"Korzenie": Walka o wolność

Serial, który powstał na podstawie powieści Aleksa Hayleya, podbił serca widzów. Sprawił, że wielu Amerykanów zaczęło się wstydzić, a Afroamerykanie podnieśli dumnie głowy.

Wszystko zaczęło się od rodzinnych opowieści. Historie przekazywane z pokolenia na pokolenie, których Alex Haley wysłuchiwał w młodości w czasie wakacji w Henning, sprawiły, że postanowił uważnie przyjrzeć się swojemu drzewu genealogicznemu. Uświadomił sobie wtedy, iż korzenie jego rodziny sięgają bardzo daleko, bo aż do zachodniej Afryki... Wtedy wpadł na pomysł napisania obyczajowej opowieści, której główną osią dramatyczną będzie historia jego rodu.

Tak powstała powieść "Korzenie: Saga amerykańskiej rodziny" za którą Alex Haley otrzymał w 1977 Nagrodę Pulitzera. Twórcy telewizyjni bardzo szybko zorientowali się, że wydana w 1976 roku książka doskonale nadaje się na serial i zabrali się za jego realizację. "Korzenie" pojawiły się 23 stycznia 1977 roku w kanale ABC.

Reklama

Plemię Mandinka

Według ustaleń pisarza, protoplasta jego rodziny urodził się w Gambii. Nazywał się Kunta i pochodził ze znamienitego rodu Kinte, a jego ojciec Onoro był wojownikiem. Dorastał w niewielkiej wiosce Juffure, gdzie pierwotne wierzenia i tradycje mieszały się z wpływami islamskimi. Jego dzieciństwo upływało według obowiązującego od wieków schematu - najpierw był pod opieką kobiet, potem nastąpił uroczysty moment nadania imienia, rytuał przejścia i młody mężczyzna stał się pełnoprawnym wojownikiem.

I gdy wydawało się, że kolejnym etapem w jego życiu będzie założenie rodziny, na drodze Kunty stanęli bezkompromisowi handlarze niewolników. Przerażony i całkowicie zaskoczony Mandinka trafił na pokład ich statku i w warunkach urągających człowieczeństwu, po kilkumiesięcznej gehennie, dotarł na południe Stanów Zjednoczonych.

Tam w pełni przekonał się, co znaczy okrucieństwo. Mimo dramatycznych przeżyć, utraty tożsamości (właściciel zmienił mu imię na Toby i nadał własne nazwisko), nigdy się nie poddał i do końca swoich dni robił wszystko, by czuć się wolnym człowiekiem. Swoim potomkom przekazał nie tylko umiłowanie swobody, ale także ogromną dumę z afrykańskich korzeni.

Sto lat upokorzeń

Akcja serialu obejmuje ponad sto lat i opowiada o losach czterech pokoleń afroamerykańskiego rodu.

Rozpoczyna się w połowie XVII wieku, a kończy ją wojna secesyjna (1861-65), której jedną z konsekwencji było zniesienie niewolnictwa.

To właśnie wtedy miliony czarnoskórych mieszkańców południowych stanów USA mogło wreszcie zacząć decydować o swoim losie.

Oczywiście, jak zapewne większość z nas pamięta z lekcji historii, nie oznaczało to, że od tego momentu Stany Zjednoczone stały się dla nich rajem na ziemi. Jeszcze przez bardzo długi czas uważani byli za gorszą rasę, a związana z tym segregacja została zniesiona dopiero blisko sto lat później, w 1964 roku.

Czas rozrachunków

W latach siedemdziesiątych zeszłego stulecia w kinie amerykańskim coraz częściej do głosu dochodzili twórcy, których dzieła demitologizowały świetlaną przeszłość USA. Choć szefowie kanałów telewizyjnych byli w tym czasie znacznie bardziej konserwatywni i niechętni do pokazywania przemocy czy patologii, to jednak szefowie ABC postanowili wyemitować miniserial wyprodukowany przez Warner Bros. I chyba dobrze się stało, że z historii opisanej przez Aleksa Haleya nie zrobiono filmu fabularnego, a zdecydowano się na dłuższą formułę.

Produkcja kinowa bez wątpienia wymagałaby rezygnacji z wielu wątków i skrócenia pozostałych. A to zapewne spowodowałoby uproszczenie przedstawionego świata. Ponieważ jednak tak się nie stało, widzowie po obejrzeniu "Korzeni" mieli szansę nie tylko dojść do prostego wniosku, że niewolnictwo było okrutne i złe. Dane im było też nieco zastanowić się nad złożonością ludzkiej natury, dostrzec, że zarówno biali, jak i czarni potrafią być szlachetni, ale także bezduszni i sadystyczni.

Pewnie dlatego już po emisji pierwszych odcinków "Korzenie" uznano za fenomen. W końcu nikt się nie spodziewał, że serial opowiadający o niewolnictwie, w większości z czarnoskórą obsadą stanie się hitem. O tym, że tak było, niech zaświadczy fakt, iż jego finał obejrzało 100 milionów widzów, a "Korzenie" do dziś zajmują trzecie miejsce w rankingu najwyżej ocenianych programów telewizyjnych w USA. Dodatkowo serial został nagrodzony 9 statuetkami Emmy.

W 1979 roku nakręcono dalszą część sagi - siedmioodcinkowe "Korzenie: następne pokolenia".

Galeria postaci

Ponieważ historia opowiedziana w "Korzeniach" toczy się przez ponad sto lat, serial właściwie nie ma jednego głównego bohatera. Stanowiło to pewne utrudnienie dla widzów - nie mogli przywiązać się do postaci, ale także potęgowało ciekawość związaną z tym, co wydarzy się w kolejnym odcinku.

Upływający szybko czas pozwala również wprowadzać coraz to nowe osoby, których światopogląd zmienia się pod wpływem wydarzeń historycznych.

W serialu mogliśmy oglądać LeVara Burtona, który wcielił się w młodego Kunta Kintę i Johna Amosa, który przejął tę postać, gdy osiągnęła dojrzały wiek. Warto zwrócić uwagę także na znanego z roli w "Bonanzie" Lorne’a Greene’a, który wcielił się w Johna Reynoldsa - pierwszego pana Kunty. Ciekawostkę może stanowić fakt, że w obsadzie możemy znaleźć również O.J. Simpsona. Fantastycznym dopełnieniem wizualnej strony serialu była afrykańsko brzmiąca muzyka skomponowana przez Quincy Jonesa.

hm

Świat Seriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy