

Wciąż czeka na rozprawę, która ma się odbyć na początku sierpnia. Obrońcy aktora zamierzają wykorzystać fakt, że zabity przez niego mężczyzna na dzień przed śmiercią brał udział w stłuczce. Z tego powodu zareagował zbyt agresywnie podczas incydentu ze szwagrem Pabla, więc aktor miał prawo bać się o siebie i bliskich.

Planują powołać się nie tylko na prawo do obrony koniecznej, ale także dość kontrowersyjny przepis "stand your ground", obowiązujący na Florydzie. Oznacza on, że osoba, która czuje się zagrożona, nie musi podejmować próby ucieczki, ale może zaatakować, nawet jeśli skutkiem będzie śmierć napastnika.

Z drugiej strony w jednej z meksykańskich gazet ukazał się artykuł, w którym anonimowy znajomy Lyle’a opowiadał o jego niekontrolowanych wybuchach złości i manii prześladowczej. Czy to dlatego Pablo doprowadził do śmierci Juana?

Stracona okazja

W czerwcu na Netfliksie zadebiutował kryminalny serial "Yankee", w którym Lyle gra głównego bohatera.

To mógł być wielki krok w jego karierze, ale ostatnio mówi się o aktorze tylko w nawiązaniu do śmierci, którą spowodował.

Przeszła mu koło nosa rola w filmie "Instrucciones para Su", który miał wejść na ekrany kin na początku przyszłego roku.

Nie zagra też Juana del Diablo w kolejnej adaptacji telenoweli "Dzikie serce". Producenci nie chcą ryzykować, bo w najgorszym wypadku Pablo może spędzić za kratami nawet 15 lat!

akw

Świat Seriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy