Przyszedł czas na Hollywood

"Tele Świat": Jak trafiła pani na plan serialu "Luck"?

Weronika Rosati: - Do zgłoszenia kandydatury do tej roli namówił mnie mój amerykański agent. Wysłałam jedynie nagranie sceny z moim udziałem, którą przygotowałam w Polsce, i... zapomniałam o tym.

- Myślałam, że taśma wcale nie trafi do twórców serialu i że wybiorą kandydatkę, która osobiście stawi się na casting. Jednak po kilku tygodniach zadzwonił do mnie mój agent i powiedział, że Michael Mann (producent i reżyser serialu 'Luck', przyp. red.) chciałby mi zaproponować rolę. O takich słowach marzy każdy aktor.

Jaka była pani reakcja?

- Początkowo trudno mi było w to uwierzyć. W pełni zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy skontaktował się ze mną kostiumolog z pytaniem o moje wymiary.

Kim jest postać, którą gra pani w serialu?

- To Naomi, dziewczyna pracująca w kasynie. Zagrałam w czterech odcinkach, moja bohaterka pojawi się w piątym.

Czy miała pani dodatkowe zajęcia z języka angielskiego?

- Tak, ale pracowaliśmy nad pozbawieniem mojej wymowy amerykańskiego akcentu. Mówię po angielsku prawie bez polskiego akcentu, a moja bohaterka jest niewiadomej narodowości, ale nie jest Amerykanką. Dlatego uczyłam się mówić z 20 różnymi akcentami: francuskim, polskim, rosyjskim...

Czy były jeszcze jakieś inne dodatkowe zajęcia?

- Miałam wręcz narzucone przez Michaela Manna lekcje w kasynie. Po kilka godzin dziennie uczyłam się grać w pokera i odpowiednio rozdawać karty.

Jakie nadzieje wiąże pani z rolą w "Luck"?

- Nie liczę, że nagle dostanę mnóstwo propozycji, ale mam nadzieję, że teraz będę miała ułatwiony dostęp do innych castingów w Stanach Zjednoczonych. Może ktoś, kto obejrzy serial, łatwiej mnie skojarzy i da mi kolejną szansę. Przyznam, że bardzo bym chciała, żeby to właśnie się zdarzyło.

Z Weroniką Rosati rozmawiała Marzena Juraczko.